Rozdział 54 ,,Chyba niedługo weźmiemy ślub z Shane'm"

233 9 2
                                    

-Jak tam tatuśku?- powiedział Dylan który właśnie wszedł do salonu.
-Normalnie- odpowiedział mu Vincent nie odrywając wzroku od laptopa.
-Mhm. No mała Hailie, co porabiasz?- zapytał Dylan.
-Mały to ty masz łeb- warknęłam.
-Hailie- upomniał mnie Vincent.
- Dobra przepraszam- odpowiedziałam.
-SIEMA KOCIAKI- krzyknęła Susan wchodząc do salonu.
-Jezus Susan- powiedział Shane.
-Hej kociaku- odpowiedziałam i rzuciłam się na szyję przyjaciółce.
- Słuchaj mnie, stara- zaczęła Susan.- Mam nowinę!
- Jaką?
- Chodź to ci powiem- powiedziała i złapała mnie za rękę.
- Możesz mi powiedzieć po co zaprowadziłaś mnie aż do waszego pokoju?- zapytałam.
- Słuchaj mnie teraz uważnie...- powiedziała Susan.- Chyba niedługo weźmiemy ślub z Shane'm.
-Co?!- przykryłam usta dłonią żeby stłumić nieco swój okrzyk.- Co znaczy niedługo?
- Myślimy o końcówce czerwca- odpowiedziała.
-To przecież zaraz...- zdumiałam się.
Naturalnie pamiętałam że Shane oświadczył się Susan, ale świadomość że jeszcze chwila i już drugi z moich braci zostanie mężem- przerażała mnie.

Wszyscy tak dorastaliśmy... A przecież dopiero co Will odebrał mnie z lotniska.
-Hailie ja naprawdę zacznę zaraz płakać- powiedziała Susan z łzami w oczach.
-Ej no nie płacz- przytuliłam ją.- Cieszysz się przecież!
-No tak ale... Wizja że niedługo założymy rodzinę troszeczkę mnie... Przeraża. No wiesz, kocham Shane'a ale nigdy nie wyobrażałam go sobie jako ojca. Znaczy ja uważam że byłby super ojcem ale wiesz...- nie dokończyła Susan bo przerwałam jej.
-....Shane to taki śmieszek co lubi jeść i grać w gry- dokończyłam za nią.
-No dokładnie. Ale naprawdę się cieszę tylko wiesz.- odchrząknęła Susan.- Chcę znowu być nastolatkom i odwalać z tobą różne dziwne rzeczy, albo biegać po ulicy samemu... Albo znowu iść jeździć na hulajnogach na skateparku, pamiętasz jak byłaś ze mnie dumna kiedy zjechałam z rampy?-
- Pamiętam. Bardzo się cieszyłam- odpowiedziałam.
-Albo kiedy twoja mama traktowała mnie jak własną córkę... Wiesz no ja zawsze miałam lepszy kontakt z tatą a twoja mama była taka kochana... Albo kiedy wkurzałyśmy Olafa.
(Olaf to brat Susan)
Na wzmiankę o bracie mojej przyjaciółki zaczęłam się śmiać. Naturalnie pamiętam kiedy go wkurzałyśmy, itp. Z tego co wiedziałam to chodził do tego samego liceum co ja, Susan i chłopaki, i chyba chodził do klasy z bliźniakami.
-O tak- powiedziałam.- Wkurzanie Olafa było zabawne.

Obie się zaśmiałyśmy.
-A pamiętasz jak mówiłaś pani od Francuskiego że jesteś wróżką i ratujesz świat?- znowu się zaśmiałam.
- Weź nawet nie przypominaj- Susan parsknęła śmiechem.

Kochałam ją, to była taka jedyna osoba która mnie rozumiała w 100%. Znaczy ciocia Maya też, ale Susan znałam dłużej. I zawsze wychodziłyśmy razem na miasto, skatepark albo plac zabaw.

Susan była ze mną zawsze kiedy jej potrzebowałam. Zawsze mogłam się jej wygadać.

Podobnie jak ja bardzo przeżyła śmierć mojej mamy. Bo moja mama była dla niej jak ciocia.. A czasami jak.. mama.

- Idziemy w coś pograć? Może w robloxa? Mam nadzieję że cały czas masz tą grę- powiedziała Susan.
-No jasne- zaśmiałam się.- W co gramy?
- Może w bloxburga?- zaproponowała.
-Oki.
- W ogóle chyba jutro lecę do Anglii odwiedzić Poppy- powiedziała.
- Twoją siostrę?- zapytałam na co Susan pokręciła głową.- Ile ona ma lat tak w ogóle?
-12.
-O to jeszcze mała jest- powiedziałam.
-No...
- Mogę lecieć z tobą?
- Jeżeli Vincent się zgodzi to pewnie.
-Okej to pójdę z nim pogadać.

Rodzina Monet// inne przygody i historieTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang