W s p o m n i e n i a

619 61 26
                                    

Trick wykrzywia delikatne usta w kiepsko udawany uśmiech. Bluza moro jest zdecydowanie zbyt duża, jak na jego szczupłą figurę. Granatowe rurki są zmasakrowane i tak punkowe, że przeszywa mnie fala zazdrości. Wsunął je w rozwiązane do połowy glany, zapinane na dodatkowe, grube paski. Plecak znów niedbale rzucił na ziemię. Mój wzrok od razu przykuwają jego włosy. Rosnące boki zostawił w spokoju, ale przydługawy środek ułożył w grzywkę i teraz wygląda jak Pete Wentz, kiedy jeszcze był Królem Emo.

- Cześć.

- Hej! Boże, super włosy – witam go, znacznie bardziej entuzjastycznie. Rozpościeram ręce na znak, że ma mnie przytulić. Oczywiście nie reaguje nawet mrugnięciem. Z rezygnacją opuszczam ramiona i zdmuchuje kosmyk włosów z oczu.

- Wzięłaś może czarną kredkę do oczu?

- Tak, a co?

- Bo zapomniałem swojej – pociera nos. W końcu nie wytrzymuję, podchodzę i demonstracyjnie uściskam go. Patrick nawet się nie rusza. Wyciągam z portfela jego bilet na pociąg.

- No, to twoje. Teraz musimy tylko wbić na dworzec i pojechać. Godzina i będziemy – szczerzę się szeroko, próbując jakoś rozweselić punka. Porusza nosem, podnosi plecak z ziemi i odchrząkuje od niechcenia.

- Godzina to w cholerę długo.


Za oknem widzę pusty peron, budkę z gazetami i jedną, jedyną osobę, która na kogoś czeka. Zabieramy się z Patrickiem i wychodzimy z pociągu. Do wyczekującego mężczyzny podbiega mała dziewczynka, mniej więcej w wieku Lenny'ego. Rzuca się mu na szyję.

- Sally! – krzyczy jej w drobniutkie ramię. Uśmiecham się sama do siebie, myśląc, że może Nichols też kiedyś rzucał się tak ojcu na szyję.Musiał uroczo wyglądać jako dzieciak!

- Jak tu cudownie – wzdycha Patrick, stanąwszy na samym środku peronu. Mężczyzna i Sally już sobie poszli. Jesteśmy tylko my i pociąg. – Czy zawsze jest tu tak pusto?

- No, często. W tygodniu zazwyczaj tylko rano ktoś rzeczywiście tu jest. Wiesz, Dorking nie jest za duże.

- To piękne – rozgląda się wokoło. – Im mniejsza populacja, tym mniej potworów – mówi, niby do mnie, a jednak sprawia wrażenie, jakby rozmawiał z samym sobą.

- Idziemy? – ciągnę go za pasek, niewłożony w szlufki spodni.

- Tak – kiwa głową, wracając do rzeczywistości. – Tak, chodźmy – uśmiecha się pod nosem. Przeprowadzam go schodami na stację. Stajemy przy wejściu, zaraz obok niewielkiego sklepiku. Nichols nie wydaje się być zainteresowany napojem o smaku batonika Snickers. Na parkingu dostrzegam czerwone renault mojej ciotki. Trąbi na cały parking i ruchem ręki zaprasza nas do samochodu. Ciągnę Patricka w jego kierunku.

- Dzień dobry – wita nas moja ciocia, Margo. Zawsze jest pogodna i kolorowo ubrana. Akceptuje każdego, bez względu na usposobienie i nawet nie zwraca zbytniej uwagi na ubranie Patricka. Nie to, co moja mama. Nachyla się do mnie dyskretnie i pyta: - Jesteście razem?

- Nie – odpowiadam machinalnie.

A jakby to było, gdybyśmy jednak byli razem...?


