Rozdział 4

556 13 1
                                    

-rycerzyk w białej zbroi się znalazł. - powiedziała kpiąco. - pakuj się ty ani oni nie mają nic do gadania to wasi rodzice są twoimi opiekunami i oni za ciebie decydują, a oni zgodzili się ze mną i też uważają, że Adrien nie jest zbyt odpowiedzialny. - powiedziała a ja wstałam do niej popchnęłam ją lekko bo nie mogłam uwierzyć w to co muwi.

-Adriena w to nie mieszaj jest najlepszą osobą na świecie umiał się mną zająć rozumiał moje potrzeby i prośby, więc nigdy ale to nigdy nie masz prawa muwić o nim źle bo to on dał mi miłość i dzięki niemu poznałam dwie zajebiste osoby i jestem mu wdzięczna za wszystko co dla mnie zrobił bo ty jedyne co potrafiłaś zrobić to wyzywać mnie. On kurwa mnie kochał i kocha w poruwnaniu do ciebie. - wszystkich zatkało, nawet Vincenta i Shane'a którzy weszli na początku mojego wywodu. Widziałam kącikiem oka, że Adrien się uśmiechną się i wytarł pojedyńczą łzę z policzka. - i żeby było jasne jeszcze raz obrazisz kogoś kogo kocham to tym razem to ty pożałujesz, że się urodziłaś. - po tych słowach odróciłam się i chciałam wrócić na swoje miejsce ale pociągnął mnie ktoś za włosy. Moja ciotka. Gdy Tony to zobaczył wstał do niej ale go powstrzymałam - Słońce nie warto.

-radzę ci nie pyskować gówniarzu bo w Anglii nie uratuje cię twój brat ani on - powiedziała - a teraz pakuj się. - powiedziała tym razem bardziej stanowczo.

-Vince - powiedział Tony i oboje się na niego patrzyliśmy na niego błagalnym spojrzeniem.

-przykro mi ale ona ma rację nic nie możemy zrobić puki twoimi opiekunami prawnymi są Twoi rodzice - powiedział bardziej do mnie.

-jak to!? - nie mogłam uwierzyć w to co się dzieje - nie chce tam wracać błagam zróbcie coś. - powiedziałam a wtedy Tony szepną mi do ucha "daj mi góra tydzień, dasz radę?" przytaknęłam i zaczęłam się pomagać a Adrien i bliźniacy pomagali.

-kochanie przyniesiesz mi wody? - spytałam bo chciało mi się płakać, a nie chciałam by to widział.

-jasne, zaraz będę - pocałował mnie w czoło i wyszedł, a ja się popłakałam.

-hej, co jest - spytał Shane.

-nie chce wyjeżdżać, jesteście moją prawdziwą rodziną mimo, że z tobą Shane nawet nie jestem spokrewnione, jesteś moim starszym braciszkiem. - powiedziałam a on się zaśmiał tak samo jak ja i Adrien.

-spokojnie ja, Adrien, Tony i Vincent załatwimy to daj nam tydzień siostrzyczko - odpowiedział nakładając nacisk na ostatnie słowo wszyscy się śmialiśmy, a potem znowu pakowaliśmy mnie gdy skończyliśmy przyszedł Tony i pojechaliśmy po resztę bagaży. Gdy dojechaliśmy do domu postanowiliśmy się prześpimy chłopcy spali u nas, Shane w pokoju gościnnym, a Tony u mnie. Postanowiłam, że ostatni raz skorzystam z mojej łazienki, więc wzięłam chłopaka za rękę żuciłam szybkie "dobranoc" i poszłam z nim na górę. W pokoju leżały moje walizki z jednej z nich wyjęłam piżamę, żel pod prysznic, szczoteczkę i pastę do zębów.

-słońce, idę się umyć zaraz przyjdę. - powiedziałam do chłopaka.

-okej - odpowiedział a ja weszłam do łazienki.

Gdy weszłam do łazienki chciałam iść pod prysznic, ale zapomniałam, że tu nie ma tego stołka co w szpitalu więc zawołałam chłopaka.

-słońce! przyjdziesz na chwilę?! - krzyknęłam a chłopak zaraz otworzył drzwi do łazienki i wszedł.

-tak? - spytał wpatrując się we mnie.

-bo nie mam tego stołeczka pod prysznic, a na nogach nie ustane przyniósł byś mi ten taborecik z kuchni? - spytałam.

-ja ci pomogę - powiedział i uśmiechnął się dwuznacznie.

-no dobra to chodź.

Skip time:po prysznicu
Chłopak założył bokserki i pomógł mi się ubrać, gdy byliśmy w sypialni usiadłam na kolanach chłopaka i zaczęłam go całować. Gdy przestaliśmy się całować chłopak delikatnie położył mnie na łóżku, wtulił się we mnie i przykrył nas kądrą była, 1:30 więc poszliśmy spać.

Miłość mojego życia(tony monet) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz