Rozdział 4

747 59 2
                                    

Po śniadaniu wszyscy razem ruszyliśmy wybrać naszą pierwszą misję. Po drodze spotkałam Dali. Jak zwykle dokuczała komuś. Kiedy mnie zobaczyła, od razu ruszyła w moją stronę. Uśmiechała się. Spojrzałam za siebie. Nigdzie nie było widać Fujiego, Koruto i Naruto-sensei. Dali stanęła przede mną i powiedziała:
- A ty znowu sama. Masz wielkiego pecha Hino.
Próbowała mnie popchnąć. Wiedziałam ,że Hokage testuje mnie, znowu. Złapałem, więc Dali za rękę i przewróciłam ją szybciej. Dziewczyna była zaskoczona. Wstałam o spojrzałam z wyższością na Dali.
- Od dzisiaj nie wolno ci zbliżać się do mnie. Nie jestem twoją maskotką.
Odwróciłam się i jak można było się spodziewać potknęłam się. Poleciałam do przodu jednak ktoś mnie złapał. Spojrzałam w górę i zobaczyłam Fujiego. Trzymał mnie w pasie. Dzięki niemu nie upadłam. Wstałam, uśmiechnęłam się do niego i zrobiłam krok do przodu. Tym razem się wywaliłam. Usiadłam i spojrzałam na swoje nogi. Prawa była cała we krwi. Eh ja to mam fart. Przed misją rozwalić swoją nogę to szczyt pecha. Probowałam wstać jednak coś mnie powstrzymało. Był to Naruto-sensei. Wziął mnie na ręce i powiedział:
- Tym razem idziesz do szpitala. Misja może poczekać.
Hokage niósł mnie całą drogę do szpitala. Czułam się trochę zażenowana. Koruto i Fuji szli za nami. Cały czas próbowali mnie pocieszyć, że misja to nie wszystko. Westchnęłam. Niezły początek Hina. Zamiast misji masz wizytę u lekarza. Chociaż z drugiej strony nie czuje nogi. Pewnie rana jest głęboka. Z tego wszystkiego zapomniałam zatamować krwawienie. Szkarłatna ciecz spływała bardzo szybko z mojej nogi. Poczułam, że słabne. Zamknęłam oczy. Ostatnie co widziałam to twarz Naruto-sensei, który widział ,że mdleje.
Kiedy się obudziłam zobaczyłam biel. Moje pierwsze myśli to, że byłam w niebie. Niestety nie. Po chwili zobaczyłam uśmiechniętą twarz Hokage. Poczułam ulgę. Potparłam się na łokciach i powoli usiadłam. Spojrzałam na wszystkich.
- Ile byłam nieprzytomna?
Fuji uśmiechnął się i odpowiedział:
- Tylko dwie godziny. I jak się czujesz? Spojrzałam w głąb siebie. Nic nie czułam. Ból ustał. Otworzyłam oczy i się uśmiechnęłam.
- Nic mnie nie boli. Wszystko jest w porządku.
Po godzinie szliśmy już na naszą pierwszą misję. Moja noga była cała w bandażach lecz wcale nie bolała. Naszym zadaniem było złapać kota pani Yunozaki. Szliśmy po ogrodzie szukając jakiegoś śladu zwierzaka. Kątem oka dostrzegłam jakiś cień. Oddaliłam się od drużyny i wskoczyłam na drzewo. Okazało się ,że to właśnie był ten kociak. Wyciągnęłam ręce by go złapać, kiedy usłyszałam głos Naruto-sensei.
- Nie ruszaj się Hina. Jeśli spadniesz to się na pewno zabijesz.
No tak. Ma rację. Kiedy się normalnie przewróciłam, pocharatałam sobie całą nogę. Co by się stało gdybym tak spadła z drzewa? Wole o tym nie myśleć. Zostałam w miejscu. Pokazałam tylko palcem na kociaka. Koruto od razu wskoczył na drzewo. Był obok. Wyciągnął ręce po kociaka. Niestety kot podrapał Koruto. Chłopak cofnął się i po pchnął mnie. Przechyliłam się do tyłu i spadłam. Użyłam chakry aby przyczepić się do gałęzi. Zawisłam głową w dół. Naruto-sensei był zaskoczony. Westchnęłam. Zeszłam z drzewa i jak na złość zachaczyłam ręką o gałąź i zadrapałam całą dłoń. Wyjęłam czarny materiał i obwiązałam rękę. Spojrzałam na Hokage.
