– Jak się ma Kinsley? – spytała Mariah.

Dziewczyna pracowała z nami od niedawna. Nie poznałem jej lepiej. Uznałem, że nie było sensu utrzymywać dobrego kontaktu z nikim w firmie. Na razie nie plotkowała o innych i dogadywała się z Sarah. Ale za jakiś to się mogło zmienić. Plotkary przeciągną ją na swoją stronę. Bonnie potrafiła manipulować ludźmi. Nie sądziłem, że Mariah mnie o cokolwiek zapyta. Przynajmniej ona jedna się zainteresowała moją dziewczyną, bo Bonnie siedziała cicho. Zazwyczaj przysłuchiwała się rozmowom i udawała, że nic ją nie obchodziło. To dziwne, bo wiedziała dużo o ludziach pracujących tutaj. Zwłaszcza o Kinsley, której nawet nie znała. Słyszała o niej zapewne od Bonnie, która nie oszczędziła sobie krytyki dziewczyny. Robiła to przy każdej możliwej okazji nawet po jej odejściu z firmy. Jakby nie mogła pogodzić się z tym, że Kinsley była w czymś lepsza od niej albo że nie chciała jej się podlizywać na każdym kroku, jak robiły to inne dziewczyny, które z nami pracowały.

– Różnie. Dziewczynki dają jej popalić.

– Dziewczynki? - Patrzyła na mnie zaskoczona.

Zapomniałem wcześniej wspomnieć. Niby kiedy, skoro nie powiedziałem nawet o ciąży. Będę miał dwie córeczki. Szaleństwo. Miałem tylko nadzieję, że z charakteru nie będą przypominały swojej mamy. Jeśli tak zwariuję. Już się pogodziłem z tym, że będę miał dwójkę dzieci. Chociaż na początku panikowałem. Nawet myślałem, że Kinsley żartowała. Na pewno będzie trudniej niż z jednym niemowlakiem. Ale przecież nie będę pierwszym facetem, któremu urodziły się bliźniaczki. To nic dziwnego. Tak sobie tłumaczyłem, bo inaczej bym spanikował. Musiałem wspierać swoją dziewczynę, chociaż czasami to było cholernie trudne zadanie. Nie wiedziałem, kiedy mogłem zażartować, żeby jej nie wkurzyć. Zazwyczaj starałem się nie odzywać, czekając, jak Kinsley się mnie o coś zapyta. Łatwiej było w ten sposób uniknąć denerwowania jej. Musiałem pamiętać, że stres mógł zaszkodzić dzieciom.

– Bliźniaczki. - Zaśmiałem się. – Zwariuję, gdy już podrosną.

Na pewno dadzą mi popalić. Razem ze swoją matką. Czekały mnie ciężkie lata. Kinsley potrafiła doprowadzić mnie do szału. Czasami nawet uważałem, że robiła to specjalnie. Wcale bym się nie zdziwił. Jednak nie wyobrażałem już sobie życia bez niej. Raz rozstaliśmy się na dłużej i nie chciałem tego powtarzać. Przekonałem się, że ją kochałem. Będziemy rozmawiać, dopóki się nie dogadamy. Zwłaszcza że teraz najważniejsze będzie dobro naszych dzieci. To na nich musieliśmy się skupić, a nie na wzajemnym dogryzaniu sobie. Chciałem, żeby moje córki wychowywały się w pełnej i szczęśliwej rodzicie. Mnie brakowało matki, Kinsley ojca, ale nasze dzieci będą miały obojgu rodziców. Nie byłem w stanie przewidzieć wszystkiego, ale nie zamierzałem opuścić swojej rodziny. Nie pozwolę, żeby kiedykolwiek ktoś stał się dla mnie ważniejszy od nich. Miałem nadzieję, że Kinsley zrobi to samo.

– Będziesz miał w domu wesoło.

Jasne, że tak. Nie mogłem się doczekać. Głównie, dlatego że już nie chciałem sobie tylko wyobrażać swoich córek. Chciałem je w końcu zobaczyć. Zastanawiałem się, czy będą bardziej podobne do mnie, czy do Kinsley? Chociaż zdawałem sobie sprawę, że po kilku dniach będę chciał, żeby dzieci rosły nieco szybciej. Przynajmniej do czasu, aż zaczną oglądać się za chłopakami. Wtedy mogły wpędzić mnie do grobu. Nie powinienem na razie o tym myśleć. Nie wyobrażałem sobie porodu. Nawet nie wiedziałem, czy chciałem być przy Kinsley na sali porodowej. Powinienem. Musiałem ją wspierać. Nie pytałem, czy w ogóle brała pod uwagę, że będę tam z nią. Odkładaliśmy ten temat. Uznałem, że mieliśmy jeszcze sporo czasu. Zwłaszcza że moja dziewczyna o tym nie wspominała. Kinsley chyba nie bała się porodu? Dla kobiet to coś normalnego. Może się myliłem.

LOVE - Blake&KinsleyWhere stories live. Discover now