Rozdział 60

3.6K 152 4
                                    

Nieubłaganie nadchodzi sobota, a co się z tym wiąże- rodzinny dzień. Nie wiem nawet co mam o tym myśleć z jednej strony chciałabym lepiej poznać moją tutejszą rodzinę, a z drugiej strony cały dzień z okropną Isabell nawet nie wiem dlaczego się jej boję, spotykałam się już z takimi dziewczynami i żadna z nich nie napędziła mi takiego stracha.

- Słuchasz mnie w ogóle- oburzyła się Lilly

- Sory zamyśliłam się- miałyśmy akurat wf i biegałyśmy do około boiska, a na dworze gdzie było zimno.

Wszystkie dziewczyny miały na sobie grube bluzy i kaptury oprócz Lilly ona wyznaje zasadę że lepiej ładnie wyglądać i marznąć.

- Mówiłam że możemy się jutro gdzieś wybrać- dziewczyna zatrzymała się na chwilę.

- Chciałabym- jęknęłam- Ale mamy "rodzinny dzień"

- Co? Co to w ogóle znaczy?

- Panno Black, panno Faith nie obijać się- Krzyknął nauczyciel

-Już, już - krzyknęłam i zaczęłam biec dalej- To jest dzień rodzinny

Lilly przewróciła oczami ale już się nie odzywała. 
                             ***
Wyszłam ze szkoły prawie biegnąc ten tydzień mnie wymęczył i nie tylko dlatego bo Zack co chwila rzucał mi spojrzenia pełne jadu a Isabell i reszta lalek barbie tylko czekały aby przypomnieć mi że Black mnie nienawidzi. Byłam tym wszystkim zmęczona,byłam zmęczona tym że muszę udawać przy tacie że kocham jego córeczkę, byłam zmęczona udawaniem że słowa Zacka nic dla mnie nie znaczyły, byłam zmęczona byciem perfekcyjną. Problem jest w tym że gdy byłam z Zackiem czułam że nie muszę starać się być idealna, mogę być sobą. Westchnęłam ciężko i gdy miałam zamiar wsiąść do samochodu zatrzymały mnie dwie dziewczyny. Jedna z nich była ubrana w przesłodką sukieneczkę w czereśnie, miała buty w babeczki a jej włosy zdobiło mnóstwo kolorowych spinek. Druga była mniej kolorowa ale nadal kolorowa.

-Hej Ashely -powiedziały równocześnie

-Hej, znamy się? -Nie przypominam sobie żeby z nimi kiedykolwiek rozmawiała

-Ty nas nie znasz ale my ciebie tak, jesteśmy z gazetki-powiedziała ta bardziej kolorowa-Mam na imię Kim a to jest Meg

-Chciałyśmy zapytać czy będziesz kandydować na królową szkoły?

-Co? Nie wiem nawet nic o balu

-Jak to?-zdziwiła się -Za miesiąc jest bal zimowy, na którym będą wybory na króla i królową szkoły, wszystkie dziewczyny w świcie Camalli biorą udział w tym twoja siostra, czy masz zamiar ją pobić?-Meg włączyła dyktafon

-Nie, nie wiem nawet nic o balu - Jeśli zostanę królową szkoły to doszczętnie zniszczy Isabell ale nie wiem czy tego chcę-Sory ale muszę już iść-powiedziałam i wsiadłam do samochodu.

***

-Świetny wybór siostrzyczko-Isabell jak gdyby nigdy nic wparowała do mojej garderoby gdy się przebierałam

-O co ci znów chodzi?-Byłam już zamęczona jej zabawami

-O tym że nie bierzesz udziału w wyborach na królową szkoły

-Jak zauważyłaś ja robię same dobre wybory- powiedziałam i popchnęłam ją w kierunku drzwi- A teraz chcę się ubrać

Ubrałam legginsy i sportowy stanik, wzięłam bluzę i zbiegłam na dół.

-Gdzieś idziesz Ashley?-zawołała Marlin

-Tak chciałam pójść na siłownię

-Dobrze tylko nie wracaj za późno

Stwierdziłam że przejdę się piechotą, do siłowni nie jest daleko a spacer mi dobrze zrobi. Włożyłam na głowę czapkę i założyłam kurtkę jeansową. Włożyłam w uszy słuchawki i próbowałam skupić się na piosence, co mi się raczej mało udało ponieważ moje myśli ciągle wracały do tematu głupiego zimowego balu. Zawsze kandydowałam na królową i zawsze wygrywałam, nigdy nie przepuściłam żadnej koronacji, no ale cóż zawsze musi być ten pierwszy raz, prawda?

--
Bardzo przepraszam że tak późno ale wiecie koniec semestru zbliża się dużymi krokami i trzeba coś zaliczyć coś poprawić. Mam nadzieję że wam się podoba i jeszcze raz bardzo was proszę piszcie w kometarzach swoje pomysły.

PerfectWhere stories live. Discover now