C o m i n g o u t

544 59 46
                                    

- Co ty robisz, Maeby?

- Okazuję swoją złość, zażenowanie i bóg wie, co jeszcze – wzruszam ramionami i dodaję: - To trochę zabolało, Craig.

- Ja jebię, co ja najlepszego, kuźwa, zrobiłem... – mamrocze do siebie Tyler i rzuca się w moją stronę. – Maeby, nie odchodź, proszę!

- Masz zamiar kazać mi stać tutaj, na cholernym szkolnym korytarzu, do końca swojego życia? – przeinaczam znaczenie jego słów i odchodzę z moim, tylko moim Trickiem. Bo tylko mi zaufał i tylko ja mam prawo naruszać jego przestrzeń prywatną.

Chociażby dlatego, że tylko mi na to pozwolił. Tylko ja zasłużyłam.

Na sympatię niektórych jednostek naprawdę trzeba sobie zasłużyć i docenić ich odmienność, bo czasem tylko tego potrzebują, żeby się otworzyć i pokazać, jak wiele marnują ludzie, którym ich egzystencja zwisa i nie ma zamiaru przestać.


- Puk, puk – wyje Cindy za drzwiami wejściowymi. Zaglądam przez wizjer i dostrzegam jej wypchany po same brzegi plecak Eastpak i papierową torbę z jakiejś sieci sklepów spożywczych. Naciskam na klamkę. – Milion-Dolarowa Maeby! – rzuca mi się na szyję. – Jak ty pięknie dziś wyglądasz!

Patrzę w dół. Jestem w piżamie.

- Dzięki. Ty też niczego sobie.

Kłamstwo!

Cindy wygląda ślicznie w swojej krótkiej białej sukience, delikatnym, białym wianku, białych butach na ogromnej platformie i tych jej pończochach, które kosztowały zdecydowanie zbyt dużo. Włosy ma spięte w dwa koczki po bokach głowy. Przyglądam się jej obuwiu i dostrzegam, że w podeszwie jednego wycięta na wylot jest gwiazdka, a podeszwie drugiego – księżyc.

- Czy mogę wejść? – uśmiecha się i wygląda jak urocze emoji.

- Tak, tak, właź – zapraszam ją ruchem dłoni. Ledwo chodzi na swoich wielkich obcasach, przez co praktycznie nie odstępuje od ściany, o którą się podpiera.

- Dzień dobry państwu! – macha ręką do moich rodziców i przybija piątkę Lenny'emu, który ewidentnie jest w niej zakochany.

- Co masz w tym plecaku?

- Jak to „co"? Moje materiały do charakteryzacji, ty ciołku.

- O boże – jęczę i zaczynam wbiegać po schodach. Otwieram drzwi do mojego pokoju. Cindy wykonuje rzut plecakiem i trafia w mojego niedomkniętego laptopa. Torba odbija się minimalnie i zrzuca otwartą paczkę żelków.

- Sorka.

- Ta – opuszczam ramiona z rezygnacją. – Chcesz żelka z podłogi?

- Nie, minęło już 5 sekund, pomylona jesteś czy co? – marszczy czoło z niedowierzaniem, a ja znów tracę resztki wiary w tę rasę.

- Nieważne – otrząsam się i odpinam jej plecak. Dostrzegam buty, które przyprawiają mnie o atak apopleksji. – Co to jest i jakim cudem wcisnęłaś to do plecaka?

- Się ma, się wie.

- Ale ta odpowiedź nie ma sensu!

- Lepiej spójrz, jakie cudeńka – wydobywa je z torby i stawia na moim łóżku. Są to białe buty, których niebotycznie wysoka podeszwa udekorowana jest zdjęciem nieba, na którym kłębią się chmury. Jak coś, co jest tak bardzo nie-w-moim-stylu może mi się tak spodobać? – Ha? HA?!

- Ja cię chromolę – podnoszę buty i obracam je przed oczami. Z niedowierzaniem macam podeszwę. – Skąd to wytrzasnęłaś?

- To nieistotne – macha lekceważąco rękami. – Ważne, że będziesz wyglądała totalnie pierwszorzędnie na dzisiejszej imprezie.

That Odd GuyWhere stories live. Discover now