Rozdział 4

186 23 2
                                    

Większość południa spędziłem z Tao na oglądaniu filmów. Na początku byliśmy sami, lecz po śniadaniu dołączył do nas Luhan. Przedstawiłem ich sobie, ale oczywiście nie obyło się bez zbędnych pytań. Przez dziesięć minut zasypywał Zitao zasobem swoich słów. Z początku nie przeszkadzało mi to, ale widząc zakłopotanie chłopaka postanowiłem uciszyć blondyna. Kiedy zrobiliśmy sobie przerwę w maratonie odwiedziliśmy kuchnię w celu przygotowania sobie zimnego napoju. Skoro w budynku było tak gorąco to nie chce myśleć jak na dworze musiało smażyć słońce. Jak znaleźliśmy się na miejscu zastaliśmy tam chłopaka o rudych włosach który dosłownie leżał na stole.

-Ej, wszystko w porządku? - zapytałem dotykając pleców nieznajomego. - Żyjesz?

-Nie...- odpowiedział nie podnosząc głowy.

-Może zawołam lekarza? - spytał Luhan, który stanął obok mnie.

-Nie lekarz mi potrzebny a góra lodowa... - wyjąkał spod zakrytej głowy.

-Góra lodowa? Na co ci ona? - zmarszczyłem czoło i podrapałem się po nim.

-Czy wy nie czujecie tego gorąca...? Rozpływam się...Dosłownie.- oparł a ja w tym czasie podszedłem do lodówki, z której wyciągnąłem kostki lodu i wysypałem je na głowę chłopaka. Zszokowany podskoczył strącając przy tym lód z siebie.

-Aish.. Przecież chciałeś górę lodową. Zniszczyłeś moją cenną pracę - posłałem szeroki uśmiech chłopakowi, który stał naprzeciw mnie wciąż nie ogarniając, co się właśnie stało.

- Racja, arcydzieło to normalnie było - zaśmiał się Luhan.

-W sumie to nie jest mi już tak gorąco. Dzięki. - odpowiedział rudzielec i przejechał dłonią po włosach. Wyszczerzył zęby w uśmiechu i usiadł z powrotem na krześle. Przedstawiliśmy się sobie wzajemnie i okazało się, że nieznajomy miał na imię Minseok. Usiedliśmy wszyscy przy stole popijając cole z lodem i rozmawiając o tym jak nam się podoba w akademiku. Minseok od razu wtrącił, że przez te upały nie może spać w nocy i że z chęcią przeprowadziłby się na Antarktydę a tam razem z pingwinami żył by z dala od słońca. Wszyscy równocześnie wybuchliśmy śmiechem. Ten rudzielec po prostu swoim sposobem mówienia oraz zachowaniem rozśmieszał natychmiastowo. Tao stwierdził, że nie jest źle a Luhan chciał zacząć swoją gadaninę, lecz mu przerwałem. Sądzę, iż wyświadczyłem sporą przysługę światu, bo jakby zaczął opowiadać to doczekalibyśmy się zimy.

-Minseok, wybierasz się dziś na tą imprezę?- spytał Tao, który nie mówił za dużo odkąd znaleźliśmy się w większym gronie osób.

- Co? Jaką imprezę?

-Kris organizuje. Idziesz z nami? - zapytałem, po czym napiłem się łyka napoju.

-I tak nie mam nic ciekawszego do roboty to mogę iść. - wymamrotał spod ust zakrytych ręką.

-No to świetnie, a czym jedziemy? - tym razem wtrącił Luhan.

- Mój współlokator Kai ma własną furę a jestem pewny, że również się wybiera to nas zabierze. Jeszcze z nim pogadam, ale jest spoko koleś, więc raczej się zgodzi. - odparł Minseok. Po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk sms-a pochodzącego z telefonu Zitao. Po chwili odczytał treść i mina mu zrzedła.

- No to już wszystko załatwione. - Zanim zdążyłem cokolwiek innego powiedzieć, Tao wstał od stołu i przeprosił, mówiąc, że się źle czuje i musi wyjść. Słabo wyglądał, zmartwiłem się i postanowiłem pójść za nim. Złapałem go na schodach prowadzących na dach akademiku.

-Ej Tao, wszystko gra? - zapytałem z zatroskanym wzrokiem. Nie odpowiedział od razu, lecz przystanął, patrząc w podłogę.

-Tak, wszystko okej. Po prostu muszę zaczerpnąć świeżego powietrza. - odpowiedział po czym ruszył przed siebie. To mi nie wystarczało, musiałem pójść za nim. Mimo iż znałem go krótko to intuicja podpowiadała mi bym nie zostawiał go samego. Kiedy znaleźliśmy się na szczycie budynku przysiedliśmy na murku i trwaliśmy w niezręcznej ciszy. Nie wiedziałem jak zacząć zdanie, co powiedzieć, czy w ogóle jestem w stanie pomóc.

What is Love? |Zawieszone|Where stories live. Discover now