Rozdział 6

11 2 0
                                    

Estalavanes po raz pierwszy od wielu nocy spał spokojnie. Otulony miękką pościelą, w zaciszu własnej sypialni na czwartym piętrze Wieży Czarodziejów śnił o minionych dniach, które odcisnęły piętno na jego wrażliwej psychice. Spał snem niewinnego - otoczony wysokimi murami Twierdzy nie był świadom, jak wielkiego niebezpieczeństwa szczęśliwie zdołał uniknąć...

***

Głęboka noc szumem deszczu spowiła stojącą na uboczu noclegownię. Przy tak ponurej pogodzie mało komu przychodziło do głowy, by opuszczać suche, ciepłe zacisza własnych domostw i ruszać w podróże po rozmokłych traktach. Noclegownia stała więc pusta, nie licząc mieszkającej w niej rodziny, na co dzień prowadzącej ów skromny przybytek. Oraz Obserwatora - milczącego, nieusatysfakcjonowanego rezultatem zakończonego przesłuchania.

     W tej chwili całym sobą chłonął esencję wypełniającą wnętrze budynku. Każde pomieszczenie nasycone było szczątkowym śladem energetycznym charakterystycznym dla poszukiwanego. Tutejszy nurt, ośmio- lub dziewięciodniowy, stracił co prawda na intensywności, lecz wciąż pozostawał rozpoznawalny. Woń poszukiwanego była wyjątkowa. Zawierająca indywidualne cechy namierzanej istoty dawała całkiem wyraźny obraz w mocy. Tak, bez cienia wątpliwości był to ON. I tak jak Pan przewidział, to właśnie ON znalazł Ornament Zaklinacza. Obserwator wiedział, że dopiero teraz ich wspólny cel zacznie wykazywać prawdziwy potencjał. I była mu na rękę myśl, iż w ten sposób marny sługa zyskuje drobną przewagę nad swym potężnym zwierzchnikiem.

     Powracający do rzeczywistości humanoid otworzył żółto-zielone oczy, ostatni raz omiatając wzrokiem ciemną, przestronną salę wyłożoną drewnem. Jego fizyczne zmysły wyczuwały metaliczny zapach krwi oraz fekaliów będący tylko echem minionych tortur. Opuścił noclegownię, zupełnie nie troszcząc się o czynność tak trywialną jak zamknięcie drzwi. Nikt z tutejszych nie stanowił dlań realnego zagrożenia, nie miało zatem znaczenia, kiedy mieszkańcy miasteczka odkryją dowody świadczące o udziale osoby z zewnątrz. I tak nie będzie go wtedy w okolicy.

     Naciągnął kaptur na głowę, gdy ciężkie krople zmoczyły grzywę nasrożonych, czarnych włosów. Znów skierował własną esencję na wrażenia pozazmysłowe wyczulające ciało na gamę bodźców metamagicznych. Spojrzenie sięgało dalej, niż ludzie kiedykolwiek dostrzegą, a umysł był tak stary, iż pamiętał prawdziwą historię, którą znano wyłącznie z przeinaczonych legend oraz opowieści. Energia tajemna w jego ciele działała niczym katalizator dla magii świata, a on ochoczo z tej zdolności korzystał. Był niszczycielskim żywiołem, z którym inni powinni się liczyć. A jeszcze większa siła właśnie w tej chwili formowała nieprzebrane legiony na odległym południu.

     Pazurzasta dłoń upstrzona rdzawymi plamkami zwinęła się w pięść i uniosła na wysokość oczu. Szybkie kroki chrzęściły na wysypanej tłuczniem ścieżce, kiedy zakapturzony nieznajomy przemierzał nocne, wyludnione uliczki Cichobrzegu – miasteczka młodego i trwającego w leniwej stagnacji. Siedziby typowo ludzkiej, odstręczająco banalnej. Te prymitywne istoty przegnały jego krewniaków, tępiąc niemal co do sztuki, a przynajmniej tak widziały to w swych okaleczonych, upośledzonych umysłach. Nie do pomyślenia było, że to z ich winy jego gatunek nosił na sobie ponadstuletnie rany, nadal zbyt świeże, by mogły się zagoić, jątrzące się ropą pielęgnowanej nienawiści, piekące poniżeniem i rwące wspomnieniem konających pobratymców!

     Ale nic to.

     Koniec końców sprawiedliwości stanie się zadość. Pan spełni swe obietnice w chwili, gdy jego oddany sługa wykona zadanie, a wtedy ludzie odpowiedzą za krzywdy, jakich się dopuścili. Odpowiedzą za cierpienie każdego pojedynczego stworzenia, które nieszczęśliwie wpadło w ich żądne krwi łapska lub stanęło przed ich obłudnymi, paskudnymi obliczami. Ludzie roili się niczym mrówki, lecz w porównaniu do tych owadów nie przynosili oni żadnego pożytku. Wyłącznie szkodzili, niszczyli i zabijali. Pan wytępi robactwo. Wypleni chorobę. Przywróci tej krainie witalność. A jemu przywróci dom. Pierwotny dom jego Barwy.

Biały elfWhere stories live. Discover now