ROZDZIAŁ TRZECI

325 56 34
                                    

                                                                                                      Abigail

Zbiegam po schodach do sali bankietowej, jednak zanim zdecyduję się wejść do środka –gdzie zebrała się już całkiem spora grupa śmietanki towarzyskiej z obszaru całego hrabstwa, zatrzymuję się jeszcze przy wielkim lustrze zawieszonym w holu tuż za filarem, aby jeszcze raz rzucić okiem na swoją stylizację.

Muszę przyznać, że moje specjalistki od wizerunku spisały się dziś naprawdę świetnie. Długie do połowy pleców blond włosy, upięły mi za lewym uchem w taki sposób, że loki spływają luźno po ramieniu i długością sięgają białego gorsetu w kształcie serca, który ciasto opina mój biust, a gdzieniegdzie powpinały jeszcze błękitne spinki, tak aby całość współgrała z kolorem sukni, która od talii w dół aż po kostki, również jest błękitna. Na ramieniu mam jeszcze przewieszoną niewielką białą torebkę – właściwie tylko po to, aby móc schować do niej telefon, ponieważ już teraz wiem, że pomimo obecności Nessy – mojej ulubionej kuzynki, nadejdzie w końcu ten nieunikniony moment, kiedy zacznę się tu okropnie nudzić; szczególnie podczas licytacji pamiątek rodzinnych, w których zwykle bierze udział tylko niewielka grupa zaproszonych gości, natomiast cała reszta towarzystwa jest wtedy zmuszona zająć się rozdawaniem do siebie sztucznych uśmiechów oraz udawaniem, jak świetnie się tu bawi.

Poprawiam srebrną kolię wysadzaną cyrkoniami, która idealnie zdobi mój opalony na brązowo dekolt, a potem odwracam się za siebie i ruszam w kierunku sali. W tym momencie drogę przecina mi nagle ubrany w elegancki, czarny garnitur...Angus. Noż cholera jasna, ten facet jest dosłownie wszędzie!

– A ty tu czego? – zagaduję, marszcząc gniewnie brwi. – To jest bankiet dla arystokracji i wysoko postawionych urzędników, a z tego co mi wiadomo, to ty nie należysz do żadnej z tych grup.

Chłopak przystaje na chwilę w miejscu i mimowolnie omiata moją sylwetkę tak zdumionym wzrokiem, że jego czarne, kształtne brwi momentalnie wędrują wysoko w górę – niemal po linię nienagannie wystylizowanych nad czołem krótkich, ciemnych włosów, a potem natychmiast opuszcza wzrok na podłogę i zaczyna niespokojnie odkrztuszać w dłoń, którą zdążył już zacisnąć w pięść.

– Chciałem...ekhm... – usiłuje wyjaśnić, znów krztusząc się przy tym jak jakiś ostatni pajac –...trochę pomóc. Nie lubię bezczynnie leżeć w łóżku, kiedy dookoła jest tyle rzeczy do zrobienia, tym bardziej, że przy takiej ilości ludzi, przyda się przecież dodatkowy kelner – oświadcza, wskazując dłońmi na swój strój.

Wywracam oczami na tę uwagę, bo chyba nigdy nie zrozumiem ludzi, którzy z własnej woli garną się do każdej możliwej pracy, a poza tym – oboje wiemy, że mój ojciec płaci mu za tę „pomoc" i to całkiem niezłe pieniądze.

– Jasne... – Wykrzywiam usta w lekceważącym uśmiechu, krzyżując ramiona na piersi. – I nie ma to nic wspólnego z tym, że przy okazji wpadnie ci do kieszeni trochę dodatkowej gotówki.

Teraz to Angus posyła mi krzywy uśmiech a potem w identyczny sposób również krzyżuje ramiona na piersi. Zauważam wtedy, że rysy jego twarzy są nawet całkiem, hmm... znośne a układ kości policzkowych i linia szczęki, też mogłyby się mieścić w moich dopuszczalnych standardach – gdyby oczywiście nie był Angusem „Jakimśtam", a chłopakiem z mojego otoczenia.

– A widzisz w tym coś złego? – rzuca bez najmniejszego cienia zażenowania. Mięśnie na jego ramionach są teraz tak mocno napięte, że byłyby za pewne w stanie rozerwać materiał tej eleganckiej koszuli i marynarki – które wyłącznie dzięki dobrej woli mojego ojca ma w tej chwili na sobie, natomiast jego ciemne, głębokie spojrzenie jest tak intensywne i przeszywające, że z jakiegoś powodu, czuję nagle rosnącą w gardle, dławiącą przełyk cierpką gulę.

(NIE)TWOJA LIGAOù les histoires vivent. Découvrez maintenant