Rozdział trzydziesty piąty.

Start from the beginning
                                    

Jej wzrok utkwiony był teraz w paznokciach u rąk i z lekko przekrzywioną głową przyglądała się lakierowi, jakby widziała go po raz pierwszy w życiu. Jo była cholernie uparta, co zdążyłam już zauważyć przy pierwszym spotkaniu, więc postanowiłam podejść do niej inaczej.

- Nie masz pojęcia jak mi to utrudniasz. - przygryzłam wargę, żeby nie powiedzieć nic więcej. Mój głos był o wiele milszy i spokojniejszy niż sekundę temu. - Chciałam tylko...

- Nie masz pojęcia jak mało mnie to interesuje. - przerwała mi, wzruszając ramionami.

Dziewczyna z powrotem sięgnęła po gazetę i rozłożyła ją tuż przed swoją twarzą, uważnie czytając jej tekst tak jak to robiła, kiedy tutaj przyszłam. Złość we mnie wezbrała, gdy zignorowała mnie nawet po tym, jak próbowałam być dla niej miła. Nie obchodziło mnie teraz czy jesteśmy we dwie, czy patrzy na nas każdy w salonie. Czułam jak gorąco rozlewało się po moich policzkach, kiedy stałam nad Jo, a ona wciąż zachowywała się obojętnie wobec mnie i przez ten cały czas nawet nie podniosła wzroku. Nie miałam cierpliwości, a już na pewno nie do niej.

- Może odpowiedziałabyś mi normalnie, kiedy cię o coś pytam!? To taki problem? - wybuchnęłam nagle, do reszty zdenerwowana komentarzem białowłosej. Następnie dodałam, wyrzucając ręce w powietrze – Zachowujesz się jak ostatnia suka, a przecież nic takiego ci nie zrobiłam!

Przesadziłam. Wiedziałam to. Przecież sama to wszystko zaczęłam i odzywałam się do niej w ten sam wredny sposób. Różnica polegała na tym, że to ona miała większą cierpliwość, a ja zawsze przegrywałam w słownych potyczkach, szybko wpadając w złość.

Jo zacisnęła usta w cienką linię, a jej mina aż krzyczała, że przegięłam nazywając ją suką i powinnam uciekać gdzie pieprz rośnie, zanim ona zdąży pomyśleć o przywaleniu mi. Spojrzałam na jej umięśnione ręce, które w porównaniu z moimi mogłabym nazwać atletycznymi i z trudem przełknęłam ślinę.

- Chyba mnie nie zrozumiałaś, Davis. - jej spokojny ton przyprawił mnie o ciarki – Nie jestem Hemmingsem ani żadnym z jego kumpli, żeby znosić twoje królewskie fochy. - mówiąc to, wstała z miejsca i stanęła bardzo blisko mnie – Tutaj bardzo szybko nauczysz się jak trzymać język za zębami, bo nikt nie będzie się z tobą cackał. Powinnam ci teraz...

- Wowowo! Dziewczyny, nie róbcie zamieszania. - wtrąciła Rachel, która nagle pojawiła się znikąd, wsuwając między moje ciało i ciało Jo dłoń i odciągając mnie parę kroków do tyłu. Teraz to na niej skupiłam swoją złość.

- Zostaw... - syknęłam, odsuwając się znacznie od Rachel. Byłam wkurzona, że próbuje mi pomagać, choć wcale jej o to nie prosiłam.

- Blake jest w szkole, idiotko. - powiedziała tak, żebym tylko ja ją usłyszała, a mi prawie opadła szczęka, kiedy uświadomiłam sobie, że ma racje.

Rachel miała minę, jakby nigdy jeszcze nie spotkała nikogo równie głupiego co ja. Jej oczy szeroko otwarte z mieszanką irytacji i niedowierzania. Sama gdybym mogła spojrzałabym na siebie właśnie w taki sposób. Jak mogłam zapomnieć, że moja siostra ma jeszcze szkołę? Zrobiłam z siebie kretynkę.

Ku mojej uldze, nikt nie zauważył, jaka byłam zażenowana obecną sytuacją, bo akcja skupiła się na pozostałych dwóch dziewczynach.

- Ktoś cię prosił, żebyś się udzielała? - warknęła Jo lekko rozzłoszczona, ale widać było, że po interwencji koleżanki postanowiła zrezygnować z ... czegokolwiek co zamierzała mi zrobić.

- Nie chcę się z tobą kłócić, Jocelynn...- odparła spokojnie, a białowłosa skrzywiła się na to, jak ją nazwała. - ... ale Nick nie byłby zadowolony z kolejnej bójki. Sama najlepiej wiesz, jaki jest...

RISKY PLAYER » luke hemmingsOn viuen les histories. Descobreix ara