- Jak to zrobiłaś? Tego mieliście uczyć się w przyszłym tygodniu. Otworzyłam szerzej oczy. Spojrzałam na Koruto i Fujiego.
- To wy tego nie umiecie? Przecież jest to w podstawie.
Teraz to oni byli zaskoczeni. Pokręcili głowami. Noaruto-sensei jako jedyny oprzytomniał.
- Kto cię tego nauczył? I co jeszcze potrafisz?
Myślałam przez chwile po czym odpowiedziałam:
- Umiem skoncentrować chakre w jednym miejscu. Co przed chwilą pokazałam. Hmm ćwiczenie na chodzenie po wodzie też. Replikacje cienia. Imitacje cienia. Tworzenie klonów. Podmiane. Przywołanie. I podstawowe techniki z akademii.
Naruro-sensei omało co się nie przewrócił. Nie uważałam swoich umiejętności za dobre. Nie byłam nawet w jednej trzeciej tak dobra jak mój ojciec. Naruro-sensei wziął głęboki oddech i zaczął myśleć. Po chwili odpowiedział:
- Podczas treningów będziesz robiła ćwiczenia trudniejsze od ćwiczeń chłopców. W takim razie znajdźmy tego kota i zaczniemy trening.
Uśmiechnęłam się. Kątem oka znowu dostrzegłam kota. Podkradłam się do niego i złapałam go.
Kiedy odnieśliśmy zwierzaka do pani Yunozaki, ruszyliśmy za Hokage. Mieliśmy mieć pierwszy trening z Naruro-sensei. Cieszyłam się na samą myśl o moim treningu. Sensei obiecał mi ćwiczenia na poziomie Chunina. Dzięki czemu miałam wzbogacić swoje umiejętności. Im lepsza się stanę tym bardziej zbliże się do poziomu taty. Oczywiście nigdy mi się to nie uda, ale wierzyć można. Wiedziałam ,że tata skończył akademie w wieku siedmiu lat. A ja? Ukończyłam ją w wieku dwunasty lat. To pięć lat później niż tata. Jestem zacofana. Mam nadzieje, że dzięki specjalnym treningom Hokage stanę się silniejsza i mniej niezdarna.
Na polanie chłopcy zaczęli ćwiczyć utrzymanie chakry w stałym miejscu. Ja natomiast miałam opanować do perfekcji utrzymanie sharingana przez jak najdłuższy okres czasu. Nie wychodziło mi nawet włączenie go. Byłam beznadziejna. Kiedy chłopcy nadal ćwiczyli swoje , Naruro-sensei zawołał mnie. Usiadłam na przeciwko niego.
- Tak sensei?
-Widzę ,że nie wychodzi ci używanie sharingana. Masz może jakieś wspomnienia o śmierci?
- Nie.
- W takim razie poczekaj tu chwile. Zaraz wrócę.
Po pięciu minutach, czekania i przyglądania się jak chłopcy trenują, Naruro-sensei wrócił z małym pieskiem. Postawił go przede mną i powiedział:
- Z tego co wiem to sharingana potrafi się używać dopiero wtedy jak zobaczy się śmierć. Sprawdźmy to.
Hokage wyjął kunai i przyłożył go do szyji psa. Nie wierzyłam własnym oczom. Naruro-sensei chciał go zabić. Zamknęłam oczy i szybki je otworzyłam kiedy usłyszałam psa. Spojrzałam na Hokage. Uśmiechał się. Jak się okazało pies nie był ranny. Wesoło biegał między drzewami. Mój wzrok przenikał przez wszystko widząc praktycznie wszystko.
- Widzisz udało ci się. W takim razie zaczniemy pierwotny trening. Na sam początek staraj sie utworzyć jak najwięcej klonów. Chcem zobaczyć ile posiadasz chakry.
