ROZDZIAŁ 20

86 13 2
                                    


Do piątku dni mijały mi dość spokojnie. Zajmowałam się głównie nowym wrażeniom na uczelni i pracą. Madie, Jake i Archie nie odzywali się do mnie, ale nie miałam im tego za złe. Każdy wrócił do normalności, a to, że ten drugi nic nie pisał było wybawieniem, bo nie miałam zamiaru myśleć o tej chorej randce. Na campusie nie raz widziałam Nickolasa, ale oboje przed sobą uciekaliśmy, a raczej to ja uciekałam. On zawsze stał w grupce swoich znajomych i Rose przyklejoną do boku. Denerwował mnie ten widok, ale nie mogłam z tym nic zrobić. Nie odzywaliśmy się, nie wymienialiśmy głupim ,,cześć", zupełnie tak jakbyśmy się nie znali. Było mi z tego powodu przykro za każdym razem, ale nie mogłam dać tego po sobie pokazać. Tony złapał kontakt z kilkoma osobami z naszej grupy, więc nie chodził za mną krok w krok, co trochę było mi na rękę, chociaż czasami brakowało mi jego obecności, bo nie miałam się nawet do kogo odezwać. W środę, gdy pojawiłam się w biurze musiałam porozmawiać z paroma osobami o ich artykułach, między innymi z Darcy, która szczególnie uprzejma dla mnie nie była, jednak i z nią sobie poradziłam. Cieszyłam się, że w tej firmie pracuje jeszcze ktoś taki jak Amber i Zoe, bo mogłam zdać im najświeższe relacje. Dobrze mi się z nimi rozmawiało, nawet wymieniłyśmy się numerami telefonów i obiecałyśmy sobie, że nie będziemy się spotykać tylko w pracy. Gdy wróciłam po 16 do domu, byłam wyczerpana. Ten tydzień był dla mnie wykańczający pod względem psychicznym, dlatego cieszyłam się, że to koniec. Gdy opadłam na kanapę, mój spokój zaburzył dźwięk dzwonka w telefonie. Jęknęłam męczeńsko, widząc na rozświetlonym ekranie numer Jake'a.

- Halo? - zapytałam, układając się w pozycji leżącej.

- Jezu, brzmisz jakbyś chciała umrzeć - powiedział chłopak.

- Może chcę - stwierdziłam, ale nie chciałam wchodzić z nim w zbędne rozmowy – Co tam?

- Mam dwie wiadomości. Dobrą i mniej dobrą. Od której zacząć? - pytał, a w jego głosie słychać było podekscytowanie.

- Od dobrej - powiedziałam, przewracając oczami.

- Ustaliliśmy termin randki.

- Miało być od dobrej - powiedziałam, wzdychając.

- To jest właśnie ta dobra - rzucił z udawanym oburzeniem.

- No a ta druga?

- Jest dzisiaj, a ja będę po Ciebie o 19.

No chyba sobie żartujesz.

Otworzyłam szeroko oczy i podniosłam się do siadu. Miałam nadzieję, że chłopak zacznie się śmiać i powie, że liczył na to, że mnie wystraszy, ale po drugiej stronie była absolutna cisza. Czułam rosnącą gulę w moim gardle, którą starałam się przełknąć.

- Jesteś? - zapytał chłopak po chwili.

- Tak - odpowiedziałam w końcu, bo wiedziałam, że nie mogę się nie odzywać, chociaż to byłoby najłatwiejsze. Chciałam po prostu uciec albo zniknąć.

- Wybrałem najbezpieczniejsze miejsce, pójdziemy po prostu na shake'i - powiedział, a ja dalej pozostawałam w szoku. Miałam dość tego tygodnia, a tu na dobitkę jeszcze to - Niedługo się widzimy.

Rozłączył się, a ja jeszcze przez parę minut siedziałam z telefonem przy uchu, zastanawiając się czy to nie jeden z moich głupich snów. Potrząsnęłam głową i odłożyłam telefon, a potem czym prędzej pobiegłam do łazienki, aby wziąć prysznic i się przygotować. Nie było mi to na rękę, wręcz przeciwnie, ale skoro powiedziało się A, trzeba powiedzieć i B. Rozebrałam się i zmyłam makijaż po całym dniu, a następnie weszłam pod prysznic z nadzieją, że gorąca woda zmniejszy napięcie moich mięśni. Gdy mydliłam ciało mimowolnie przypomniał mi się dotyk Nickolasa na nim, a kiedy zorientowałam się, że za bardzo zajmuję się tylko moimi piersiami, odgoniłam te myśli od siebie jak najdalej. To nie był odpowiedni moment na to, a wręcz przeciwnie. Był jednym z gorszych. Wyszłam spod prysznica, stając przed lustrem. Postanowiłam, że zrobię sobie delikatne fale z włosów, a mój makijaż nie będzie aż tak delikatny jak zawsze. Wiedziałam, że Rose będzie wyglądać jak zwykle nieskazitelnie i nie ważne co ja bym zrobiła i tak jej nie dorównam, ale nie zamierzałam się przez to poddawać na samym początku. Najwyżej skończę jak klaun, ale ten wieczór i tak już był skazany na porażkę, więc nie miałam nic do stracenia. Po około czterdziestu pięciu minutach wyszłam z łazienki, ciesząc się, że mieszkam sama i nikt nie musiał mnie popędzać. Przeszłam do sypialni, otwierając szafę. Skoro to było tylko wyjście do baru nie musiałam się przesadnie stroić, a jednak nie wyobrażałam sobie, że kolejny raz założę zwykłe spodnie i koszulkę. Przeszukałam wnętrze mojej szafy i koniec końców wybrałam czarny top bez ramion, który zakrywał tylko piersi i beżową spódnicę, która była obcisła i idealnie przylegała do mojego ciała. Zakrywała brzuch i sięgała do samych kostek, a dodatkowo miała rozcięcie na prawej nodze, co dodawało nieco seksapilu całej stylizacji. Jako buty wybrałam czarne szpilki, chociaż wiedziałam, że moje stopy będą w nich umierać, ale czego się nie robi dla takiej okazji, jak ta. Jak miałam umierać, to chociaż chciałam dobrze wyglądać. Zabrałam również małą torebkę z długim, złotym paskiem na ramię, w której mogłam schować telefon, portfel i klucze. Na szyję nie założyłam nic, ale postawiłam na delikatną bransoletkę z czarnymi koralikami i kilka pierścionków. Podeszłam do lustra, aby przyjrzeć się sobie i temu jak wyglądam. Jake miał przyjechać za kilkanaście minut i na dobrą sprawę miałam jeszcze czas, aby się przebrać. Ale nie potrzebowałam tego. Gdy na siebie spojrzałam aż sama byłam w szoku jak dobrze wyglądam. Może to narcyzm, ale tamtego wieczoru wiedziałam, że nie tylko ja będę na siebie tak patrzeć, a przynajmniej miałam taką nadzieję. Gdy w końcu telefon zawibrował, informując mnie, że Jake już czeka, zamknęłam drzwi od mieszkania i powoli, pełna stresu zeszłam na dół.

PROTECT MEWhere stories live. Discover now