17.

512 82 49
                                    

17.

🅜🅐🅒🅚🅔🅝🅩🅘🅔

Wstyd się przyznać, ale byłam tak przyzwyczajona do ciągłego podwożenia przez innych, że kompletnie zapomniałam jak działa komunikacja miejsca w Exthon. Musiałam wygooglować jak dojechać do dzielnicy Darcy'ego, a potem wpisać jego adres w aplikacji na telefonie. Oczami wyobraźni widziałam zdegustowaną minę Darcy'ego, która mówiła: rozpieszczona księżniczka.

Okej, bywałam rozpieszczana — nie będę się z tym nawet kłócić.

Po drodze moja złość nieco zmalała, teraz było mi głównie przykro. Patsy tym razem naprawdę przesadziła. Posądzać mnie o majstrowanie przy jej włosach. Za kogo ona mnie brała? Może gdyby nie wyzywała połowy szkoły, a drugiej połowy tak nie wnerwiała, to jej elfie włosy wciąż byłyby w ładnym miodowym odcieniu blondu.

Równie dobrze mogła oskarżyć każdą dziewczynę w szkole o swoją włosową masakrę.

Westchnęłam, a potem przystanęłam, bo moją uwagę przyciągnął sklep Alfredo — jedna z sieciówek znajdowała się w moje dzielnicy. Robili obłędne kanapki z pesto, a ich kremowa zupa z kurczaka była przepyszna.

Przygryzłam wargę i objęłam się ramionami. Darcy nie zasłużył na zupę godną bogów, kompletnie mnie zignorował i nie dał znaku życia, ale z drugiej strony, skoro miał jakieś zatrucie, to zupa z Alfredo raz dwa postawiłaby go na nogi. A przecież jutro był czwartek.

Nie chciałam znowu siedzieć sama w ławce i chować się przed upiornym wzrokiem pana Kindly'ego. Ostatnio nie dałam rady i prawie rozpłakałam się przed wszystkimi. Drugi raz nie wykręcę się alergią. Nie jestem na tyle silna by samemu się z nim uporać.

Skinęłam na siebie głową i pewnym krokiem weszłam do delikatesów. Byłam zdesperowana, jeśli trzeba będzie to wsadzę tę zupę, łyżka po łyżce, w gardło Daviesa.

Z mocnym postanowieniem zaopatrzyłam się w jedzenia dla Darcy'ego i siebie i ruszyłam do jego domu. Przed niebieskimi drzwiami opuściła mnie jednak odwaga. Może się naprawdę narzucam? Może dla Darcy'ego jestem tylko utrapieniem i rzeczywiście łączy nas tylko projekt z chemii i korki? Może sobie ubzdurałam, że w ostatnim czasie się do siebie zbliżyliśmy?

Wiedziałam, że jeśli to ja bym się rozchorowała to bym do niego zadzwoniła. Skrzywiłam się, bo w mojej głowie uformowała się myśl, że on nie poświęciłby nawet pięciu minut na rozmyślanie o mojej teoretycznej nieobecności w szkole.

Nic go nie obchodziłam.

Podskoczyłam, gdy niebieskie drzwi skrzypnęły, a potem sapnęłam w uldze, bo przede mną nie stał Darcy, a jego ojciec. Mężczyzna uniósł brwi na mój widok, a potem delikatnie się uśmiechnął.

— Dzień dobry? — bardziej zapytał niż stwierdził, a ja poprawiłam trzymaną w dłoni siatkę.

— Dzień dobry, panie Davies. — Odwzajemniłam uśmiech, a potem przedstawiłam się, bo mimo, że widziałam raz ojca Darcy'ego w przelocie w jego domu, to wyglądało na to, że mężczyzna nie miał pojęcia kim jestem. — Mackenzie Pool. Darcy daje mi korki z chemii.

Pocieszna twarz pana Daviesa rozjaśniła się w jeszcze szerszym uśmiechu.