Skinęłam głową. Wykonałam to polecenie.
Po godzinie byłam wykończona. Usiadłam na ziemię zmęczona. Spojrzałam na Naruto-sensei. Hokage uśmiechał się.
- Łącznie udało ci się stworzyć sto klonów. To wynik ponad przeciętny jak na guninna. Jestem z ciebie dumny. Odpocznij trochę, a ja sprawdzę jak idzie chłopakom.
Oparłam się na łokciach i zaczęłam wpatrywać się w niebo. Nagle usłyszałam szelest za moimi plecami. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Koruto.
- Hej Hina. Jak udało ci się opanować chodzenie po drzewach. Fuji robi większe postępy niż ja i trochę mnie to denerwuje.
- Haha. Jesteś zazdrosny o Fujiego? Masz szczęście Koruto. Dam ci dobrą radę. Jeśli chcesz zebrać chakre w jednym miejscu i ją utrzymać musisz pomyśleć o najbliższej ci osobie. Spróbuj ,mi to pomaga.
- Dzięki Hina.
Koruto uśmiechnął się i pobiegł dalej ćwiczyć. Znów oparłam się na łokciach i wpatrywałam się w chmury. Były takie beztroskie. Usłyszałam kroki, więc spojrzałam w tamtą stronę. Był to Naruto-sensei. Wyglądał na zadowolonego. Podszedł do mnie i powiedział:
- Mam nadzieję, że wypoczełaś. Teraz zajmiemy się nowymi technikami.
Wieczorem wróciłam do domu wykończona. Wiedziałam ,że dzisiejszy trening był tylko początkiem. Nie umiałam wielu rzeczy. Żeby dorównać tacie musze jeszcze bardziej się postarać. Podeszłam do lodówki wyjęłam lemoniade i postanowiłam ćwiczyć. Wyszłam z domu i ruszyłam na polne. Chciałam dogonić tatę jak najszybciej. To mój drugi priorytet.
Rano obudziłam się jakimś cudem w swoim łóżku. Ostatnie co pamiętam to ,że zemdlałam na polanie po swoim treningu. Szybko wstałam i ubrałam się. Po drodze wzięłam swój ochraniacz i szybko weszłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam sok. Miałam mgliste wspomnienia z wczoraj. Pamiętam ,że poszłam na polane, na której bardzo często ćwiczyłam z tatą. Następnie ćwiczyłam do wyczerpania swojej chakry. Możliwe ,że zemdlałam. Jednak jakim cudem trafiłam do domu? Rozejrzałam się po kuchni i zobaczyłam coś co mnie przeraziło. Nie byłam w swojej kuchini. Wszystkie kunai zostawiłam na polanie. Są one wbite w drzewo. Niespodziewanie do kuchni wszedł Fuji. Kiedy mnie zobaczył ,uśmiechnął się. Przeczesał ręką włosy i usiadł na krześle naprzeciwko mnie.
-Ciesze się ,że się obudziłaś. Mam nadzieję, że nic ci nie jest.
Pokręciłam głową.
- Pewnie zastanawiasz się gdzie jesteś? I jak się tu znalazłaś?
Skinęłam głową. Nie mogłam mówić. Obecność Fujiego sam na sam onieśmielała mnie.
- Jesteś u mnie w domu. Wczoraj wybrałem się na spacer i po drodze natknąłem się na ciebie. Ćwiczyłaś a później zemdlałaś. Postanowiłem więc przynieść cie tutaj.
- Dziękuję.
Fuji uśmiechnął się jeszcze szerzej. Miło było wiedzieć, że jest ktoś kto mi pomoże. Nawet w takiej głupiej sytuacji.
Po godzinie wyszliśmy na kolejny trening z Naruto-sensei.

*****
Kolejny rozdział xD jak widzę na razie udaje mi się dotrzymać słowa i dodawać rozdziały co dwa dni. I każdy ma ponad 1000 słów. Wspomnę jeszcze raz proszę o komentarze ; chociażby były okrutne.

Losy umarłychWhere stories live. Discover now