Rozdział 25

2 0 0
                                    

Gwiazdy były piękne tej nocy – odległe, zimne i połyskujące. Wraz z połowicznym księżycem wiodły prym na bezchmurnym niebie dając dostatecznie dużo światła, by nie trzeba wspomagać wzroku oliwnymi lampkami. A przynajmniej on ich nie potrzebował, by ze swojego stanowiska obserwacyjnego śledzić wydarzenia daleko w dole.

     Pochodnie Twierdzy pogasły, topiąc głębokie wnętrze w cieniu niebosiężnych murów. Estalavanes pierwszy raz widział warownię spowitą całunem ciemności i zawiedziony stwierdził, że w nocnym widzeniu wygląda ona nie lepiej niż za dnia. Liczył na coś niezwykłego. Coś na miarę najdziwniejszych fantazji oraz wymysłów, choćby duchów wychodzących z ukrycia, demonów przeszłości czyniących to, do czego nawykły w minionym żywocie. Nic bardziej mylnego. Twierdza okazała się po prostu zwyczajna. Zupełnie jak ludzie gromadzący się w jedynym przybranym blaskiem latarni miejscu, jedynym świecącym jasno punkcie na świecie.

     Est trwał niespokojnie na swej pozycji w prześwicie między merlonami. Z wieży rozciągał się doskonały widok na to, co działo się na dziedzińcu. Nie czuł potrzeby uczestniczenia w ceremonii, na którą i tak go nie zaproszono. A jeśli zaproszenie było zbędne, skoro należał do najemnej braci? W każdym razie on sam nie czuł się zobligowany więzami krwi do zejścia na dół i wyczekiwania jak reszta w nabożnym milczeniu. Oparty plecami o wysoki ząb krenelażu, z prawą nogą przewieszoną przez szeroki mur, przypatrywał się im z ostrością nocnego widzenia. Na licznych twarzach zaobserwował znajome cierpienie i rozpacz, a nawet gniew. Emocje dogasały, lecz Est podejrzewał, że gdy tylko zagrzmi ogień stosu, tak i płomień w sercach rozgoryczonych najemników wybuchnie na nowo.

     Przeniósłszy spojrzenie z żywych na martwych, zaczął zastanawiać się nad nieuchronnością przyszłych wydarzeń. Ich śmierć była kopnięciem kamienia, który mknąc zboczem góry stworzy lawinę i pogrzebie pod kopcem skał wszystko, co znajdzie na swojej drodze. Kolejne życia. Wsie i miasta. Estarion. Cały Khaldun...?

     Cokolwiek się wydarzy, nie będzie to już jego problem.

     Co też prajaszczur osiągnął mordując kilku ludzi? Powodowała nim żądza zemsty? Wykorzystał nadarzającą się okazję? A może go zmuszono? Est od razu zorientował się, że mistrz intencjonalnie przemilczał pewne fakty dotyczące wczorajszych znalezisk. Nie zamierzał okłamywać swojego ucznia - zwyczajnie nie chciał zaprzątać mu głowy niepotwierdzonymi teoriami i wysnutymi domysłami. A chłopak nie drążył tematu. Wystarczył rzut oka na nauczyciela, by skutecznie utrzymać język za zębami.

     Wzdychając przeciągle, przymknął powieki i wystawił policzki na nocny wiatr, czując jak rozczarowanie własną osobą pomału wypiera gorycz zawodu. Brakowało mu już wytrwałości koniecznej do dalszego egzystowania. Cień z koszmaru zagnieździł się w jego sercu i miał tam całkiem dobre warunki do wzrastania. Karmiony lękami oraz wątpliwościami rósł w siłę, sącząc jad w żyły. Prawda koszmaru stawała się jego prawdą. Myśli koszmaru przedzierały się do podatnego umysłu wypaczając wzniosłe idee oraz refleksje. Od środka zabijał ciało, w którym uwięziono zagubioną duszę. Tylko energia się ostała. Gromadziła się, z wolna osiągając wyznaczoną przez skórę granicę.

     Odetchnął. Ponownie wziął głębszy wdech starając się opanować na tyle, by powrócić do ponurej rzeczywistości. Podciągnąwszy kolana pod brodę, rozparł się na kamiennej ścianie i znów spoglądając w dół dostrzegł zbliżającą się ku zgromadzeniu trójkę mężczyzn.

     Potężna sylwetka Złowieszczego Niedźwiedzia górowała nad nimi. Dzierżący straszliwy miecz dwuręczny, obleczony w napierśnik z ciemnej stali oraz niedźwiedzie skóry człowiek prezentował się tak dostojnie, jak mogło prezentować się rozwścieczone zwierzę o nastroszonym futrze. Est nie widział jego oblicza, ale domyślił się, że było ono surowe i ponure jak deszczowy poranek na cmentarzu. Olbrzym poprowadził przybocznych tuż pod stos, na którym ułożono zabitych w pełnym rynsztunku, niemal tak, jak ich znaleziono. Z tą różnicą, że zabrano miecze.

Biały elfWhere stories live. Discover now