Ciocia odwiozła nas do swojego domu i z powodu braku dodatkowej sypialni wylądowałam w salonie z jej wielkim psem. Teoretycznie mogłam zaklepać sobie stary pokój jej syna, ale oddałam go Nicholsowi.Oglądam jakieś nocne programy w BBC. Pokazałam Patrickowi okolicę. Z zachwytem patrzył na wszystkie wzgórza drąc się, jak to świetnie byłoby zjeżdżać tu na desce i jak puste jest całe to miasto. Tylko co jakiś czas przewijała się przed naszymi oczami jakakolwiek osoba. Oszalał na widok mojej podstawówki, która jest niewielkim i staroświeckim budynkiem skrytym wśród drzew. Szkoła św. Michała. Cudo, do którego idzie się po kilku pagórkach i czuje się, jakby właśnie miało się zniknąć w krainie, w której nikogo nic nie obchodzi, bo jest tak pięknie, spokojnie i... wiejsko. Usiedliśmy pod jednym z drzew zaraz przy ścieżce, która prowadzi do szkoły i graliśmy na Nintendo mojego młodszego brata. Patrick okazał się mistrzem Pokemonów, a ja – zwykłym, żałosnym tworem, który na widok umiejętności Nicholsa zapomniał, jak się gra. Zachwycał go każdy zakręt, wszystkie stare dęby przyprawiały o napady apopleksji. Co jakiś czas machinalnie łapał mnie za rękę i ciągnął, by spróbować wejść na drzewo, albo zapytać „kto mieszka w tym domu? Kuźwa, jaki on majestatyczny". Przybił nawet piątki kilku chłopcom, którzy prowadzili swoje rowery poboczem.

To tak zachowuje się Tricky, gdy nie widzi ryzyka odrzucenia. Ciekawe, kiedy ostatnio pozwolono mu być sobą?

Następnie wróciliśmy do domu i moja ciocia poczęstowała nas naleśnikami. Patrick nic nie zjadł. Wypił tylko herbatę i gdy moja ciocia akurat nie patrzyła, połknął 3 różne tabletki.

Programy w BBC są żenująco nudne, więc szukam MTV.

Kanał niedostępny.

Wyłączam telewizor i zakopuję się pod kocem. Jest mi cholernie zimno. Teraz, gdy wyłączyłam jedyne źródło światła, ostatnią rzeczą oświetlającą pokój jest chłodna jasność księżyca, wpadająca przez niezasłonięte okno balkonowe. Pies cioci Margo, Jason, chrapie. Zdjęcie moich kuzynów wlepia się we mnie, jakbym była jakąkolwiek atrakcją, chociaż pragnę zaznaczyć, że jestem ubrana w legginsy i za dużą koszulkę do baseballa, należącą (w sumie) do mojego taty. Owinięta w koc niczym w kokon wstaję i kieruję swoje kroki do lodówki. Wyciągam z niej herbatę z miodem i cytryną w słoiku (moja ciocia ma dziwne zwyczaje). Odkręcam wieczko i wypijam połowę. Jason zaciąga się powietrzem. Wracam na kanapę i opieram się o podłokietnik. Podnoszę telefon z podłogi i sprawdzam godzinę. 1:35. Boję się zasnąć. Boję się zasnąć, bo nie chcę śnić o Patricku.

Boję się, że te sny kiedyś staną się rzeczywistością.

Przysięgam sobie, że dzisiaj nie zasnę i wkładam słuchawki do uszu.

Why put a new address on the same old loneliness

When breathing just passes the time

Until we all just get old and die?

Now talking's just a waste of breath

And living's just a waste of death

And why put a new address on the same old loneliness?

And this is you and me

And me and you

Until we've got nothing left

Pete krzyczy, dając upust swoim emo-emocjom i dając mi chociaż trochę szans na utrzymanie się przy pełnej świadomości. Nagle podskakuję w miejscu i upuszczam telefon na drewniany parkiet.

- Maeby – szepcze Patrick w drzwiach salonu. – Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale możesz przyjść do mnie do pokoju?

___________________________________

- Polsat – szepczą komentarze.

Zero wiary we mnie!

„Pojedzie z Craigiem"! Jeszcze czego?!

Żarcik c: mam nadzieję, że rozwój wydarzeń Was póki co zadowala! Do następnego! Kocham i ściskam niczym cytryny!

Hot, sweaty and a bowl of spaghetti FallOutPizzaPrincess

That Odd GuyWhere stories live. Discover now