ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

173 29 79
                                    

                                                                                                Abigail

– Dlaczego nie jesz? – dopytuje Jax, wskazując na zawiniętą w kromkę białego chleba kiełbaskę, którą kilka minut temu, specjalnie dla mnie upiekł na ognisku.

– Nie wiem... – wzruszam obojętnie ramionami – chyba nie jestem głodna.

– Poważnie? – Chłopak wybałusza na mnie swoje wielkie niebieskie oczy. – Po takiej głodówce, jaką nam tu zaserwowali, byłem pewien, że wszyscy, włącznie ze mną – Jax posyła mi zażenowany uśmiech – rzucą się na te kiełbaski jak na najnowsze iPhony w Black Friday.

– No tak, tylko, że... ja jeszcze nigdy w życiu nie jadłam czegoś takiego – tłumaczę, demonstrując w dłoni tego mojego dziwnego hot doga, a zaraz potem robię zniesmaczoną minę, bo z mojej kiełbaski nieoczekiwanie zaczyna się sączyć strużka tłustej cieczy.

Jax zamiera z kęsem jedzenia w ustach.

– Jak to możliwe, że nigdy nie jadłaś kiełbasy z ogniska? – dopytuje z taką miną, jakbym właśnie przyznała się do popełnienia jakiegoś okrutnego przestępstwa.

– Tak się jakoś złożyło – oświadczam wymijająco, ponieważ coś mi mówi, że informacje o tym, kim naprawdę jestem i jak wygląda moje codzienne życie, lepiej będzie zachować dla siebie.

– W takim razie bardzo ci współczuję – stwierdza z autentyczną powagą w głosie, a następnie wgryza się w kromkę swojego chleba i przeżuwa jej kęs z takim uwielbieniem, jakby trzymał w ustach najbardziej wykwintną potrawę a nie zwykłe białe pieczywo.

– Niby czego? – rzucam od niechcenia.

Jax pochłania jeszcze kęs swojej kiełbaski, a następnie ociera usta wierzchem dłoni i mówi|:

– Bo nie masz nawet pojęcia, ile cię ominęło...

Dalszej części wypowiedzi już nawet nie słucham, bo w tym momencie po mojej lewej stronie rozlega się nagle głośny i jednocześnie wesoły chichot Tiny. Mimowolnie odwracam głowę w bok i zauważam, że dziewczyna siedzi przyciśnięta do ramienia Angusa i jedną dłonią zasłania mu oczy tak, aby nic nie widział, a drugą karmi go swoją kiełbaską.

Ugh, jakie to urocze.

– Chce ktoś jeszcze jedną? – odzywa się nagle któryś z Numerów.

Naprawdę nie pamiętam już który jest który.

– A można wziąć na później? – Twój Koszmar zwraca się teraz do Malcolma, który najwyraźniej zmęczył się już całą imprezą, bo w tym samym momencie podnosi się z miejsca i sądząc po jego znudzonej minie, zamierza za pewne wrócić do swojego namiotu.

– Można – rzuca zdawkowo, odwracając się przez ramię. – Tylko pamiętajcie, że to jest jednorazowa sytuacja. Więcej ognisk nie będzie.

– Kutas – odburkuje mu Rob, prychając wściekle pod nosem.

– Jeszcze jeden taki teks i będziesz biedniejszy o dwadzieścia punktów – odkrzykuje mu Malcolm rozbawionym głosem, po czym oddala się w kierunku swojego namiotu.

– No to zostaliśmy sami. – Szczerzy się któryś z Numerów, zacierając dłonie.

– Taa, kurwa, sami – Martin kręci z irytacją głową. – Chyba zapomniałeś o tym, że dookoła czai się pełno ochroniarzy.

– Myślisz? – dopytuje Twój Koszmar, rozglądając się z zainteresowaniem dookoła. – Ej, jesteście tu? – woła wytężając wzrok. – Pokażcie się!

(NIE)TWOJA LIGAWhere stories live. Discover now