Prolog

3.2K 152 20
                                    

- Puszczajcie!

Rozdzierający kobiecy krzyk przeszył nocne, rzadkie powietrze planety Himguuran.

Trzy księżyce oświetlały słabo jeden z wielu lasów tej planety swoim różowym światłem.

Między wysokimi drzewami dwoje wysokich, umięśnionych mężczyzn trzymało za ramiona młodą dziewczynę.

Miała rozczochrane, czarne włosy, a spod za długiej grzywki błyszczały wściekle niebieskie oczy.

- Nie poddam się tak łatwo! - wstrząsnęła i odepchnęła mężczyzn od siebie.

Wyciągnęła za siebie długą, szczupłą rękę i otworzyła dłoń. Po chwili w jej stronę mknął niewielki, metalowy przedmiot. Dziewczyna zacisnęła na nim palce, a po chwili, z cichym sykiem, wysunął się z niego snop błękitnego światła.

Zamachnęła się, ucinając głowę jednemu z napastników. Jego ciało runęło z hukiem na trawę. Niebawem miecz świetlny przebił tułów drugiego mężczyzny. Dziewczyna z pogardą splunęła na bok.

- Zabrakowie... - wycedziła.

Rozejrzała się uważnie, po czym, nie stwierdziwszy niebezpieczeństwa, zaczęła oddalać się z miejsca walki.

Szła powoli, ostrożnie stawiając każdy krok. Rękę z nadal włączonym mieczem świetnym trzymała przez sobą. Głowę miała uniesioną, wciąż nasłuchując. W pewnym momencie gwałtownie się zatrzymała. Omiotła okolicę zaniepokojonym spojrzeniem.

- Snoke... - powiedziała cicho, przyjmując pozycję bojową. - Gdzie jesteś, zgrzybiały dziadzie...

Między drzewami coś zaszeleściło. Dziewczyna odwróciła się w tamtą stronę i dostrzegła smukłą sylwetkę stworzenia humanoidalnego, odzianą w czarną szatę.

- Amineria - powiedziało, zbliżając się do dziewczyny. - Oparłaś się moim sługom?

- Naprawdę nie miałeś innej rasy pod ręką, Snoke? - odpowiedziała dziewczyna z obrzydzeniem. - Zabrakowie są do niczego.

- W przeciwieństwie do ciebie - Snoke uśmiechnął się, rozszerzając wąskie usta. Zdjął z głowy kapur, ukazując bladoniebieską, łysą czaszkę i przerażająco czerwone oczy.

- Chcesz mnie na Ciemnej Stronie? - zaśmiała się z goryczą Amineria. - Nigdy! - krzyknęła i rzuciła się ze swoim mieczem na Snoke'a.

Ten błyskawicznie wyjął swój i otworzył go. Błysnęło czerwone światło, a dwa miecze zetknęły się ze sobą, wydając syczące dźwięki.

Snoke zdołał odepchnąć od siebie dziewczynę, a ta upadła na plecy. Gdy zamierzał właśnie wykonać ostateczny cios, Amineria zrobiła gwałtowny przewrót w tył i stanęła na nogi, uderzając końcówką ostrza przeciwnika w tył głowy. Z jego gardła wydobył się okropny krzyk bólu i wściekłości. Zbliżył się do dziewczyny, zadając cios w okolice szyi, ta jednak sprawnie sparowała go i odepchnęła.

- Nigdy nie będziesz tak potężny jak Skywalker - wyciedziła, zadając kolejne uderzenia. - Nigdy, rozumiesz? Nie pokonasz żadnego z nas.

- Nie chcę cię pokonywać, dziecko - zaśmiał się chrapliwie Snoke. - Będziesz mi potrzebna za kilka lat.

- Wolę umrzeć! - wrzasnęła Amineria na całe gardło i zaczęła z furią młócić mieczem.

Snoke kopnął dziewczynę w brzuch w chwili jej nieuwagi. Ta odleciała w tył, upadając na plecy akurat na ostry kamień. Poczuła dotkliwy ból w okolicach prawej łopatki, później w kręgosłupie, aż w końcu na całym ciele. Zobaczyła tylko zbliżającą się do niej niebieską twarz Snoke'a.

Chciała chwycić swój miecz i ponownie walczyć, jednak poczuła, że nie może ruszyć ręką. Ręką, ani niczym innym. Poczuła narastającą panikę.

Tymczasem Snoke stanął nad nią i wyciągnął swój miecz.

Dziewczyna rozszerzyła oczy, przerażona. Chciała wstać i uciec, odejść, chociaż odpęłznąć, ale nie mogła. Poczuła pod powiekami łzy bezsilności, gdy Snoke zadał pierwszy cios w jej ramię.

Nie poczuła nic. Spojrzała w stronę rany i zobaczyła spaloną skórę, spod której widać było mięsień. Poczuła, że kręci jej się w głowie, a żołądek podchodzi do gardła.

Tymczasem jej przeciwnik zadawał jej kolejne uderzenia, głębokie rany, których ona nie czuła, a które mogły okazać się śmiertelnymi.

Opanowała strach i zamknęła oczy.

Po chwili poczuła, że ponownie zbiera jej się na mdłości. Starała się przełknąć żółć, jednak jej organizm nie zamierzał się podporządkować.

Amineria zwymiotowała krwią na własny tors.

Wiedziała, że jest mocno osłabiona, a ponadto najprawdopodobniej ma uszkodzony rdzeń kręgowy. Po jej policzku spłynęła łza.

- Oddaj mi to - powiedział Snoke, wyrywając jej miecz z ręki, gdy uznał, że wystarczy uderzeń. - Chyba uszkodziłaś sobie kręgosłup. To nic. Naprawimy cię i za kilka lat będziesz jak nowa - uśmiechnął się.

- Wolę umrzeć... - powiedziała Amineria cicho.

- W imię czego? - zapytał Snoke niewinnie. - Myślisz, że nie wiem, że Leia Organa Solo ma kilkuletniego syna? Spokojnie, on też będzie mój. Będzie moim uczniem - powiedział z dumą.

- Nie... Pozwoli... Ci... Na to... - wykrztusiła, kaszląc krwią.

- Nie przemęczaj się - powiedział Snoke z udawaną troską. - Zbierzcie ją - skninął ręką w stronę lasu.

Wybiegła z niego grupa Mandalorian i podeszła do dziewczyny. Złapali ją za ręce i nogi, unieśli i złożyli na noszach.

Amineria zobaczyła jeszcze lecący w ich stronę statek i usłyszała huk jego silników. Czuła, jakby ten okropny dźwięk rozrywał jej głowę.

Nagle wszystko zaczęło wirować jej przed oczami.

- Teraz stracisz przytomność - usłyszała znienawidzony przez siebie głos Snoke'a. - A gdy się obudzisz, będziesz moją uczennicą.

Później pojawiła się ciemność.

Zmieniona - Star WarsWhere stories live. Discover now