〷●Nagła zmiana●〷

Start from the beginning
                                    

- Jestem Kanda Yū - powiedział to tak, jakby tymi słowami robił komuś łaskę.

- A Ty, co?! Już nawet nie możesz się przedstawić?! - wypaliła moja mama, szarpiąc mnie za rękę. - Twój kuzyn, rówieśnicy i...

- Przestań mnie wreszcie porównywać do innych! - warknęłam oraz wyrwałam się. Już nie mogłam tego znieść. - Jestem Yami*! - wypaliłam, a wtedy zapadła cisza. Było słychać tylko krople deszczu na szybie.

| Yami - ciemność, mrok. Odniesienie do nieco -jak na razie- mrocznego charakteru|

Wyszłam z wściekłością z pomieszczenia, a kiedy już znalazłam się w swoim pokoju trzasnęłam drzwiami. Otworzyłam okno i weszłam na dach, gdyż w sumie nie padało zbyt mocno.

  Chyba dziś nie pooglądam sobie gwiazd - pomyślałam ze smutkiem.

- Twoja matka powiedziała, że masz mi znaleźć posłanie - powiedział ciemnowłosy, gdy wszedł do pomieszczenia. Przez chwilę był zdziwionym tym, że mnie tu nie ma, więc niechętnie weszłam do pokoju.

- I świetnie - burknęłam, ale omijając go wyszłam z pokoju i poszłam po posłanie.

Wróciłam z całkiem porządną, błękitną kołdrą oraz prześcieradłem. Następnie wróciłam na strych po materac, który był okropnie ciężki.

- Trochę Ci to zeszło - oświadczył nieco oschle i zdjął z moich włosów pajęczynę.

- Wybacz, ale przytachałam tu...z resztą nie ważne - odpuściłam sobie sprzeczkę. Wzięłam z mojego łóżka poduszkę w kratkę i podałam mu ją. - Trzymaj - powiedziałam bez emocji. - Jakbyś czegoś potrzebował to mów. - dodałam i znów wyszłam na dach.

Chłopak wziął poduszkę bez słowa.

Chłopak wziął poduszkę bez słowa

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

W nocy nie mogłam zasnąć.

  Jestem pewna, że gdzieś już widziałam ten symbol...mieli go na mundurach - myślałam. - Kiedy byłam bardzo mała i byłam z dziadkiem, spotkaliśmy kobietę, która jak się okazało, była egzorcystą i ostrzegała nas przed Akumami. Widziałam ich już mnóstwo - wracałam myślami do przeszłości. Zamknęłam oczy i oderwałam się od tego nudnego świata.

Śniło mi się, że jestem z dziadkiem. Mamy wiosnę i oboje siedzimy pod kwitnącą jabłonią. Ciągle się uśmiecham. Nagle dziadek wstaje i zaczyna iść w mrok. Staram się go dosięgnąć, ale...

Otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek.

- Czwarta trzydzieści - mruknęłam i otarłam czoło z potu. Nie mogłam już zasnąć, więc ubrałam się i bezdźwięcznie wyszłam przez okno. Zabrałam ze sobą jedynie coś ciepłego i prezent od dziadka. Przeszłam cicho po dachu i zsunęłam się po rynnie. Wychyliłam głowę zza domu i rozejrzałam się. Pusto. Lekko uniosłam kąciki ust i pobiegłam do lasu. Z prawej strony promienie wschodzącego, pomarańczowego słońca zaczęły razić mnie w oczy, ale nie przejmowałam się tym i przyspieszyłam tylko. Po niemal kwadransie zatrzymałam się przed lasem i usiadłam na zwalonym klonie.

- Ach, chciałabym znów ćwiczyć z dziadkiem władanie bronią palną, ale jeszcze bardziej bronią białą! - westchnęłam i wsłuchałam się w ciszę poranka. W oddali dostrzegłam dwie sarny przechadzające się w wysokiej trawie. - Ciekawe czy....Przypomniałam sobie! - powiedziałam sama do siebie, - oni muszą być egzorcystami z tego zakonu, o którym mówił dziadek. W końcu sam tam pracował jako poszukiwacz, ale w końcu z powodu zdrowia przeszedł na emeryturę. O wszystkim opowiadał tylko mi... - mówiłam przyciszonym głosem.

Wtem jakiś dźwięk dotarł do moich uszu. Wstrzymałam oddech i nawet nie drgnęłam.

- Chyba coś słyszę - odezwał się pierwszy głos.

- Akuma?

Kojarzyłam ten ton.

- Och, jaki cudowny widok! Jaki ten świat jest cudowny!

No... to był na bank pan Froi Tiedoll. Jakże on mnie irytował. Co pięknego w tym świecie?

- Generale - warknął Kanda.

- Dobrze, sprawdźmy - odpowiedział zawiedziony.

 Nie, nie, nie! Nie leźcie tu! - zaklinałam w myślach, wstając powoli i zaczęłam się cofać.

- Ruszyło się - oznajmił Noise Marie. - Chyba nas widzi - dodał, kładąc dłonie na słuchawkach.

- Ruszam - burknął szermierz.

- No to pięknie - palnęłam pod nosem.

- NIE! Kanda stój, to... - nie dokończył Marie, bo ciemnowłosy był już bardzo blisko mnie. Na nieszczęście poślizgnęłam się, bo poranna rosa nadal pokrywała ziemię i spadłam. Po chwili miałam przed nosem miecz.

C.D.N.


Słowa: 1350+

〷●Jestem Kanda Yū●〷Where stories live. Discover now