Rozdział 6

615 56 6
                                    

     Następnego dnia na polanie przed lasem śmierci Fuji i Koruto czekali na mnie. Szybko do nich podeszłam i przywitałam się z nimi. Następnie drugi egzaminator zaczął wyjaśniać zasady.
- Dostaniecie kolejne formularze, które będziecie musieli wypełnić jeśli chcecie dalej brać udział w egzaminie. Macie pół godziny na uzupełnienie ich. Później trzy formularze wymienicie na zwój.
     Przez te pół godziny rozmyślałam nad tym czy iść dalej. Karciłam siebie pięć razy. W końcu zdecydowałam, że wezmę udział w drugim etapie.  Nawet jeśli coś mi się stanie. Było to pewne. Las śmierci i moja niezdarność nie idą ze sobą w parze. Podeszłam do chłopaków. Oboje zdecydowali się wziąść udział w drugim etapie. Wymieniliśmy nasze formularze na zwój Nieba. Schowaliśmy go i stanęliśmy przed egzaminatorem.
- Macie pięć dni na dotarcie do wieży w środku lasu. Macie mieć dwa zwoje. Zwój Nieba i Ziemi. Jeśli ich nie będziecie mieć nie zaliczycie. I pamiętajcie nie otwierajcie zwojów.Powodzenia.              Przydzielili nam chunnina, który miał zaprowadzić nas do bramy. Mieliśmy bramę nr 7. Uśmiechnęłam się. To była moja szczęśliwa liczba. Shinobi otworzył nam bramę i wpuścił do środka.
      W lesie zatrzymałam chłopaków i powiedziałam:
- Słuchajcie wiem jak przejść drugi etap jak najszybciej. To tak: są dwadzieścia cztery bramy. Każda z nich prowadzi bezpośrednio do wieży. Jeśli chcemy zdobyć zwój Ziemii powinniśmy iść w kierunku wieży jednak po skosie. Natkniemy się wtedy na jakąś drużynę ze zwojem Ziemi. Co wy na to?
Chłopaki myśleli przez chwile.  Następnie skinęli głowami.
-  W porządku. Musimy omówić jeszcze jedną kwestie. Każdy z geninów w tym lesie potrafi wykonać transformację, więc aby się nie pomylić musimy wymyślić hasło. Coś co każdy z nas będzie pamiętał.
Koruto uśmiechnął się i powiedział:
- Naleśniki z rana u Hiny.
Fuji wraz ze mną ledwo powstrzymywaliśmy śmiech. No tak ten słynny poranek u mnie w domu. Przytaknęłam. Ruszyliśmy przed siebie.
   Nie minęło dużo czasu , kiedy Koruto oznajmił nam, że jakaś drużyna jest przed nami. Miło było mieć w drużynie kogoś z klanu Hyuga. Byakugan jest niezastąpiony w takich zadaniach. Koruto potrafi zobaczyć przeciwnika z odległości dziesięciu kilometrów. Szybko ustaliliśmy plan. Miałam być przynętą. Jestem najszybsza z naszej trójki w dodatku umiem zdecydowanie więcej od nich,  więc w razie przeszkód w planie mogę poradzić sobie sama. Kiedy dotarliśmy na polanę,  zobaczyliśmy drużynę z Konohy.  Była najpewniej o rok lub dwa starsza od nas. Stanęłam do nich plecami, wzięłam głęboki oddech i krzyknęłam:
-Koruto gdzie jesteś? 
Za plecami poczułam lecące w moim kierunku kunai. Schyliłam się,  a kunai wbiło się w drzewo.  Szybko się odwróciłam. Widok, który zobaczyłam zszokował mnie. Koruto i Fuji mieli kunai przy szyi. Dziewczyna z obcej drużyny powiedziała:
- Niezły plan dziewczynko, jednak my jesteśmy mądrzejsi. Oni nie mają zwoju, więc ty musisz go mieć.  Oddasz nam go po dobroci czy mamy zabić twoich towarzyszy? 
Pomyślałam przez chwile.  Jeśli oddam zwój im nic się nie stanie, ale stracimy szanse na zwycięstwo w tym etapie. Jeśli nie oddam zwoju oni zginą, a i tak nie przejdę egzaminu.  Chociaż jest trzecie rozwiązanie. Oddam im zwój podróbe. Mam parę niepotrzebnych zwojów. Zrobię po prostu podmianę. Umiem tą technikę wykonać jedną ręką, więc się nie domyślą. Plan idealny.  W razie kłopotów będę walczyć.
- Oddam wam zwój, ale najpierw ich wypuścicie.
- Nie ma mowy. My ich wypuścimy, a ty zbiegniesz ze zwojem wraz z towarzyszami.
- Nie zrobię tego obiecuje na mój klan.
Dziewczyna myślała przez chwile poczym skinęła głową. Wsunęłam rękę do plecaka ze zwojami i szybko wykonałam technikę. Wyglądało to tak jakbym szukała zwoju. Wyjęłam rękę wraz z zwojem. Pokazałam go dziewczynie. Ta skinęła na swoich kolegów,  którzy wypuścili Koruto i Fujiego.  Podeszłam do dziewczyny i oddałam jej zwój.  Szybko wyjęłam kunai i rozdarłam jej plecak. Jej zwój wypadł. Chwyciłam go i zniknęłam. Na polanie, na której się umówiliśmy zostałam Koruto i Fujiego.  Uśmiechali się.  Pokazałam im triumfalnie moją zdobycz.  Mieliśmy dwa zwoje: Niebo i Ziemię.
-Miałaś doskonały plan.  Brawo Hina. Masz talent. 
Uśmiechnęłam się.  Razem ruszyliśmy do wieży.  Powinniśmy dotrzeć tam za jakieś dwie godziny.  Odwróciłam się i na moje nieszczęście potknęłam się.  Miałam pecha. Złamałam nadgarstek w lewej ręce i rozwaliłam sobie kolano.
