Ja naprawdę mam już dość

244 15 22
                                    

Nie wytrzymałem.
Rozpłakałem się.
-Ej Lloyd co jest?- zapytał Kai, byliśmy już blisko klasztoru.
-Jedź nie zwracaj na mnie uwagi - odpowiedziałem.
-Lloyd.
-Powiem jak dojedziemy- powiedziałem.- Proszę jedź, nie czuje się tu bezpiecznie, ledwo co tu przybiegłem, jestem tak zmęczony.
-Okej- Kai przyspieszył i akurat dojechaliśmy.
-Kai, źle się czuję- zapłakałem.
Miałem mroczki przed oczami.
Cały się trzęsłem.
Serce mi waliło jak nie wiem co.
I już wiedziałem że to kolejny, pieprzony atak paniki.
-Lloyd!- mówił Kai, ale słabo go słyszałem.
Weszliśmy do klasztoru, Kai od razu poinformował o tym mojego ojca, mamę i Wu.
Kai położył mnie na łóżku w moim pokoju. Cała trójka ze mną została (tata, mama i Wu)
-Kai możesz wyjść?- poprosił Wu. Kai skinął głową i wyszedł. Ze mną nadal było ciężko. Mój stan się nie poprawiał. Może i nawet był jeszcze gorszy.
Tata trzymał mnie za rękę. Wujek próbował mnie uspokoić. A mama siedziała i patrzyła na mnie, musiała oglądać swoje jedyne dziecko w takim stanie...
Cały się trzęsłem.
Nie mogłem się uspokoić.
Zapłakałem znowu.
Zacząłem coraz bardziej oddychać.
Nienawidziłem tego stanu.
To było okropne....
-Lloyd...- usłyszałem głos taty.- Już wszystko jest dobrze, nikt cię nie skrzywdzi.
Ta, na pewno. Pewnie zaraz zjawi się tu Mroczny Władca i Vex.
Powoli zacząłem się uspokajać.
Było już trochę lepiej.
Wreszcie zacząłem dokładnie widzieć.
-Oddychaj, Lloyd- powiedział mistrz Wu.

Oddycham przecież...
Bynajmniej staram się.
-Już?- zapytał tata.
Kiwnąłem głową.
-Przyniosę ci wody- powiedziała mama i wyszła.
-Lloyd co się stało?- zapytał Wu.- Dlaczego doprowadziłeś się do takiego stanu?
-Nie chcę teraz o tym gadać- powiedziałem.
-Lloyd z tobą jest coraz gorzej- zauważył tata.
Nic nie odpowiedziałem.
-Coś trzeba z tym zrobić- odpowiedział Wu.
-Ja naprawdę mam już dość...- powiedziałem.
-Pokaż ręce- rozkazał tata.
-C-co?- powiedziałem. Proszę nie przecież ja mam praktycznie świeże rany.
-Pokaż ręce- powtórzył tata.
-Nie- odpowiedziałem.
-Lloyd- powiedział Wu.- Pokaż.
Nie chciałem się z nimi kłócić, więc po prostu podwinąłem rękaw i pokazałem prawie że świeże rany. Cudownie...
-Lloyd. To już naprawdę poszło za daleko- powiedział tata.
-To już kolejny raz- zauważył Wu.
-Oddaj wszystkie swoje ostre narzędzia- rozkazał tata.
Chyba cię coś posrało.
No ale nie chciałem się kłócić więc wstałem z łóżka.
Oddałem tacie: żyletkę, nożyczki, klucze i kawałek rozbitego szkła.
Nie używałem tych wszystkich rzeczy, tylko żyletkę.
-To wszystko?- upewnił się Wu.
Kiwnąłem głową.
-To teraz ustalmy sobie parę zasad - powiedział tata.- Po pierwsze przy każdym posiłku ktoś cię kontroluje czy zjadłeś, po drugie w pokoju nie będziesz siedział sam, i po trzecie będziemy kontrolować twoje ciało czy nic sobie nie robisz.

No nie.
Koszmar.
Milczałem.
Nie chciałem w ogóle się odzywać. Odwróciłem się i skuliłem się na łóżku.

-Lloyd- powiedział Mistrz Wu.
Nic nie odpowiedziałem.
-Możesz iść- powiedział Garmadon do Wu.- Ja z nim zostanę.
Wu wyszedł. Zostaliśmy z tatą sami.
-Lloyd- powiedział tata.
-Wyjdź- warknąłem.
-Nie zostawię cię samego- powiedział.
-Już kiedyś to zrobiłeś. WYJDŹ- na koniec podniosłem głos, nie wiem co się ze mną działo.
Spojrzałem na tatę. W moich oczach było widać cierpienie i bezsilność.
-Przepraszam- powiedziałem.-Nie wiem co się ze mną dzieję...
-My chcemy się dowiedzieć, co się dzieje- powiedział tata i przysunął mnie do siebie, obejmował mnie mocno, znowu czułem to, że jednak się o mnie martwi.
To było słodkie....
Chyba na tatę również nie umiałem się gniewać.
-Wiem, że chcecie. Ale to nie jest dla mnie takie łatwe, żeby wam opowiadać o moim stanie psychicznym- powiedziałem.
-Połóż się, odpocznij, prześpij się - powiedział tata. Przykrył mnie kocem i usiadł na fotelu, który znajdował się przy moim łóżku.

Było ze mną źle.
Chciałem to skończyć żeby już nie cierpieć.
Ale jestem tu potrzebny.
Mojej rodzinie i moim przyjaciołom.

Fałszywy Uśmiech - Lloyd Montgomery Garmadon Where stories live. Discover now