To nie tak jak myślisz!

334 15 26
                                    

Od tego stresu cały się spociłem, więc musiałem się przebrać.
Wstałem i zdjąłem koszulkę, po czym podeszłem do szafy i szukałem innej koszulki.
Błagam żeby nikt nie wszedł do pokoju- myślałem.

No ale oczywiście nie mogło być tak pięknie.
Ktoś właśnie wszedł do mojego pokoju.

Kai.

I po co ja tak myślałem.

-Lloyd...- zaczął Kai.
-Kai. To nie tak jak myślisz! To rany po bitwach i w ogóle- tłumaczyłem, świetnie. Lepszego kłamstwa nie mogłem wymyśleć.
Mimo że założyłem już koszulkę to i tak Kai widział moje rany..
- Żartujesz sobie ze mnie?! Dobrze wiem co to za rany. Co ty ze sobą robisz co?!- krzyczał Kai.- W tej chwili idziemy do Mistrza Wu i do twojej matki.
-Nie!- pisnąłem.
-Nie dyskutuj ze mną- warknął.- To już jest chore Lloyd, ja nie wiem ty masz depresje czy co?!
-Każdemu się zdarza!- krzyknąłem.
-Ty nie jesteś każdy!- krzyknął Kai.
-Wiem! Wiem że jestem inny... i tak już będzie. Nie pasuję do tego świata- odezwałem się i chciałem wyjść.
Uciec od niego.
-Nigdzie nie idziesz - warknął Kai.- Naprawdę ty się powinieneś leczyć:
-ZAMKNIJ SIĘ W KOŃCU. TY NIC NIE ROZUMIESZ! NIE WIESZ JAK TO JEST- krzyknąłem.
-To ty się zamknij- powiedział Kai i złapał mnie mocno za ręce, po czym zaczął prowadzić mnie do Mistrza Wu i mojej matki. Zapewne byli w pokoju mojego wujka, gdyż tam zazwyczaj spędzają czas. Ciekawe co tam robią.
Kai zapukał do drzwi, a Mistrz Wu od razu pozwolił mu wejść.
-Mistrzu mamy dość duży problem- oznajmił Kai, który dopiero co mnie puścił.
-Słucham cię Kai- powiedział. On jeszcze nie wie że jego bratanek właśnie się p0ciął.
-Lloyd pochwal się co zrobiłeś- zaśmiał się Kai.
Milczałem.
-Dobrze w takim razie powiem za niego. Lloyd właśnie p0ciął sobie ręce- powiedział Kai.
Nie nie nie zrobił tego prawda?
Jednak zrobił to. Powiedział to.

Mój wujek i matka od razu skierowali oczy na mnie. A ja z bezsilności patrzyłem na podłogę.
-Kai. Zostaw nas samych- powiedział Mistrz Wu.
-Jasne- odpowiedział Kai i wyszedł.
-Lloyd, podejdź tu- powiedział Mistrz Wu.
Powoli podeszłem. Ale nie umiałem spojrzeć mu w oczy. Nie umiałem...
-Spójrz na mnie- nakazał mój wujek.- Co się dzieje?
Patrzyłem mu w oczy i milczałem.
W końcu odezwałem się:
-Nie wiem. Wszystko jest źle. Czuję się okropnie. Nic nie jest dobrze. Mam wrażenie że jestem tu nie potrzebny..
-Synku...- mama podeszła do mnie i przytuliła mnie. Mało kiedy to robiła więc byłem w szoku.
-Lloyd wcale tak nie jest. Jesteś nam bardzo potrzebny. Może potrzebujesz się komuś wygadać?- zaproponował Mistrz Wu.
-Chciałem. Ale nie umiem. Próbowałem wygadać się Zane'owi. Ale nie wyszło. Tak samo z Kai'em. Nie umiem gadać o tym jak się czuję.- tłumaczyłem.
-A może mi?- zapytała Misako.
Milczałem.
-Komu chciałbyś się wygadać, Lloyd?- zapytał Wu.
-Mojemu ojcu.

