O b r o ń m n i e

603 69 10
                                    

Cindy stoi opatulona w kolorowy szalik, zbyt ciepłą, jak na dzisiejszą pogodę kurtkę i bladoróżową beanie z serduszkiem. W ręce ściska czerwoną kartkę w kształcie serca i długą różę.

Ah, dzisiaj Walentynki...

Dzisiaj bal.

- Wszystkiego najlepszego! – drze się, widząc, że wychylam się przez okno.

- Dzięki – wymuszam najmilszy uśmiech z Galerii Uśmiechów i schodzę na dół, bo, jak sądzę, kwiatek i kartka są dla mnie.

Cindy wciska mi je i przytula mocno.

- No, to jak się odstrzelasz na dzisiejszą imprezę?

- Nie chcę cię niepokoić, ale nie mam zamiaru na nią iść.

Iskra w jej oczach gaśnie.

- Jak to? – syczy. – Pierwsza impreza w tym semestrze a ty nie. Chcesz. Na. Nią. Iść?! – jest oburzona i energicznie wymachuje rękami.

- Cindy... nie, żeby coś, ale, cóż, nikt mnie nie zaprosił – wyznaję.

Cindy wlepia we mnie swoje wielkie oczy i milknie na krótką chwilę, która dla niej jest, mimo wszystko, rekordowo długa.

- Jak to?! – wykrzykuje ponownie, ale kilka razy głośniej. – Przecież jesteś piękna! Przecież WSZYSTKIE CHŁOPAKI SIĘ DO CIEBIE ŚLINIĄ!

- EJ! – karcę ją. – Przestań się drzeć! Nikt się nie ślini, rozumiesz? – rozwiewam jej wątpliwości.

Szkoda, że nie zna tego w a ż n i e j s z e g o powodu mojej nadchodzącej nieobecności.

Prawda jest taka, że Nichols napisał do mnie wiadomość.

Zapytał, czy nie chciałabym wyjść wieczorem z nim i „jego znajomymi" do skateparku przy galerii sztuki Tate około 7, czyli pół godziny po zaczęciu się szkolnej imprezy. Kolejna rzecz, do której muszę się przyznać (sama przed sobą): zgodziłam się tylko po to, żeby poznać jego przyjaciół. Zgodziłam się tylko po to, żeby na własne oczy zobaczyć te osoby owiane legendą. Żeby zobaczyć, jak Patrick Nichols, punk i totalny odludek NIE JEST chamski, szorstki i małomówny.

Jak jest w swoim żywiole, słucha muzyki, popisuje się na desce i nie wdaje się w bójki.

Ale przecież nie powiem tego Cindy.... Nie, nie teraz. To nie jest dobry moment. Niech ochłonie.

- To może ja też nie pójdę? Wpadniesz do mnie? Posiedzimy razem. I tak zaprosił mnie ten dziwak z równoległej klasy, więc nie mam zbyt wiele do stracenia... - pomrukuje.

- Nie, nie, nie, naprawdę dziękuję, Cins – wymyśliłam jej taką ksywę. – Będziemy mogły popisać smsy, albo na Messengerze, a może na Kik – zaczynam wymieniać. – Ale wiesz, Skype i rozmowa przez telefon odpadają, bo mam dzisiaj... Eee... Wieczór gier planszowych z rodziną. Tak. Mój brat koniecznie chce dzisiaj odegrać partyjkę...

Myśl, Maeby! Myśl!

- Monopoly w wersji Disney! – wypalam.


Wpół do 7. Jestem już w skateparku. Tate wznosi się nad wszystkimi innymi budynkami, Tamizę pokrywa cienka warstwa lodu. Mostami pędzą ludzie.

Londyn dopiero się rozkręca, myślę. On się dopiero rozkręca.

Przysiadam na barierce. Wokół mnie jeździ kilku chłopaków. Zaczepiają mnie, ale ja ich ignoruję; zastanawiam się, jak oni cokolwiek widzą w takich ciemnościach. Wykonują różne skomplikowane triki, a ja, niewdzięczna, i tak ich nie doceniam.

That Odd GuyWhere stories live. Discover now