First meeting oraz czemu nie powinno się ufać FBI

Zacznij od początku
                                    

- Przepraszam, ale najpierw pytania - powiedział miło, jednak stanowczo pan Spears.

- Jasne - mruknęła bardziej do siebie niż do nich, po czym tak jak oni, usiadła przy małym stoliku.

- Musimy wiedzieć czy Thomas miał jakichś wrogów. Czy był ktoś, kto życzył mu śmierci? -spytał Richards, od razu przyjmując bardziej oficjalny ton głosu. Pokręciła głową energicznie.

- Nigdy. On był.. Był najmilszym człowiekiem jakiego spotkałam. Troszczył się o wszystkich, a jeśli kogoś nie lubił, to po prostu się nie odzywał do niego. Bardziej ja mogłabym być w niebezpieczeństwie ze strony ludzi i nieludzi niż on - powiedziała, zanim zdążyła ugryźć się w język. Spojrzała na agentów, którzy wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

- Czemu powiedziała pani 'nieludzi'? - spytał agent Richards, patrząc na nią z nieukrywanym zaciekawieniem.

- Pewnie uznacie mnie za wariatkę czy coś, ale oglądałam już tyle filmów, że wiem, że coś czemu rosną zęby zaraz przed tym, jak wgryzie się w szyje kolesia za budynkiem sklepu nie jest człowiekiem, mimo, że na takiego wygląda - powiedziała szybko, myśląc, że co najwyżej uznają ją za niepoczytalną i nie będą jej więcej zadawać pytań. Myliła się. Bardzo.

- Nie jest pani wariatką - uśmiechnął się pocieszająco Richards. Ledwo ugryzła się w język, żeby nie podziękować sarkastycznie za profesjonalną opinie. - Czy może nam pani powiedzieć.. Może ktoś kręcił się koło Thomasa albo on dziwnie się zachowywał?

- Nie miałam z nim kontaktu od dwóch miesięcy przez jego dziewczynę - skrzywiła się. - Zaraz po tym jak zerwaliśmy nadal byliśmy dobrymi znajomymi, ale kiedy poznał Camille.. Jakby się zmienił w zupełnie innego człowieka. Nadal był miły, ale.. Zbywał wszystkich. Poza tym nikt o niej nie wiedział. Nawet jego rodzina. Ja dowiedziałam się przypadkiem..

- Wie pani może gdzie mieszka Camille? - spytał agent Spears, a kiedy kiwnęła głową i podała im adres, Spears przesunął do niej wizytówkę i długopis. - Proszę podać swój numer, żebyśmy mogli się z panią skontaktować w razie, gdybyśmy mieli jeszcze jakieś pytania.

Zapisała ciąg cyfr, po czym odprowadziła agentów do wyjścia.

- Dziękujemy za współpracę i.. Przykro nam z powodu pani straty - powiedział Richards, a ona kiwnęła tylko głową i odprowadziła agentów wzrokiem. Kiedy jej spojrzenie padło na samochód, do którego wsiadali, jej oczy prawie wypadły z orbit. Jeszcze raz przyjrzała się mężczyznom i pokręciła głową. To nie było możliwe. Nie w tym życiu.

Wyłączyła muzykę, pozamykała wszystkie okna i drzwi, po czym wsiadła do starego, czarnego Kadilaka, odpaliła silnik, włożyła płytę z ulubioną składanką do odtwarzacza i ruszyła w stronę domu, odrobinę za mocno wciskając pedał gazu.

Następnego dnia nie poszła do pracy. Nie to, że nie dała rady funkcjonować ani nic z tych rzeczy. Oczywiście, ruszyła ją śmierć Thomasa, ale to, że stracili kontakt osłabiło jej reakcje. Bardziej chodziło o to, że zaspała. Wstała dopiero o 11, kiedy o tej porze powinna już być w pracy od 3 godzin. Zadzwoniła do szefa, wmawiając mu, że się przeziębiła i załatwiając sobie tym trzy wolne dni. Jeśli się nie dowie, że to kłamstwo, wszystko będzie dobrze.

Tak wiec teraz, o 15, siedziała na kanapie, pożerając placek, który zrobiła godzinę wcześniej, popijając go drugą tego dnia kawą i oglądając serial. Sporadycznie też pisała z Cassy, kiedy tylko ta miała czas odpisać na przerwach miedzy lekcjami i czasami na lekcjach. Deany nadal podziwiała przyjaciółkę, że ta ucząc angielskiego w gimnazjum jeszcze nikogo nie zarąbała siekierą.

Nagle jej telefon się rozdzwonił, a ona odebrała niechętnie, widząc na ekranie nieznany numer.

-Tak? - ziewnęła, pauzując odcinek.

- Deany? - usłyszała nieco zmieniony głos agenta Richardsa. - Mogłabyś podać mi swój adres? To ważne! - zawołał, musząc przekrzyczeć odgłosy rozbijanej szyby i kilku strzałów. Bez zbędnych ceregieli podała ulice i numer budynku, po czym szybko zmieniła piżamę na legginsy i za dużą, polarową koszule w kratę i wybiegła przed dom.

Kilka minut później lekko poturbowana Chevy Impala zaparkowała na podjeździe. Z samochodu wyskoczył agent Richards, a zaraz za nim agent Spears. Widząc ich w zwykłych ubraniach, rozpoznała te mordki. Wszystkie elementy układanki wskoczyły na miejsce. Pamiętała, jak Jo opowiadała jej o nich, ale zanim Deany zdążyła o cokolwiek spytać, mężczyźni popchnęli ją w stronę drzwi i kazali biec do środka.

- Co się dzieje? - spytała zdezorientowana, kiedy mężczyźni zatrzasnęli za sobą drzwi i stanęli w gotowości. Jeden przy drzwiach, jeden przy oknie. A Deany cicho jęknęła widząc w ich dłoniach broń. Niby wiedziała, ale.. - Moglibyście..

- Cicho - syknął pan Niby-Spears. - Ukryj się gdzieś - szepnął, wciąż nie spuszczając wzroku z podwórka. Posłusznie skierowała swoje szybkie kroki do sypialni. Po chwili pożałowała tej decyzji, kiedy usłyszała szczek rozbijanego okna. Nie zdążyła nawet krzyknąć. Ktoś od tyłu skoczył na nią, ściskając jej szczękę ręką, a pałce drugiej dłoni zacisnęły się na jej szyi.

- Ani. Drgnij - usłyszała nieludzkie warkniecie. Poczuła, że oddech uwiązł jej w gardle, kiedy chwyciła dłoń napastnika. Kopnęła go w kolano, zaciskając mocno powieki. Uścisk zelżał, a ona sama padła na ziemie i wzięła głęboki wdech.

- Sam! Dean! Tutaj jest! - krzyknęła, próbując wstać, ale została przygnieciona przez ciężar napastnika. Usłyszała tylko szybkie kroki, przeładowywanie broni i Deana, który krzyknął imię Castiela. Chwile potem poczuła tępy ból z tyłu głowy, po czym pochłonęła ją ciemność.



Zwyłam hardo. Zjebałam pisząc to, ale i tak kocham, wiec heh.

XD

Another Not Natural Story // SPN [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz