Rozdział 13

12 0 0
                                    

Pot lał się z niego strumieniami. Ręce dygotały. Robiło mu się słabo, a zesztywniałe mięśnie były jedynym, co chroniło go przed mało eleganckim upadkiem na twarz. Spazmatyczne zaciskanie szczęk jakby dodawało mu odrobiny nadwątlonych sił, z których opadał z każdą mijającą sekundą. Trząsł się coraz bardziej. Skóra łaskotała od chłodnej wilgoci wsiąkającej w ubrania i spływającej po odsłoniętych miejscach. Barki poddawały się ciężarowi smukłego ciała, kark uginał się, a biodra i spięte pośladki bezlitośnie ciągnęły w dół.

     Nie, nie da rady. Nie uda mu się. Nie tym razem.

     - Sześćdziesiąt sekund - oznajmił Mag zmienionym głosem.

     To nie głos jest zniekształcony - zauważył Estalavanes. To moje zmysły są przeciążone. Zaraz tu umrę!

     Ciche, bolesne stęknięcie wydobyło się z gardła cierpiącego katusze.

     - Mistrzu...! – cedził przez zęby. - M-mówiłeś... że nie będziesz... mnie... karał... a teraz... ewidentnie... to robisz!

     - Ależ skąd, mój chłopcze. Dodatkowe dwie minuty dobrze ci zrobią, zaufaj mi. Gdy będziesz w moim wieku, jeszcze mi za to podziękujesz.

     Nie potrafił już tego znieść. Ramiona i biodra załamywały się pod nim nieubłaganie.

     - To wciąż... pozostaje... karą! Jużniemogę! - wywarczał jednym tchem.

     - Ach tak? Hmmm, zatem dla przyjemności wytrzymaj jeszcze trzy minuty.

     Dla czyjej przyjemności, do cholery?!

     Starzec zniknął z pola widzenia, lecz jego opanowany ton nadal strofował trenującego ucznia.

     - Sądzę, że dopiero teraz przestaniesz zaprzątać sobie głowę podejrzeniami, jakobym kiedykolwiek chciał cię karać, Estalavanesie. I miej na uwadze swój oddech. Przede wszystkim skoncentruj się na obiegu powietrza w ciele. I nie myśl o bólu, albowiem jeszcze dotkliwiej będziesz go odczuwał. Pamiętaj, o czym mówiłem: odwracaj własną uwagę od niedogodności, ignoruj je, podważaj, neguj ich istnienie.

     Podczas gdy usta Maga nie przestawały mówić, jego świadomość z niezwykłą precyzją odliczała mijający czas - jak na ludzkiego starca umysł miał bowiem bardziej niż młodzieńczy i elastyczny. Z uznaniem spoglądał z góry na utrzymującego się prostopadle do podłogi ucznia; jego rozedrgane twarde mięśnie, manifestację determinacji i siły woli, drapieżną zawziętość. Chłopak mógł skamleć, ale doskonale się trzymał. Miał formę, przekraczał kolejne granice swego ciała i uparcie, z mozołem brnął do przodu. Niebawem będzie mógł rozpocząć szkolenie bojowe i chociaż Mag wiedział, że w głównej mierze przybliży swojemu podopiecznemu metodykę samoobrony, to również ofensywa będzie miała znaczenie dla jego drogi rozwoju. Musiał połączyć nieuniknioną agresję z niezbędnym pacyfizmem, znaleźć złoty środek, idealne wyważenie, harmonię między dwoma skrajnymi cechami. Inaczej zawiedzie.

     - Koniec. - Starzec dotknął palcem wskazującym miejsca między łopatkami ćwiczącego. Est, niczym chwiejna konstrukcja, z głuchym łupnięciem zwalił się na drewnianą posadzkę. - Bardzo dobrze, Estalavanesie, wytrzymałeś dodatkowe pięć minut w pozycji deski. Następnym razem, z łaski swojej, opadaj delikatnie. Nagłe rozluźnienie mięśni nie wpływa na nie korzystnie. W ten sposób zaprzepaścisz owoce swojej pracy.

     - Pięć... minut...? - wysapał wstrząśnięty chłopak. Drżący oddech odzwierciedlał stan, w jakim znajdowało się jego wycieńczone ciało. Nawet pozornie prosta czynność odgarnięcia włosów z czoła wymagała nadludzkich pokładów siły i energii. - Miały... być... trzy.

Biały elfWhere stories live. Discover now