Rozdział 61

3.6K 169 5
                                    

-Wstajemy, wstajemy, wstajemy- Marlin otworzyła firanki i zalała mnie fale światła, muszę pamiętać żeby następnym razem spać w masce na oczy- Zejdź na dół przedstawimy wam plan dzisiejszego dnia.

No tak zapomniałam, dziś sobota "rodzinny dzień". Niechętnie zwlokłam się z łóżka i pomaszerowałam za Marlin.

-Więc, oto nasze plany- siedziałam razem z pół żywą Isabell na kanapie, która również była dopiero co obudzona i słuchałyśmy jak tata i jego żona coś tam gadają, kto normalny wstaje w sobotę o ósmej rano? No kto?-Więc tata niestety musi pojechać na chwilkę do pracy, więc my pojedziemy na zakupy-Marlin zapiszczała jak nastolatka wypowiadając słowo zakupy - A potem razem z tatą pojedziemy na lunch, potem muzeum i teatr.

Kiwnęłam głową i zaczęłam iść w kierunku pokoju

-A ty dokąd?-zapytał tata

-No spać

-o nie, nie musimy już zaraz wyjeżdżać, ubieraj się

Opadła mi szczęka, ja chcę spać nic innego nawet zakupy mnie teraz nie przekonają.

-Ale...

-Nie ma żadnego ale, ubieraj się no już szybko- powiedziała Marlin z uśmiechem na pół twarzy, jak myślicie gdyby ktoś z się bardzo, bardzo uśmiechał to mogłaby mu przez to pęknąć twarz? Jeśli tak to martwię się o twarzyczkę mojej macochy - Tylko ubierz coś cieplejszego na dworze jest zimno-powiedziała i odeszła tanecznym krokiem

Najwyraźniej w tym domu wielbicielami tego dnia są jedynie tata i Marlin, położyłam się na łóżko i zamknęłam oczy, powoli zapadałam w sen. Nie, nie gwałtownie otworzyłam oczy, wolałam dziś nikogo nie rozłaszczać, weszłam pod prysznic i włączyłam muzykę na full żeby trochę się obudzić.

Niestety zimna woda wcale mnie nie obudziła jedynie trząsam się jak galareta. Nigdy tego nie róbcie, budzenie się zimną wodą to ściema. Weszłam do garderoby i wyciągnęłam białe spodnie z dziurami, brązowy sweter i brązowe botki. Wzięłam torebkę i płaszcz.

- Pyszne naleśniki z syropem klonowym- tata ucałował Marlin w policzek za te pyszne śniadanie.

Ich rodzina była po prostu perfekcyjna, nie pamiętam żeby w naszym domu było kiedyś tam miło dopiero po tym jak tata odszedł ja i mama bardziej się zgrałyśmy, jestem ciekawa czy Marlin była zła gdy się dowiedziała że będę tu mieszkać.

Usiadłam przy stole i nasypałam sobie wiórków czekolady na naleśnika. Kocham naleśniki, kocham słodkości i nigdy sobie nie odmawiam czego zazwyczaj potem żałuje, ponieważ leże na łóżku i żałuję.

Po chwili weszła Isabell oczywiście w pełni swojej okazałości, miała bardzo wąskie czarne spodnie, przezroczystą bluzkę przez którą było widać czarny stanik do tego założyło czarne futro i 12 cm obcasy. Uniosłam brew gdy ją zobaczyłam, a ona posłała mi wzrok mówiący Jestem lepsza od ciebie w każdym calu . Westchnęłam tylko i zabrałam się za dalsze jedzenie naleśników.

***

W centrum handlowym byłyśmy około 9, sklepy dopiero się otwierały, więc nie było dużo osób, a po za tym kto normalny wstaje w sobotę o 8 rano.

-Okej dziewczyny-powiedziała Marlin uśmiechając się jak mysz do sera- do jakiego sklepu najpierw?

Przypomniało mi się jak z mamą często zamiast iść do szkoły robiłyśmy sobie wypad na wielkie zakupy, raz poleciałyśmy nawet na tour zakupów do Londynu, Paryżu i Mediolanu. Zawsze wtedy wybierałam mamie ubrania z najnowszych kolekcji, czasami zabierałyśmy też Alice. Chodziłyśmy do pięknych kawiarni, robiłyśmy miliony zdjęć, oh tak to było cudowne marzę o tym żeby to powtórzyć.

-Chodźmy do Elie Saab zobaczyć czy jest coś co nadaje się na zimowy bal-powiedziała jakby od niechcenia Isabell

Isabell bardzo ale to bardzo wybrzydzała i sądzę że gdyby przyszedł sam Elie Saab to by jej nie dogodził, tak więc nic nie wybrała. Poszliśmy do Chanel gdzie Marlin wybrała sobie sukienkę na dzisiejszy wieczór. Musze przyznać że Marlin jest kobietą z klasą nigdy nie widziałam żeby nawet w domu chodziła w dresie lub bez makijażu i odpowiedniej fryzury, nawet gdy schodziła w niedzielę na śniadanie w pidżamie, która swoją drogą też była bardzo elegancka, miała ładnie ułożone włosy a na jej twarzy nie było ani jednej skazy, zawsze chodziła wyprostowana, z gracją jak prawdziwa dama. Wydaję mi się że Isabell próbuję ją w tym naśladować ale przy tym wyglądać jak wszystkie te puszczalskie lalunie.

Marlin nalegała żebyśmy poszły kupiły coś dla nas na wieczór, tak więc zrobiłyśmy. Po kilkunastu sklepach znalazłam idealną sukienkę miała odkryte plecy, była rozkloszowana i sięgała trochę powyżej kolan, rękawy były z koronki a cała była ozdobiona błękitnymi kwiatami. Gdy ją przymierzyłam poczułam się jak księżniczka z Disney'a. Isabell jak można się domyśleć kupiła bardzo, krótką złotą sukienkę, która idealnie podkreślała jej kształty.

Po tych jakże "szalonych" zakupach przyjechał tata i pojechaliśmy do muzeum i na obiad, Isabell cały czas się podlizywała swoim rodzicom i miałam wrażenie że wszyscy zapomnieli że ja też tu jestem.

--
Liczę na komentarze ( dożo komentarzy) i gwiazdki.

PerfectWhere stories live. Discover now