18 ← Nie będzie wesoło. →

569 29 4
                                    

24 czerwca  2018 rok

Atmosfera po meczu w szatni była grobowa. Nikt nawet nie miał ochoty się odzywać, byli zbyt przybici świadomością, że to koniec. Stadion już dawno opustoszał, tylko nasza drużyna została. Jakoś nie mieliśmy ochoty wracać do hotelu.

-Widziałeś gdzieś Łukasza? -zapytałam siedzącego obok mnie Kubę, gdy zorientowałam się, że nie ma go w szatni.

-Nie, ale zapewne włóczy się gdzieś po stadionie wiesz, że źle znosi porażki. -odpowiedział Błaszczykowski.

-Pójdę go lepiej poszukać, nie czekajcie na nas. Jakoś wrócimy. -powiedziałam wychodząc z szatni.

Chodziłam korytarzami szukając mężczyzny,  jednak nigdzie go nie było. Ostatnim miejscem, na którym mógłby być była murawa. I faktycznie blondyn stał na samym środku boiska wpatrując się w rozgwieżdżone niebo. Powoli do niego podeszłam.

-Przytul mnie proszę. -powiedział nagle, gdy stałam już obok niego.

Przytuliłam go, tak po prostu. Wiedziałam, że bardzo tego teraz potrzebuje, dlatego też pozwoliłam sobie na taki gest. Pomimo tego, że Piszczek był ode mnie wyższy nie przeszkadzało  mu to, aby wtulić się we mnie niczym małe, bezbronne dziecko.

-Ey mistrzu, przecież nic się nie stało. -powiedziałam słysząc cichy szloch mężczyzny.

-Zawaliłem, mogłem grać lepiej, uważniej, dokładniej. Może wtedy byśmy wygrali... -opadł na murawę ścierając pojedyncze łzy z twarzy.

-To nie twoja wina, że przegraliście i dobrze o tym wiesz. -powiedziałam siadając obok niego na murawie.

-Aria, ale mogłem zrobić więcej. A teraz co najwyżej mogę zacząć pakować walizki.

-Przestań. Stało się i tyle, trzeba zapomnieć i przygotować się na Japonię...

-Z którą też przegramy. -przerwał mi Piszczek. -O takim meczu nie da się tak łatwo zapomnieć.  Poza tym już widzę te wszystkie nagłówki w gazetach. Zawiedliśmy naszych kibiców...

-Pamiętasz naszą zasadę z Euro? -zapytałam.

-Co to ma do rzeczy?

-Nigdy się nie poddawaj mistrzu. Nigdy, przenigdy nie wątp w swoje umiejętności i pamiętaj, że dla mnie zawsze będziesz mistrzem tak samo jak dla kibiców. -powiedziałam lekko się uśmiechając.

-Dziękuje.

-Nie ma za co, Łukasz.

-Ależ jest. Wierzysz w nas zawsze i pomimo wszystko. Jesteś przy nas nawet ,gdy zagramy fatalny mecz i nikt nie chce nas oglądać. Wspierasz mnie chociaż powinnaś o mnie zapomnieć po tym co ci zrobiłem. -tłumaczył.

-Nigdy o tobie nie zapomnę. -wyszeptałam. -Wiesz, że prawdopodobnie pójdziemy z buta do hotelu. Ale mamy szczęście, że w kazaniu nie ma tak dużo hoteli więc powinniśmy  trafić.-zaśmiałam się.

-To lepiej chodźmy,  bo czasami jeszcze zacznie padać i wtedy już całkiem nie będzie wesoło. -stwierdził podnosząc się z murawy i podając mi rękę, abym również wstała.

Wracaliśmy w ciszy trzymając się za ręce. Było już późno, ciemne niebo rozświetlały gwiazdy. Ulice były ciche, jedynie gdzieniegdzie było słychać kolumbijskich kibiców świętujących zwycięstwo. Byliśmy też my tak bardzo niepasujący do siebie pośród tego zwariowanego świata...

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Happy←Łukasz Piszczek→( W Trakcie Poprawek ) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz