ROZDZIAŁ SIÓDMY

254 59 52
                                    

           

                                                                                                       Angus

Budzę się, kiedy podświetlana tarcza mojego elektronicznego zegarka wskazuje godzinę trzecią piętnaście. W środku namiotu jest tak niewyobrażalnie ciemno, że nie potrafię nawet dostrzec palców swojej własnej dłoni, którymi od kilkunastu sekund odruchowo przecieram zaspaną twarz. Nie widzę zupełnie nic. Za to czuję, o wiele więcej niż kiedykolwiek byłbym sobie w stanie wyobrazić.

Abby śpi przytulona do mojego lewego boku. Jej głowa jest oparta na moim barku a delikatne, wątłe ramię obejmuje mnie w pasie. Cholera... nie powinienem pozwalać jej tutaj zostać. Nie po tym, jak podczas każdej mojej próby nawiązania z nią jakiejkolwiek rozmowy, od razu zawzięcie demonstruje swoją niechęć do mnie, a jakby tego było mało, to zwykle w bardzo dosadny sposób przypomina mi jeszcze, gdzie jest moje miejsce.

Powinienem był jej kazać wracać do siebie albo – co byłoby najrozsądniejszym rozwiązaniem, odesłać ją do Malcolma, tylko, że...nie potrafiłem tego zrobić. Właściwie, to nie wiem, co musiałoby się wydarzyć, żebym znalazł w sobie na tyle dużo siły, aby czegokolwiek jej odmówić.

Abigail Mcallister jest wyjątkowo wredną, rozkapryszoną córeczką bogatego tatusia. Uważa, że należy jej się dosłownie wszystko, czego tylko sobie zamarzy a każdy, kto znajduje się w zasięgu jej wzroku, musi bez mrugnięcia okiem spełniać wszystkie jej zachcianki. Ale...jest też najpiękniejszą kobietą jaką kiedykolwiek widziałem na oczy i choć bardzo długo nie chciałem tego przyznawać przed samym sobą, to prawda jest taka, że nawet najbardziej wściekłe spojrzenie tej dziewczyny potrafi rozpalić moje zmysły do czerwoności. Już w momencie, kiedy przestąpiłem próg jej domu i spojrzała na mnie tymi swoimi ślicznymi, wkurzonymi niebieskimi oczami, poczułem, że do mojego życia wkradają się właśnie poważne kłopoty, jednak wtedy, nie miałem jeszcze pojęcia, że największym z nich okaże się ta moja niewytłumaczalna słabość do niej.

Najdelikatniej jak tylko potrafię, odwracam głowę w jej kierunku i zaczynam przeklinać w duchu, że przed snem zgasiłem tą cholerną lampkę na baterię, bo oddałbym teraz naprawdę wiele, żeby choć przez chwilę móc popatrzeć na jej twarz, kiedy śpi. Podejrzewam, że to jedyny czas w ciągu całej doby, kiedy Abby jest spokojna, nie podnosi głosu, nie marszczy brwi i nie rzuca tych swoich wściekłych spojrzeń. Zamiast tego mam przed oczami ogromną czarną plamę, na której moja wyobraźnia nieudolnie stara się wymalować obraz jej kruchej, bezbronnej sylwetki wtulonej w moje ciało.

 Kurwa..., po co ja to sobie w ogóle robię?!

Przecież dla niej jestem tylko zwykłym, pospolitym biedakiem, synem jej kucharki i ogrodnika, człowiekiem bez żadnych perspektyw na życie – co zresztą wielokrotnie już podkreślała, a co tak swoją drogą, wcale nie jest prawdą. To nie są czasy panowania króla Arthura, gdzie służba cieszyła się z każdego dodatkowego kawałka chleba. Dziś ludzie pracujący dla arystokracji naprawdę świetnie zarabiają, a na dodatek starają się też inwestować w swoją przyszłość, lub jak w przypadku moich rodziców – w przyszłość swojego dziecka.

Studiuję na jednej z najlepszych uczelni w Dublinie, mam całkiem spory i nieźle urządzony dom tylko dla siebie, ponieważ niecały rok temu moi rodzice dostali od Orana Mcallistera swój własny apartament na terenie jego rezydencji i od tamtej pory mieszkają tam na stałe, a po studiach planuję zatrudnić się w dobrze prosperującej, renomowanej poradni psychologicznej, w której odbyłem już kilkumiesięczny staż. Nie jestem biednym człowiekiem bez przyszłości, ale...nie jestem też synem najbogatszego przedsiębiorcy w hrabstwie, z którym Abby jeszcze do niedawna próbowała układać sobie życie.

(NIE)TWOJA LIGAWhere stories live. Discover now