Rozdział 55

111 6 2
                                    

Otworzyłam oczy, czułam sie beznadziejnie i psychicznie i fizycznie, bolała mnie głowa a wydarzenia ze wczoraj mnie dobijały. Nie miałam ochoty podnosić sie z łóżka.

Odwróciłam się by sprawdzić czy Tony nadal ze mną leży ale go nie było. Jak na zawołanie usłyszałam lecącą wodę w łazience. Wróciłam do swojej poprzedniej pozycji i wgapiałam się pusto w ściane

Chyba zasnęłam bo gdy otworzyłam oczy było już bardzo jasno a na zegarze widniała godzina 13:43. Położyłam sie na plecach i gapiłam sie pusto w sufit. Ktoś zapukał do drzwi, albo mi sie zdawało? Nie. Po chwili drzwi sie uchyliły

-Tina, nie możesz leżeć tu cały dzień - odezwał sie Shane. Nie odpowiedziałam mu, nawet na niego nie spojrzałam. Nie wiedziałam jak wyglądałam ale zapewne wyglądałam równie źle jak się czułam - Tony pojechał na zakupy a my siedzimy w salonie i sie zastanawiamy jak ci pomóc, przecież to nie koniec świata

I wtedy przypomniałam sobie moment w którym mój świat powoli się rozwalał. Przypomniała mi się moja przeszłość, te wszystkie bluźnierstwa ze strony ciotki... pijani rodzice, zawsze alkohol był ważniejszy ode mnie... porywacz.. może było by lepiej gdybym z nim została, nie raniłabym nikogo...
W mojej głowie zaczęły rodzić sie pytania

Czemu nikomu nie wystarczam?

Czy jeśli odejde przestane ranić bliskie mi osoby?

Czy da sie mnie kochać?

Da sie prawda?

Przecież Tony mnie kocha i Adrien też. Moneci mnie kochają...

A co jeśli sie nademną litują bo jest im mnie żal?

Nie. Stop kochają mnie. Chyba..

-czy da sie mnie kochać? - odezwałam sie w końcu nie spoglądając na niego, mój głos nie miał żadnego wyrazu, był pusty

-co? - spytał w końcu a łzy stanęły mi w oczach

-czy da sie mnie pokochać? - powturzyłam ale tym razem ze smutkiem w głosie

Łza popłynęła mi po policzku a w głowie słyszałam tylko głos ciotki

Jesteś beznadziejna...

Bezużyteczna..

Nic nie potrafisz..

Dziwie sie twoim rodzicom że tyle z tobą wytrzymali...

Współczuje twoim rodzicom że mają taką córkę..

Nie wyobrażam sobie żeby ktoś cię kiedykolwiek pokochał...

Takiego potwora...

Raven mnie kochał......

-oczywiście że tak, - poczułam jak materac po mojej lewej sie ugina - każdy z nas cie kocha, dla mnie i dla Dylana jesteś jak druga siostra. Żadno z nas nie wybraża sobie żeby cie tu nie było, jak wracasz do domu zawsze w domu jest strasznie pusto a to właśnie ty wypełniasz tę putkę. Nigdy nie myśl że jest inaczej i moge ręczyć że nawet Vincent cie pokochał na swój sposób - poczułam jak wstaje i podchodzi do drzwi - jak poczujesz sie na siłach zejdź do nas do salonu.. nudno bez ciebie - wyszedł zamykając drzwi

Zrobiło mi sie ciepło na sercu. Stwierdziłam się choć troche ogarnąć. Shane ma racje życie sie nie kończy musze żyć dla nich. Wstałam i poczułam jakby miało mi wysadzić czaszke od środka. Ledwo doszłam do łazienki i spojrzałam w lustro

Wyglądałam okropnie, since pod oczami, byłam bardzo blada, włosy miałam rozczochrane

Przepłukałam twarz a włosy związałam w luźnego koka.

Zeszłam na dół i skierowałam sie do salonu lekko kaszląc, byli tam tylko Shane i Dylan, rozmawiali o czymś. Gdy mnie zobaczyli przerwali i rozszerzyli oczy w zdumieniu, potem na ich twarzach wymalowała sie troska, wstali i podeszli do mnie

-źle sie czuje, głowa mnie boli - powiedziałam słabo

-położ sie na kanapie ide po leki - powiedział Dylan i skierował sie do kuchni, zrobiłam co kazał a Shane podłożył mi poduszke i przykrył mnie kocem

-zadzwonie do Tonego żeby kupił leki jak bedzie wracał - skinęłam głową a on wyszedł z salonu

Po chwili oboje wrócili, Dylan położył kubek herbaty i leki na stole przedemną i do ręki dał mi termometr

-zmierz temperaturę, weź leki, są przeciwbólowe i wypij herbatę zrobi ci sie lepiej

Zrobiłam co kazał a oni usuedli na drugiej kanapie oddałam termometr i przymknęłam powieki czując zmęczenie

-prawie 40 cholera..

Odpłynęłam w kraine Morfeusza

_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
637 słów
Buziaki😚

Miłość mojego życia(tony monet) Where stories live. Discover now