Rozdział pierwszy.

33.1K 1.1K 1K
                                    

Heather


Podwinęłam rękawy mojej czarnej skóry i zaczęłam rozpychać się łokciami przez gęsty tłum ludzi zebranych na placu przed starym tartakiem. Nie było mi wcale tak łatwo, bo pół miasta (jak nie więcej) zebrało się na dzisiejszy wyścig i stało ściśnięte niczym zapałki na małej, dawno nieodwiedzanej przestrzeni.

Musiałam się nieźle postarać, żeby przebić się przez tak ogromną ilość osób, górujących nade mną budową ciała. Mimo iż ubrałam dzisiaj dziesięciocentymetrowe koturny, dalej nie dorównywałam wzrostem większości zebranych, co przy moim metrze siedemdziesiąt było dość dziwne.

Przyspieszyłam kroku, gdyż musiałam dostać się na sam początek tłumu jak najszybciej, żeby mieć lepszy widok na wyścigi i niczego nie przegapić. Ocierałam się o ciała innych, co w żadnym wypadku nie sprawiało mi przyjemności, ale w końcu udało mi się dotrzeć do celu i cały trud przepychania się, zostawiłam za sobą.

Przed oczami miałam kawał mokrego od deszczu asfaltu, ciągnącego się tak daleko, że nie byłam w stanie dostrzec jego końca. Wszędzie roznosiła się typowa dla takich wydarzeń aura ekscytacji. Mi samej włoski na rękach zaczęły się podnosić, mimo iż noc była ciepła. Gdzieniegdzie czarne podłoże rozświetlone było przez niektóre, jeszcze działające latarnie i choć trochę zwiększało widoczność całego terenu. Wciąż jednak ciemność stanowiła zagrożenie dla dzisiejszych zawodników, ale przecież o to w tym wszystkim chodziło. Gracze kochali niebezpieczeństwo.

- Heather!

Usłyszałam za plecami głośny krzyk Price, znajdującej się prawdopodobnie daleko w tłumie. Zgubiłam ją chwilę temu, kiedy próbowałam dostać się na początek kolejki, zaraz przy linii startu, a ona wolała poplotkować na temat nowych Graczy. Teraz miałam gdzieś jej nawoływania i dalej ze skupieniem wpatrywałam się w odległy koniec trasy, nie odzywając się ani słowem.

Przygryzłam mocno wargę ze stresu i zacisnęłam kciuki w pięści, choć nie miałam ku temu powodów. Wayn był najlepszy ze wszystkich i jeszcze nie znalazł się taki, który dałby radę go pokonać. Tym bardziej teraz, na rozpoczęciu sezonu, gdzie startują naprawdę słabi zawodnicy. Tylko ci najlepsi bezproblemowo awansują do finału, w tym oczywiście mój chłopak.

Mimo tego, że próbowałam uwierzyć w te zapewnienia mojego umysłu, coś nie dawało mi spokoju. Uczucie niepewności i wewnętrzny lęk, jaki mnie ogarnął wciąż nie odpuszczały i sprawiały, że coraz mocniej zaciskałam ręce w pięści, aż bielały mi knykcie.

Chciałam zobaczyć już zawodników, ale jak na razie żaden nie pojawił się na starcie. Gracze preferowali 'wielkie wejścia'. Wiadomo, że punktualność nie była ich cechą.

Z każdą sekundą mój stres rósł, a ja nie wiedziałam, jak temu zaradzić. Dlaczego tak bardzo przejmowałam się pierwszym wyścigiem w tym sezonie? Przecież to będzie krótka piłka. Wayn wygra jak zwykle, kilka osób rozbije się po drodze, automatycznie dyskwalifikując się z dalszej Gry, spotkamy się za miesiąc w mniejszym składzie i znów zaczniemy od początku.

- Tu jesteś! - prawie podskoczyłam, kiedy zdyszana Price złapała mnie za ramię - Nie słyszałaś, że cię wołałam?

Na jej pytanie kiwnęłam przecząco głową, choć to wcale nie była prawda. Słyszałam, jak przyjaciółka krzyczy moje imię, ale wolałam uniknąć jej typowej paplaniny przed rozpoczęciem wyścigu i poszukać sobie lepszego miejsca, gdzie w skupieniu mogłabym obejrzeć zwycięstwo mojego chłopaka.

Cora popatrzyła na mnie, jakby zastanawiała się czy ma mi uwierzyć, ale ostatecznie wzruszyła ramionami, odpuszczając sobie temat. Następnie zajęła miejsce obok i utkwiła wzrok w mecie, z ekscytacją jak cała reszta zebranych oczekując przybycia Graczy.

RISKY PLAYER » luke hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz