Rozdział trzydziesty piąty.

9.3K 527 461
                                    

Heather

Byłam tak zmęczona, że nawet nie pamiętam kiedy udało mi się zasnąć. Po powrocie do pokoju rzuciłam się na materac obok siostry i przymknęłam powieki dosłownie na chwilę, przysłuchując się jej gadaniu. Wtedy właśnie musiałam odpłynąć, bo było to ostatnie wspomnienie wczorajszego dnia, jakie mogłam przywołać.

Nie czułam się stuprocentowo wypoczęta, dlatego pewnie spałabym jeszcze długo, gdyby nie hałasy dochodzące z dołu. Słyszałam niewyraźne fragmenty rozmów i odgłosy kroków, mimo iż w tak ogromnym domu nie powinno się to zdarzyć. Akustyka budynku musiała więc być sprzyjająca roznoszącym się dźwiękom i dzięki temu wiedziałam, że większość mieszkańców zdążyła się już obudzić.

Przeciągnęłam się, sięgając rękoma wysoko nad głowę i przejechałam palcami po zimnej pościeli w miejscu, gdzie powinna leżeć teraz Blake. Gdy tylko nie poczułam zderzenia mojej dłoni z jej ciałem, otworzyłam szerzej oczy natychmiastowo przytomniejąc. W sekundę zeskoczyłam z łózka i zaczęłam rozglądać się po pokoju w poszukiwaniu blondynki. Nie było po niej śladu ani w pokoju, ani w łazience, ani w korytarzu przez który kroczyłam, kierując się po schodach do salonu.

Zaczęłam panikować, czując znany ucisk w piersi oraz przyspieszone tętno. Pewnie znów przeżywałam wszystko dwa razy bardziej niż powinnam, ale przecież po jednym dniu nie mogłam nagle poczuć się swobodnie wśród tylu nieznanych ludzi i w zupełnie obcym domu. Uważałam więc, że mój niepokój był w zupełności uzasadniony.

Wparowałam do pokoju i kilka par oczu zatrzymało się z ciekawością na mojej sylwetce. W tym momencie cieszyłam się, że zasnęłam we wczorajszych ciuchach. Ci ludzie, gdyby zobaczyli mnie w mojej typowej, prowizorycznej piżamie składającej się z o wiele za dużej podziurawionej koszulki z kotami i różowych spodenek, bez wątpienia by mnie wyśmiali.

Tutaj też nie było Blake, co cholernie utrudniało mi zachowanie spokoju. Niewiele brakowało, żebym podeszła do kogoś przypadkowego i zaczęła wypytywać o to gdzie się podziała. Na szczęście, a może i nie, zobaczyłam Jo siedzącą przy stole, więc bez zastanowienia do niej podeszłam.

- Gdzie jest Blake? - wypaliłam, nie przejmując się tym, żeby najpierw się przywitać.

Nie odpowiadało mi to, że muszę z nią rozmawiać, bo w mojej głowie krążyło wspomnienie naszej rozmowy w samochodzie. Ciężko było się przyznać, ale zżerała mnie zazdrość na samą myśl, że mogła być kimś ważnym dla Luke'a. Do tego była dość wkurzająca, co przeszkadzało w ogólnym odbiorze jej osoby, mimo tego że starałam się nie oceniać ludzi na pierwszy rzut oka.

Dziewczyna tradycyjnie zignorowała moje pytanie, a mnie dodatkowo to zdenerwowało. Miałam po dziurki w nosie zachowywania się, jakbym była jakimś duchem. Przejechałam wściekłym wzrokiem od czubka jej głowy aż po same stopy i zastanawiałam się jak powstrzymać chęć zrzucenia Jo z krzesła. Ostatecznie wyrwałam jej z rąk gazetę, którą udawała że czyta (przynajmniej moim zdaniem), następnie z głośnym trzaskiem rzucając nią o stół.

- Zadałam ci pytanie. - powiedziałam przez zaciśnięte zęby, a widząc jej kpiącą minę, dodatkowo zamknęłam dłonie pięści.

Moim priorytetem zawsze była Blake i zachowywałam się wobec niej bardzo protekcyjnie, a już na pewno w takich momentach. Wiele razy słyszałam, że powinnam trochę odpuścić, jednak żadne słowa do mnie nie docierały albo najzwyczajniej nie chciałam, żeby dotarły i wolałam zamartwiać się na śmierć za każdym razem, kiedy na chwilę spuszczę ją z oczu.

- Postaraj się bardziej panować nad sobą, Heather. Nie jesteś u siebie, pamiętaj o tym. - odparła lekceważąco, wzdychając jakby miała dosyć mojej obecności.

RISKY PLAYER » luke hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz