25.

569 83 79
                                    

25.

🅜🅐🅒🅚🅔🅝🅩🅘🅔

Siedziałam od dłuższego czasu sztywno na łóżku i trzymałam w dłoni szczotkę. Powinnam już zbiegać ze schodów, jeśli chciałam zjeść coś przed szkołą, Matt jak zwykle nie miał zamiaru na mnie czekać, ale moja głowa parowała od natłoku myśli.

Minęło już kilka dni od sobotniego wieczoru u Darcy'ego, a ja wciąż trawiłam jego słowa. To, że dusił się w tym mieście zaskoczyło mnie. Nie podejrzewałam, że Exhton aż tak go przytłaczało. Z drugiej strony od dawna wiedziałam, że trzymał się na uboczu — oprócz Paxtona nie widziałam u jego boku innego przyjaciela bądź nawet znajomego. Wiec jego wyznanie, że nasze miasteczko go tłamsiło wydawało się całkiem logiczne.

Jednak to co poruszyło mnie najbardziej, to trzymanie w niewiedzy ojca Darcy'ego. Pan Davies na to nie zasłużył — myślałam zaciskając gniewnie dłonie na trzonku szczotki. Tak się po prostu nie robiło. Nie wyjeżdżało się od swoich problemów i zostawiało w tyle najbliższych.

Tak robili tchórze.

Westchnęłam i przygarbiłam się. Wiedziałam dlaczego byłam taka zła. Sytuacja Darcy'ego i jego ojca odzwierciedlała moją sytuację z Mattem. On też mnie zostawiał, ale ja przynajmniej miałam te kilka miesięcy na przygotowanie psychicznie się do tego faktu.

Miałam nadzieję, że i pan Davies dostanie swój czas na pogodzenie się z wyjazdem syna.

— Mac! Wychodzę za dwie minuty i jak cię nie będzie na podjeździe to bierzesz autobus!

Nawoływanie Matta przerwało moje rozmyślanie. Złapałam tornister i wybiegłam z pokoju, przy okazji prawie się zabijając na schodach. Zdążyłam tylko pomachać mamie, która stała w kuchni i spoglądało mało obecnym wzrokiem na ścianę. Przełknęłam znów widząc ją ponurą i odległą, założyłam kurtkę i wybiegłam z domu. Może powinnam zająć się swoimi problemami, których miałam od grona i pozwolić Darcy'emu rozwiązać te swoje. 

*

Niestety moja dobra passa się skończyła. Pan Kindly wrócił do szkoły i najwidoczniej stęsknił się za robieniem ze mnie idiotki, bo w poniedziałek pierwszym co zrobił było wywołanie mnie do tablicy.

Spuściłam wzrok i zacisnęłam dłonie w pięści, ale zanim podniosłam się z krzesła, Darcy się odezwał:

— Ja bardzo chętnie rozwiążę zaległą pracę domową. 

Moja głowa podskoczyła i wbiłam zaskoczone spojrzenie w chłopaka. Pan Kindly zaczął coś mruczeć pod nosem, ale Darcy nie dał mu szans na protesty. Wstał i szybko podszedł do tablicy. Jego eleganckie pismo zapełniło białą powierzchnię, a chemik siedział za swoim biurkiem i cmokał z niezadowolenia. Czułam jak raz po raz jego wzrok lądował na mojej osobie, ale starałam się to ignorować. Darcy w końcu usiadł na swoim miejscu i uśmiechał się pod nosem.

— Obiecuję ci, że od teraz będę cię wspierał na lekcjach chemii — szepnął. — Przepraszam, że tyle mi to zajęło.

W milczeniu skinęłam głowa, a potem zaczęłam się interesować podręcznikiem do chemii. Moje policzki płonęły, a serce biło jak oszalałe. Jego słowa znaczyły dla mnie naprawdę dużo. Więcej niż on mógłby przypuszczać. Potrzebowałam by ktoś realnie wsparł mnie w nierównej walce z panem Kindlym. Mój ojciec miał mnie w nosie, mama była pogrążona w rozpaczy, przyjaciółki niewiele mogły zrobić, ale Darcy miał w sobie moc, wiedzę i inteligencję i czułam, że jeśli ktokolwiek mógł się postawić panu Kindly to właśnie on.

— Dziękuję — mruknęłam w końcu i pozwoliłam by włosy zakryły moją zaczerwienioną twarz. 

Na zajęciach z kółka literackiego, które poprzedzały halloween, panna Hall przeszła samą siebie. Ubrana w długą fioletową suknię i mająca dramatyczny makijaż wyglądała jakby wyszła z książki Brönte. Omawialiśmy nasze ulubione książki grozy, a Darcy nie mógł zamknąć się o wierszach Edgara Allana Poe. Oglądałam z nieukrywanym zachwytem jak otwierał się i doskonale wpasowywał w Książkowych Muszkieterach. Jose zbił z nim piątkę, gdy obaj zachwycali się wierszem Kruk.

(Nie)idealni YA| ZAKOŃCZONE Kde žijí příběhy. Začni objevovat