Chwila ciszy.
-Garmadonowi?...- nie dowierzała Misako.
-Tak.
-Ale... My nawet nie wiemy gdzie on się teraz znajduję- powiedział Wu.
-W takim razie nie muszę nic nikomu mówić- po tych słowach odwróciłem się i wyszedłem.
Nikt mnie nie zatrzymał więc może to i dobrze. Zamknąłem się w pokoju i rzuciłem się na łóżko. Przykryłem się kołdrą i próbowałem zasnąć, albo chociaż odpocząć...
Boże. Ale wypaliłem z tym ojcem. Na pewno w jeden dzień go znajdą, bo jego
,, synuś" ma kurna jakieś problemy.

Ale wtedy jeszcze nie wiedziałem, że oni naprawdę to dla mnie zrobią.

[...] -Lloyd, obudź się- powiedziała Nya.
-Hm?- mruknąłem.
-Obiad jest- powiedziała.
-Podziękuję- odpowiedziałem.
-Proszę cię- powiedziała Nya.
-Dobra przyjdę zaraz.
-Oki- powiedziała i wyszła.

Obiad, serio?
Nie miałem żadnej ochoty na jedzenie. Ale poszedłem do kuchni.
I nie mogłem uwierzyć kogo zobaczyłem.

-Tata?...- powiedziałem, uśmiechnąłem się i rzuciłem się mu w ramiona. Wu i matka chyba powiedzieli mu co jest ze mną, bo był przekochany. Ale to w sumie dobrze.
-Cześć młody- odpowiedział mój ojciec.
-Chciałbym...- zacząłem.- Pogadać.
-W porządku. Ale najpierw coś zjedz- powiedział Garmadon.
-Nie chcę- odpowiedziałem, za co oberwałem surowym spojrzeniem od ojca.
-Lloyd.
-Tato proszę... Nie możemy najpierw pogadać? Obiecuję, że jak skończymy rozmawiać to przyjdziemy tu i na twoich oczach zjem obiad- powiedziałem.
-W takim razie w porządku- odpowiedział.
Poszliśmy do mojego pokoju, zamknąłem drzwi i usiadłem na łóżku. Ojciec usiadł obok mnie.
-Doszły mnie słuchy, że jesteś zamknięty w sobie, mało jesz, często się wkurzasz i często płaczesz oraz... Sam00kaleczasz się.- zaczął ojciec.
-To dość. Skomplikowane..- powiedziałem.
-Chciałeś mi się wygadać- odpowiedział.
-Wiem. I nadal chcę. Z wszystkich osób tobie ufam najbardziej. Mimo tego wszystkiego co mi zrobiłeś.
-Dobrze. Więc ja zamieniam się w słuch- oznajmił Garmadon
-Ostatnio wszystko jest jakoś... Do dupy. Pewnego dnia straciłem apetyt, a potem z dnia na dzień coraz mniej jadłem. Nie chciałem z nikim o tym gadać, nie potrafiłem. Chłopacy wkurzali się na mnie za to że mało jem i w ogóle. To doprowadziło do tego że jestem na nich obrażony i wkurzony. Sam nie wiem dlaczego płacze.. Chyba z bezsilności. A p0ciąłem się. Bo...  Miałem okropny dzień. Wszystko było okropne, moje samopoczucie i w ogóle. Po zrobieniu tego poczułem wielką ulgę....- tłumaczyłem.- Tato ja już na prawdę nie mam sił na to wszystko....
Zapłakałem.
Chyba nawet ojca to ruszyło bo bez zastanowienia mnie przytulił.
-Ja nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego jak bardzo jest ci źle. Zostawiłem cię z wszystkimi problemami.- mówił Garmadon.
-To nie twoja wina, tato- odpowiedziałem patrząc mu się głęboko w oczy. Na pewno dostrzegł w moich oczach smutek i bezsilność.
-Nie powinieneś tak cierpieć- powiedział.
Milczałem.
-A... Zostajesz z nami? W sensie.. tutaj?- zapytałem.
-Tak- odpowiedział.- I myślę że na długo tu zostanę. A teraz chodź, zjesz obiad.
Lekko się uśmiechnąłem.
-Kocham cię, tato- wypaliłem bez zastanowienia.
-Ja ciebie też, Lloyd.

Fałszywy Uśmiech - Lloyd Montgomery Garmadon Where stories live. Discover now