- No ładnie. Teraz to zamiast dwóch godzin będą dwa dni. 
Fuji kucnął przede mną i spytał:
-Masz jakiś materiał? 
Skinęłam głową i prawą ręką wskazałam plecak. Byłam na sto procent przekonana, że coś sobie zrobię,  więc wzięłam całą apteczkę. Fuji obwiązał moje kolano bandażem. Wziął dwa patyki i kolejny bandaż. Usztywnił mi nadgarstek i wyjął mój ukochany czarny materiał. Zrobił z niego temblak dla mnie. Następnie wziął mnie na ręce i jakoś zaczęliśmy iść do wieży.
     Po paru metrach Fuji postawił mnie na ziemię. Był zmęczony. Nic dziwnego. Upał potęgował się jeszcze bardziej w lesie. Blisko ziemi było wilgotno. Nie ważyłam tyle co piórko, więc nie miałam mu za złe tego,  że mnie puścił. Spojrzał na mnie i powiedział:
-Dasz rade sama iść? Chociaż kawałek? 
Skinęłam głową. Zaczęłam kuśtykać. Wspierałam się, prawą ręką , o Fujiego. Zaszliśmy tak niespełna trzy kilometry. Wszystko mnie bolało. Nadgarstek najmocniej. Robiło się już ciemno, więc postanowiliśmy schować się na drzewie i jakoś przeczekać noc.
     Miałam pierwszą warte. Spoglądałam w ciemność. W prawej ręce trzymałam kunai. Marna to obrona jeśli ma się złamany nadgarstek i rozwaloną nogę, ale jednak to jest coś. Moje myśli błądziły między tatą, a jego misją. Zawsze wykonywał nawet najtrudniejsze zadania w przeciągu tygodnia.  Tym razem zajęło mu to miesiąc. Ciekawi mnie kto lub co go tak zatrzymało. Chciałabym się dowiedzieć. Myślę, że jak skończy się egzamin zacznę badać tą sprawę. Nagle usłyszałam szelest między krzakami pod nami. Delikatnie się wychyliłam i przyglądałam się roślinom.  Kiedy uznałam, że jest w miarę bezpiecznie,  znów wróciłam do rozmyślań.  Spojrzałam na Fujiego i Koruto. Oboje spali w najlepsze. Za dwie godziny miałam obudzić Koruto. Chciałam ich chronić za wszelką cenę. Bardzo polubiłam Koruto. Fujiego kochałam. Kątem oka dostrzegłam kunai. Zeskoczyłam z drzewa.  Wylądowałam na trawie z wielkim bólem. Przede mną stała drużyna z Konohy. Kolejni starsi. Bacznie obserwowałam  ruchy przeciwników. Dziewczyna nie była zbyt pewna siebie. Stała z tyłu, a chłopcy zasłaniali ją. Jeden z nich wyciągnął kunai. Miałam przechlapane. Lewą rękę miałam złamaną,  więc zawiązywanie pieczęci miałam utrudnione. Jeśli niczego nie zrobię mogę zginąć. Nie mogę obudzić chłopaków,  ponieważ u nich zostawiłam zwoje Nieba i Ziemi. Chłopak rzucił się w moją stronę z kunai. Uskoczyłam w bok. Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w bicie serca przeciwników. Kiedy otworzyłam oczy ,miałam już ułożony plan. Wyjęłam cztery kunai i rzuciłam je w każde inne drzewo. Wykonałam niezdarnie jedną ręką technikę replikacji. I dzięki swoim klonom mogłam wykonać technikę przywołania. Przywołałam dziesięć kruków. Wszystkie rzuciły się na przeciwników. Odetchnęłam z ulgą. Dzięki temu zaoszczędziłam trochę czasu. Miałam farta, kruki skutecznie odstraszyły drużynę. Wskoczyłam na drzewo i podeszłam do Fujiego. Teraz była jego kolej. Delikatnie szturchnęłam go za ramię. Chłopak powoli otworzył oczy. Wstał i przeczesał ręką włosy. Zrobił mi miejsce i stanął na gałęzi obok. Położyłam się spać. Zamknęłam oczy.
     Rano Koruto obudził mnie i Fujiego. Zeszliśmy z drzewa i ruszyliśmy w stronę wieży.
    Po pięciu godzinach w końcu otworzyliśmy drzwi do wieży.  W środku czekał na nas Iruka-sensei. Widząc mój stan otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.
-Po pierwsze gratuluję wam. Po drugie chodźcie ze mną do szpitala. Przed kolejnym etapem Hina musi zostać opatrzona.
      Zostałam zabrana do szpitala. Lekarz powiedział, że przez trzy dni uda mu się nastawić mój nadgarstek na miejsce. Miałam farta gdyby kość złamała się w innym miejscu przez miesiąc nie mogłabym nią poruszać. Za trzy dni mają się odbyć pojedynki w etapie trzecim. Musze się postarać i dać z siebie wszystko. To już nie będzie test pisemny czy lekka walka na polanie, tam mogę nie dać rady. Wszyscy będą się na mnie patrzeć. Presja na pewno będzie ogromna. Naruto-sensei jako Hokage nie będzie z nami. Nie wyjaśni nam nic. Miałam cichą nadzieje, że nie będę walczyć pierwsza. Jeśli poznam inne przydatne techniki mogłabym ich użyć. 

***
Przepraszam, że tak długo. Mam nadzieje,  że się spodoba.  Proszę,  komentujcie

Losy umarłychWhere stories live. Discover now