Rozdział 22

2 0 0
                                    

- Pierdolę taką robotę! Nic, tylko straszymy zwierzęta w lesie! Odpuściłby sobie Niedźwiedź te dodatkowe nocne patrole. I tak nic tu nie ma!

     - Zawrzyj się wreszcie! Własnych myśli nie słyszę przez to twoje biadolenie.

     - Nie dziwota, że licho zniknęło. Was to się słuchać nie da.

     - Morda, psy! - Dopiero czwarty z najemników skutecznie uciszył zgraję, przyciągając gniewne spojrzenia i nietęgie pomruki. - Nie słyszę sowy.

     - Na chuj ci teraz sowa? - burzył się pierwszy. - Może poluje. A może nas obserwuje i ma wyjebane.

     - Obserwować nas może zupełnie co innego, a przez wasze bezsensowne pierdolenie tracimy przewagę zaskoczenia. - Brodaty mężczyzna ukradkiem przyłożył dłoń do głowicy miecza upewniając się, czy jest poluzowany. Nie podobała mu się ta cisza. A jeszcze bardziej nie podobało mu się zachowanie jego ludzi. Byli niczym gromada hałaśliwych szczyli na wiejskim festynie. - Słyszycie?

     - Co mamy słyszeć?

     - O tym mówię, nie słychać żadnych zwierząt - odwarknął. - Owady milczą. Ptaki milczą. Nawet wilki jakby nieobecne. I przez was pojęcia nie mam czy to z naszej winy, czy cholera raczy wiedzieć czego.

     - Hehe, Jody ma pietra.

     - A ja i tak liczę, że jaką rusałkę wypatrzymy - wymamrotał z nadzieją piąty, dotychczas milczący i uważny. - Ponoć stają się widoczne nocą po deszczu, a tu nieopodal jest stawik...

     Tropiciel imieniem Jody zatrzymał się. Usiłował opanować nerwy na tyle, by nie przywołać do porządku jednego z drugim. Denerwował się, bo przydzielono mu wyjątkowo nierozgarniętych ludzi przejawiających kompletny brak profesjonalizmu. W jego osobistej reakcji nie było nic z lękliwości, znał ten las jak własną kieszeń, tutaj ćwiczył i wielokrotnie nocował. Poza tym raporty wskazywały, że leśne widmo zniknęło. Nie zmieniało to jednak ich kompetencji - wciąż powinni być czujni i ostrożni. Zjawa już się nie pojawiała, nie mieli jednak pewności, czy co innego nie zajęło jej miejsca, skutecznie przeganiając ją z posterunku.

     Charakterystyczny gwizd zmusił ociągającego się człowieka do podążenia za odgłosem. Sygnał ostrzegawczy powtórzył się, toteż z bijącym mocno sercem Jody pomknął na spotkanie z towarzyszami, którzy niewątpliwie znaleźli coś niepokojącego na swojej drodze. W przejęciu nawet nie zwrócił uwagi kiedy ludzie umilkli a las odżył, odzywając się kojącym nocnym głosem.

     Jody zrównał się ze stojącymi w półkolu mężczyznami i powiódł wzrokiem po ich niewyraźnych twarzach. W ciemnościach dojrzał niewiele szczegółów, tyle co w świetle gwiazd prześwitujących zza zasłony chmur i liści. Smugi brązowej farby maskującej pokrywającej ściągnięte oblicza nie ułatwiały mu zrozumienia sytuacji. Spojrzał przed siebie, dokładnie w punkt obrany przez pozostałych, ale niczego nie zauważył.

     - O co chodzi? - szepnął w noc. Chłodny wiatr daleko poniósł jego słowa.

     - Coś dużego tu było, jeszcze przed chwilą - napięcie w głosie podkomendnego z siłą sugestii oddziaływało na resztę. Już nie byli skorzy do marudzenia. - Poruszyło się, tam!

     Naturalnym odruchem byłoby wyjęcie mieczy, jednak zwiadowcy Niedźwiedzi kierowali się innymi zasadami. Nade wszystko liczyło się ich bezpieczeństwo. Rozpoznawszy zagrożenie salwowali się ucieczką, by zająć stanowiska obronne i ostrzelać wroga z dystansu. Obecnie zagrożenie nie było rozpoznane, trwali więc w bezruchu i nasłuchiwali powtórki.

     Aż w końcu usłyszeli.

     A wtedy było już za późno na reakcję.

     Ogromna postać rozmiarami przerastająca Złowieszczego Niedźwiedzia wyłoniła się dosłownie znikąd, materializując za plecami piątki mężczyzn zwabionych w starą jak świat pułapkę. Długie, muskularne ramiona błyskawicznie wysunęły się z rękawów obszernego płaszcza. Pazurzaste palce schwyciły skórzane rękojeści mieczy najbliższych dwóch najemników, nagłe szarpnięcie wyrwało je z bezpiecznych pochew przy szerokich pasach. Rozległ się zgrzyt. Zaalarmowani zwiadowcy obrócili się, podczas gdy napastnik już działał z oszałamiającą skutecznością.

Biały elfWhere stories live. Discover now