Rozdział czterdziesty ósmy.

7.8K 441 274
                                    

Luke

Od początku nie podobała mi się inicjatywa z zaangażowaniem policji w nasze osobiste sprawy i uważałem to za szczyt idiotyzmu, żeby zwracać się do nich o pomoc. Nie rozumiałem, jak można było wpaść na tak głupi pomysł, dlatego też gdyby do mnie należał wybór, w życiu bym się na to nie zgodził. Odkąd jednak wszyscy mieli moje zdanie głęboko w poważaniu i nikt nie chciał słuchać tego, co mam do powiedzenia, pomysł współpracy z Glennem i jego ludźmi wcielił się w życie.

Heather chwytała się każdej możliwej opcji, żeby tylko mieć z powrotem swoją siostrę przy sobie. Była tak zdesperowana, tak bardzo uparta, że nikt nie potrafił przemówić jej do rozumu. Michael nie był do końca przekonany co do tej sytuacji, ale ze względu na Blake, nie powstrzymywał brunetki przed wykonaniem telefonu. Hood postanowił się nie mieszać i byłem pewny, że po części działa mi na przekór, bo wciąż jest na mnie zły za to, że sprowadziłem tu Cartera. On zaś swoją drogą był ledwo przytomny po tym, jak potraktował go Michael i zostałem sam.

Próbowałem się kłócić, a nawet wzbudzić w Heather poczucie winy, ale nie interesowało jej żadne moje słowo. Wciąż powtarzała, że musi zaryzykować dla swojej siostry, niezależnie od konsekwencji. Nie przemyślała tylko tego, że jeżeli coś pójdzie nie po naszej myśli, wszyscy co do jednego mamy przejebane, nie tylko ona.

Tak więc wylądowaliśmy w magazynie w dość nieoczekiwanym składzie, wspólnie planując jak pozbyć się mojego brata. Znów targały mną sprzeczne emocje na myśl, że po raz drugi mam wpakować go do więzienia. Lepsze wydawało się mimo wszystko wsadzenie go za kratki, niż pozwolenie komuś załatwienia tego w inny sposób, a wtedy nie wiem czy dałbym radę znieść taką stratę niezależnie od tego, jaki był Nick. Byłem jednak gotowy ponownie go zdradzić, jeżeli miałoby to zapewnić bezpieczeństwo moim przyjaciołom. To oni byli moją prawdziwą rodziną i to o nich musiałem walczyć.

Położyłem dłonie płasko na stole, schylając się nad mapą, gdzie wcześniej sumiennie zaznaczyłem wszystkie ważne dla nas miejsca i rozrysowałem teren domu Nicka dla tych, którzy nie mieli pojęcia jak to wygląda i gdzie się znajduje. Mój brat był tak dobry w ukrywaniu się, że nawet oddział specjalny nie potrafił namierzyć jego lokalizacji, a to dzięki świetnej robocie informatyków, których co prawda nie mogliśmy przebić, ale nie było takiej potrzeby odkąd piątka z nas znała ich dokładne położenie.

- Musimy uderzyć tam, gdzie najmniej się tego spodziewają – powiedziałem, kreśląc palcem miejsce na mapie w zastanowieniu.

- Skoro zostałeś postrzelony, geniuszu, to element zaskoczenia mamy już z głowy – prychnął Glenn, patrząc na mnie jak na amatora i krzyżując ręce na piersi. - Oni wiedzą i spodziewają się że wrócisz po dziewczynę. Będą gotowi, kiedy się tam pojawimy.

Podniosłem wzrok na bruneta stojącego po drugiej stronie stołu. Miałem serdecznie dość jego obecności wśród nas, bo nie dość że za grosz mu nie ufałem, to jeszcze próbował objąć dowodzenie, a to zdecydowanie mi nie odpowiadało. Spojrzałem w bok na kilku policjantów w cywilu, którzy znosili do środka amunicję i różne rodzaje broni, przez co powstrzymałem się przed odwarknięciem mu czegoś wrednego. Rhye był wkurwiający i wydawało mu się, że może podejmować w tej sprawie decyzje, ale jednocześnie miał drogi sprzęt, który z pewnością nam się przyda oraz zapas ludzi, których śmierci nie będę żałował.

- Ale nie wie, że jest nas aż tylu – wytłumaczyłem tonem, jakby to wszystko zmieniało. I właściwie tak było, jedynie musiałem dobrze przedstawić im mój plan, żeby przestali patrzeć na mnie jak na idiotę. - Jeżeli pójdziemy wszyscy, będzie nas wystarczająco dużo, żeby podzielić się na co najmniej cztery grupy, które odciągną uwagę od tej piątej, mającej najważniejsze zadanie, czyli wyciągnięcie stamtąd Blake i waszego hakera.

RISKY PLAYER » luke hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz