Rozdział 40

51 4 5
                                    

Pov. Simon

Wraz z Bramem ruszyliśmy w stronę małego strumyczka, trzymając się za ręce. W dalszym ciągu dziwnie się czułem, po tym jak uciekłem. Mężczyzna nie miał do mnie pretensji, ale czuję się niepewnie. Przez praktycznie cały dzień nie wspomniał słowem o mojej ucieczce, jakby o niej zapomniał bądź nie ma to dla niego znaczenia.

Wokół było pięknie. Wszystko wydawało się takie zielone. Pełno było kwiatów, krzaków bądź drzew. Wiem, nie jest to odkrywcze. W końcu jesteśmy w lesie, ale nawet wczoraj nie było aż tak pięknie jak teraz. To tak jakby cały las przeszedł gruntowne porządki. Zdawało mi się, jakby była dopiero co wiosna, a nie lato. Widzę tu gdzieniegdzie pączki, które dopiero co zaczną kwitnieć. Wszystko jest takie żywe. Jakby dopiero co przebudziło się z głębokiego snu.

Miałem problem z czasem. Nieraz mi się zdawało, że minęło kilka dni a nie godzin. Tutaj pojęcie czasu nie trzyma się kupy, a być może to ja wariuję. Nie mam pojęcia.

Dotarliśmy do małego strumyczka, który był nieskazitelnie czysty. Było widać w nim wszystko. Zapewne bez problemu zauważyłbym jakieś małe żyjątka w nim. A skoro mowa o zwierzętach, to dopiero teraz zwróciłem na to uwagę. Żadnego dotąd nie spotkałem. Nie słyszałem żadnych ptaków ani nie widziałem różnego rodzaju robactwa, które zawsze jest. Wokół nas dosłownie nie widziałem żadnej innej żywej duszy.

- Coś nie tak? - Usłyszałem głos Brama za sobą. Przytulił mnie on od tyłu, kładząc swoją głowę na moim ramieniu.- Co Cię trapi?

- Gdzie są zwierzęta? Nigdzie ich nie widziałem.

- Są w dalszej części lasu. Ta strefa jest tu zamknięta.

Niezbyt zrozumiałem jego odpowiedź.

- Co masz na myśli zamknięta?

- Jest zabezpieczona, żeby nic się wam tu nie stało bądź żebyście nie uciekli. Musimy poczekać, aż was przemienimy. Dalsza część lasu jest mniej bezpieczna. Tacy jak ja lubią polować na ludzi i ich zjadać. Gdyby ta strefa była otwarta, to mogliby wam zrobić krzywdę.

Zmroziło mi krew w żyłach po słowach Brama. Nawet gdyby jakimś cudem udało nam się stąd uciec, to jeszcze pozostawała kwestia ludzi, którzy zmieniają się w wilki. Zabiliby nas, gdybyśmy tylko przekroczyli granicę. Nawet nie chciałem o tym myśleć.

- Czy jeśli przejdziemy przemianę, to będziemy bezpieczni? - Zapytałem, choć mój głos ledwo wydobył się z mojego gardła.

- Oczywiście, że tak. Dodatkowo będziecie nasi, więc nikt nawet was nie tknie. Jesteśmy bardzo wysoko w hierarchii stada. Dodatkowo Dylan jest główną alfą. Wszyscy nie mogą się już doczekać poznania nowej luny stada.

Jego głos brzmiał swobodnie. Mój niezbyt. Nie podzielałem jego zachowania. Dla mężczyzny pewnie to wszystko było normalne. Dla mnie jest to bardziej przerażające.

- Czy gdy spotkaliśmy się pierwszy raz, to chciałeś mnie zabić?

To pytanie samo wypłynęło z moich ust. Zastanawiało mnie to. Wiedziałem, że nasze spotkanie nie było przypadkowe. Czekał wtedy na mnie. Gdybym nie spełniał jego standardów, to czy by mnie po prostu zabił? Ciarki przechodzą mi na samą myśl o tym.

Bram wypuścił mnie z objęć tylko po to, by odwrócić mnie w swoją stronę. Spoglądał na mnie uważnie. Jego wyraz twarzy stał się poważny. Nie wiedziałem, co mam myśleć w tej sytuacji.

- Nigdy, przenigdy bym Cię nie skrzywdził. Nawet przez myśl mi to nie przeszło, żeby Cię zabić.- Każde słowo powiedział wolno i dobitnie. Ani na moment nie spuścił ze mnie wzroku.

Chciałem coś powiedzieć, lecz nie mogłem. Pozwoliłem jedynie, by nasze usta złączyły się w czułym pocałunku, który dawał dużo do myślenia.

Kim jesteś? /DylmasDonde viven las historias. Descúbrelo ahora