Rozdział 67

3.5K 165 5
                                    

Bal zbliżał się wielkimi krokami a ja nie wiem nawet z kim pójdę ani co włożę bo jedyne co robię to martwię się egzaminami końcowymi. Niby wiedziałam że są dopiero za kilka miesięcy i na jaką uczelnię chcę iść, a dokładniej do uniwersytetu artystycznego gdzie będę się uczyła na projektanta mody, dyrektorką tej uczelni jest koleżanka mojej mamy co jest jeszcze jednym plusem ale i tak trochę się martwię tym wszystkim. Ale dziś postanowiłam się niczym nie martwić i zrobić sobie dzień wolny od wszystkiego, no oprócz od szkoły bo mój ojciec to nadęty nudziarz i nawet nie chcę słyszeć nic o opuszczaniu zajęć.

Związałam włosy w wysokiego kucyka i wzięłam słuchawki, moją pierwszą częścią planu była siłownia. Całe szczęście tata i Marlin są na jakiejś konferencji i przyjadą dopiero jutro a Isabell pewnie jest gdzieś z Zackiem, jak tylko myślę o nich razem wszystko co do tej pory zjadłam przewraca mi się w żołądku dlatego też dziś nie chcę o nich myśleć. W siłowni byłam po 15 minutach, zaczęłam swoje standardowe ćwiczenia gdy mi przerwano

-Ashely- usłyszałam dobrze znany mi głos

-O Zack, hej- powiedziałam nie patrząc na chłopaka

-Słyszałem że zerwałaś z Antonio

-Ymmm tak - pomiędzy nami wyczuwalna była tak gęsta atmosfera że można było ją ciąć nożem

-Jak się czujesz? -wzruszyłam tylko ramionami i słabo się uśmiechnęłam

Przez chwilę staliśmy w ciszy i żadne z nas się nie odzywało

-Jesteś z Isabell?

-Nie

Okropnie wkurzało mnie to że nasze rozmowy teraz wyglądają tylko i wyłącznie w ten sposób, jak na siebie nie krzyczymy to nie wiemy co robić i wijemy się jak robaki próbując złożyć jakiś sensowny dialog.

-Pójdę już- Powiedział chłopak, najwyraźniej też nie podobała mu się Atmosfera panująca między nami

-Tak ja też- Tak też zrobiłam

Chciałbym żeby ta rozmowa spłynęła po mnie jak woda po kaczce ale nic na to nie poradzę że lubię tego chłopaka, mimo że on pewnie mnie nienawidzi mnie podobały się nasze wspólne rozmowy i spacery.

Przez cały powrót do domu myślałam o tym jak załagodzić relacje z Blackiem ale nic sensownego nie wymyśliłam, zrezygnowana weszłam do domu i nie zwróciłam uwagi na jeden bardzo ważny element, a mianowicie rząd drogich samochodów.

-Oh Ashely- głos Camalli przeciekał jadem

-We własnej osobie-Powiedziałam i machnęłam włosami

-Wiesz jakoś nie potrafisz utrzymać przy sobie chłopaka-powiedziała ze złośliwym uśmiechem Isabell

-No wiesz ja wolę żeby chłopak coś do mnie czuł a nie kradnę go od innych podstępem - Nie mogac dłużej ich słuchać po prostu weszłam na górę.

Napełniłam wannę wodą, nasypałam soli i wlałam płynu do bąbelków. Weszłam do ciepłej cieczy i moje mięśnie momentalnie się rozluźniły. Żeby nie słyszeć głosu plastikowych lalek barbie włączyłam muzykę i wzięłam Elle do czytania. Po 20 minutach mój błogi wypoczynek przerwał dzwonek telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz i zobaczyłam twarz Lilly, nie wychodząc z wanny przyłożyłam iphona do ucha.

-Halo

-Ashely- usłyszałam podekscytowany głos dziewczyny -Nie uwierzysz

-Sprawdźmy - Uśmiechnęłam się sama do siebie

-Lecimy do Nowego Yorku- krzyknęła

- Zaraz jak to MY?

-No normalnie tata powiedział że mogę lecieć i mogę zabrać kogo chcę- powiedziała głosem małej dziewczynki, która dostała swoją pierwszą lalkę

Zaczęłam krzyczeć jak nie normalna z podekscytowania

-Stop a mój tata?

- O to się nie martw wszystko jest załatwione, spędzimy weekend na szalonych zakupach baby

Zaczęłam skakać i piszczeć ze szczęścia, nie chodzi już o to że zrobię wielkie zakupy tylko o sam fakt oderwania się od tej rzeczywistości i spędzenia cudownych dwóch dni z przyjaciółką czy to nie jest marzenie każdej dziewczyny?

-Ej laska pakuj się za 50 minut będzie po ciebie samochód

Po tych słowach wyszłam z wanny i ubrałam szlafrok, włosy dokładnie wysuszyłam i przy okazji spakowałam kosmetyczkę.

W czasie pakowania torby, zadzwoniłam do mamy i poinformowałam ją o mojej wycieczce z czego bardzo się ucieszyła bo jak to powiedziała "Bałam się że nie znajdziesz przyjaciół, czasami jesteś bardzo dziwna" Moja mama jak zawsze we mnie wierzy.

Ubrałam się i zbiegłam na dół gdy usłyszałam dzwonek do drzwi.

- A pan po kogo?- Isabell stała oparta o framugę

-Po mnie- powiedziałam głośno żeby jej pozostałe koleżaneczki także usłyszały

-A to niby dlaczego?

-Bo lecę do Nowego Yorku- ostanie dwa słowa powiedziałam wręcz śpiewająco- A teraz przepraszam New York czeka.

Ku mojemu zdziwieniu nie pojechaliśmy do domu Blacków tylko na coś co wyglądało jak pas startowy dla samolotów i jak się okazało nim było.

-Nie ogarniam to nie lotnisko- Powiedziałam do Lilly gdy ją zobaczyłam

-Nie to nie lotnisko-potwierdziła-lecimy prywatnym samolotem

Wytrzeszczyłam oczy

-No co myślałaś że będę latać klasą ekonomiczną jak jakiś plebs- Lilly się uśmiechnęłam i weszła do pięknego, prywatnego samolotu.

--
Przepraszam że mnie tak długo nie było😨 Komentujcie i gwiazdkujcie😘

PerfectWhere stories live. Discover now