#dwadzieściajeden. nienawidzę śniegu.

4.2K 341 27
                                    


Może po prostu nie jestem wystarczająco silny

Stępiony ołówek wysunął się z ręki, kiedy z dezaprobatą westchnęła nad kolejnym zadaniem z matematyki. Nawet idealna cisza panująca w przyciemnionym rogu szkolnej biblioteki nie pomagała w skupieniu się nad rozwiązaniem głupiego, w jej ocenie, zadania. Z hukiem zamknęła podręcznik, a opadająca ze zmęczenia głowa uderzyła o twardą okładkę, gdy z żałością westchnęła nad swoim marnym losem. Nigdy nie mogła pojąć tego, dlaczego nie obdarzono ją umysłem ścisłym. Gdy tylko wyprostowała się o mało nie krzyknęła, dostrzegając po drugiej stronie zajmowanego stolika zakapturzoną postać. Odruchowo przesłoniła dłonią usta, powstrzymując głośny jęk. Spod kaptura ciemnej bluzy wystawały posklejane kosmyki jasnych włosów. Zaciemniona, pozbawiona blasku twarz zdawała się prezentować jeszcze bardziej przerażająco w nikłym świetle tlącej się gdzieś nieopodal lampy. Wyglądał strasznie i nie było w tym stwierdzeniu żadnej przesady. Zasinienia pod oczami, drżące, spierzchnięte usta, pokryte zarostem zapadnięte policzki i ciągle zamykające się ze zmęczenia powieki potęgowały ten rozpaczliwy obraz. Niedługa chwila wystarczyła, aby ze szkolnej gwiazdy stał się nikim, a ona zbyt dobrze znała to uczucie, mimo iż robiła wszystko, byle tylko uniknąć współczucia mu. Doskonale wiedziała, że zasłużył na to swoim nieodpowiedzialnym zachowaniem. I musiał ponieść srogą cenę swoich szczeniackich zachcianek.

- No co? - warknął, kiedy nieustępliwie lustrowała go badawczym wzrokiem. Blondynka wzruszyła tylko ramionami i ponownie opuściła głowę, bazgrząc coś na kartce zeszytu. Charakterystyczny dźwięk skrobania rysikiem po papierze wypełnił opustoszałe pomieszczenie.

- Bardzo ucieszył mnie fakt, że kiedy tylko się obudziłam nie było cię już w moim domu. Chciałabym również, abyśmy tę zasadę wcieli w resztę mojego życia. Szkoła zdecydowanie znajduje się na liście miejsc, w których powinieneś mnie unikać.

- Świetnie, jestem za – wyznał.

- Świetnie.

Zapadła niewygodna cisza, w czasie której zdołali wymienić się pozbawionymi jakichkolwiek emocji spojrzeniami. Ariel miała nadzieję, że chłopak zaraz zda sobie sprawę z tego, że powinien opuścić to miejsce, zgodnie z ich niedawną umową. Zamiast tego, Luke opadł bezwładnie na blat stolika i wykrzywił usta, opuszczając wzrok.

- Trener zawiesił mnie do końca miesiąca, Irwin i Clifford nie odzywają się od wczoraj, a cała szkoła ma mnie za jednego wielkiego oszusta i ćpuna. Od bohatera do zera. Już nie mogę znieść tych pełnych pretensji spojrzeń! Nienawidzę tego! - odparł z oburzeniem, a Ariel oparła się wygodniej na krześle, krzyżując ręce. Kąciki ust delikatnie uniosły się.

- Witaj w moim świecie – powiedziała bez cienia emocji w głosie, wzruszając obojętnie ramionami. Luke odetchnął ciężko, spoglądając na nią bez przekonania. Zsunął z głowy kaptur, przeczesując palcami włosy. Był skrajnie wycieńczony, rozdrażniony i zagubiony. I chyba nawet nie zamierzał się z tym szczególnie ukrywać. - To co teraz czujesz, te ciągłe zawroty głowy, nudności, osłabienie, senność, lęk przed wszystkim, to jeszcze trochę potrwa.

- Niczego nie boję się – zaoponował momentalnie, próbując nie okazywać przed nią kolejnych swoich słabości. Parsknęła w odpowiedzi śmiechem, wywracając nienaturalnie oczami.

- Jesteś przerażony myślą, że teraz wszystko stracisz – kontynuowała, nie zważając na jego wcześniejsze słowa. Dostrzegła jak zamarł w bezruchu, wbijając w nią swój rozbiegany, nerwowy wzrok. - Ale z czasem to minie, wystarczy trochę cierpliwości i konsekwencji w ostatecznym rzuceniu tego świństwa. Jest jeszcze dla ciebie nadzieja. Tylko jej nie zmarnuj.

what i hate about you ✔Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt