Rozdział 20

1 0 0
                                    

Płomień świecy zatańczył, gdy kartkowane stronice grubego tomu mknęły jedna za drugą. Wzbudzony ich gwałtownością wietrzyk porywał ze sobą kurz zalegający na krańcach solidnego hebanowego blatu, posyłając go w głąb przyciemnionego pomieszczenia. Wysmukły ognik ponownie zamigotał na poczerniałym knocie i niemal zgasł, w porę uchroniony przez pomarszczoną dłoń. Był potrzebny. Mimo że mężczyzna wzrok wciąż miał ostry jak za młodych lat, bez płomienia na topniejącym ogarku nie dojrzałby zupełnie nic w półmroku gabinetu rozjaśnionego dwiema zapalonymi lampkami. Pełniły one rolę warty honorowej po obu stronach drzwi wejściowych, lecz tak naprawdę ćmiły cienko tylko po to, by stary doradca nie potknął się o meble, których rozkład znał praktycznie na pamięć. A może po prostu chodziło o to, że w kompletnych ciemnościach nie czułby się teraz najlepiej?

     Kto wie, co też myślał z wolna gasnący człowiek w chwili podobnej do tej. W każdym razie nie powinno go tu być o tej porze. Światło nie powinno rozświetlać okien mieszczącego się na wysokim parterze gabinetu administratora. Ale rozświetlało. Dzisiejszej nocy światło paliło się wyjątkowo długo, męcząc łojową świecę malejącą z każdą godziną, jaką stary mnich spędzał nad księgami, kronikami oraz dokumentami traktującymi o przedmiocie jego studiów.

     Wielu mówiło mu, by wreszcie porzucił archaiczne świece o krótkiej żywotności na rzecz postępowych udogodnień, lecz Mag uparcie odmawiał, najlepiej odnajdując się w skromnym otoczeniu, znanym i cenionym ponad zbędne luksusy. Mógł przystać na propozycję czaromiotów i używać zaklętego światła jak w należącej do niego sali ćwiczeń, ale nie chciał, cierpliwie tłumacząc, iż nie jest mu to do niczego potrzebne. Świeca wystarczała w zupełności. I nikt nie wiedział, że była to wyłącznie półprawda, bo chociaż świece niezmiennie nasuwały mu miłe wspomnienia z dziecięcych lat spędzonych w klasztorze, tak miały jeszcze dwie cechy degradujące nowocześniejszą konkurencję. Jedną z nich była możliwość natychmiastowego zgaszenia światła bez potrzeby wydawania dźwięku. Wystarczyło ucisnąć knot palcami bądź zdmuchnąć płomień, by zniknąć w całkowitej ciemności. Nic więcej, by niepowołane oczy nie dosięgły najmroczniejszych sekretów Niedźwiedzi.

     Druga również strzegła tajemnic, lecz wykorzystywała w tym celu niszczycielską moc żywiołu. Nie istniała bowiem magia, która z popiołu na powrót uformowałaby starannie zapisany dokument, nieważne czy byłby to skrawek papieru, czy płachta pergaminu. Ogień pochłonie wszystko. Przy konkretnej temperaturze w proch obróci nawet kości.

     Prawdziwe zamiłowanie sędziwego człowieka do świec wynikało zatem nie z przywiązania do nich, a z czystego pragmatyzmu. Były tanie, łatwo dostępne, topiły lak i w razie potrzeby można przygotować je samemu. Nie potrzebował niczego więcej w chwili takiej jak ta, gdy przeglądał kolejne księgi zdjęte z regałów, kartkował następne opasłe kroniki i dzienniki, rozwijał rulony opieczętowanych rejestrów. Wszystko po to, by z pomrukiem rozczarowania odkładać je na swoje miejsca. Żadne z przeczytanych dzieł nie czyniło go mądrzejszym. Wręcz przeciwnie. Wyzbyty pychy mnich nigdy nie uważał, że posiadł wszelką wiedzę, lecz teraz jawił się sobie głupcem i ignorantem. Tak jak wszyscy ludzie, którzy już niebawem na własne życzenie odpowiedzą za bagatelizowanie historii.

     Mag westchnął, powstrzymując kichnięcie. Drobinki kurzu wirowały w powietrzu, dostawały się do nozdrzy i osiadały na jego luźnej szacie oraz czarnej gęstej brodzie poprzetykanej coraz liczniejszymi siwymi pasemkami. Ospałym ruchem starł z twarzy pyłek i wrócił do metodycznej, mozolnej pracy której podjął się, powróciwszy z rozmowy ze swoim uczniem.

     Kim w istocie był ten chłopak? Jaki sekret skrywało niepozorne ciało młodego elfa? I czy w ogóle był on elfem, jak wszyscy zakładali? To się jeszcze okaże.

Biały elfWhere stories live. Discover now