— Ach tak, Darcy mi wspominał. Przepraszam, moja pamięć jest dziurawa jak szwajcarski ser. — Zaśmiał się nerwowo, a potem podrapał po tyle głowy. — Darcy gorzej się czuje, więc nie wiem czy wasze korepetycje dzisiaj wypalą — powiedział niepewnie, a ja szybko pokręciłam głową.

— Wiem, dlatego przyszłam. Znaczy, Paxton powiedział mi o zatruciu Darcy'ego, chciałam się upewnić, że u niego wszystko okej — mruknęłam, patrząc gdzieś pod nogi, bo teraz już byłam pewna, że przyjście tutaj było błędem.

— To miłe z twojej strony. Darcy na pewno się ucieszy.

Pan Davies otworzył szerzej drzwi, zapraszając mnie do środka.

— Muszę na chwilę wyskoczyć na miasto. Darcy lubi zjeść coś tajskiego, kiedy choruje.

Uniosłam brew na jego słowa, bo zatrucie pokarmowe i tajskie żarcie wydawały się najgorszym możliwym połączeniem. Skinęłam jednak głową w milczeniu, bo może taka kombinacja służyła Darcy'emu.

— Rozgość się. Wiesz, gdzie jest jego pokój. Ja powinienem być z powrotem za jakieś dwadzieścia minut.

Pokiwałam głową i objęłam się wolnym ramieniem.

— Też masz ochotę na coś tajskiego? — Pan Davies spojrzał na mnie, a ja pokręciłam głową.

— Nie, dziękuję.

Mężczyzna uśmiechnął się, skinął mi głową, a potem wyszedł z domu. Spojrzałam na trzymaną w dłoni siatkę nie bardzo wiedząc co robić. Może po prostu powinnam wrócić do domu?

Westchnęłam, a potem poszłam do kuchni i zaraz sapnęłam. Miałam zamiar odłożyć tam rosół Darcy'ego i odpuścić moją wizytę, ale widok kuchni pana Daviesa sprawił, że zmieniłam zdanie. Przysięgam, że tam naprawdę było auto, w częściach entych, ale jednak. Nie chciałam zostawić Darcy'ego z bólem brzucha, tajskim żarciem i dużym prawdopodobieństwem obecności smaru w jedzeniu.

Podejrzewałam, że jego zatrucie mogło być właśnie spowodowane brakiem higieny, bo kto normalny kładzie oblepioną smarem samochodową część zaraz obok deski do krojenia?

Niby Darcy był takim geniuszem, a nie ograniał prostych sytuacji przyczynowo skutkowych...

Wyjęłam rosół z siatki i włożyłam plastikowe naczynie do mikrofali. W międzyczasie przeczesałam dłonią włosy, poprawiłam swój strój i zebrałam się na odwagę by udać się do sypialni Daviesa.

Mijając fotografie przy schodach znowu się mimowolnie uśmiechnęłam. Spojrzałam na panią Davies z jej ślubnego zdjęcia i mruknęłam:

— Pani chłopcy średnio sobie radzą bez pani. — Przygryzłam wargę i skinęłam głową. — Ale zajmę się nimi, przynajmniej Darcym. Może być pani spokojna — powiedziałam z całą powagą i udałam się już dużo pewniej na górę.

Nie miałam ostatnio zbytniej kontroli nad własnym życiem. Rodzice rozwiedli się nie patrząc na to czego chciałam ja. Patsy mówiła mi jak miałam żyć. Dostawałam bęcki na chemii czy tego chciałam czy nie. Nie miałam kontroli nawet nad swoją dietą. Dlatego zawzięłam się. Będę mieć kontrolę nad relacją z Darcym. Będziemy cholernymi przyjaciółmi czy ten dupek tego chciał czy nie. W ostatnim roku zbyt wiele razy szłam na kompromis swoim kosztem. Tym razem tak nie będzie.

Stanęłam przed drewnianymi drzwiami i po chwili w nie zapukałam.

— Jezu, tato! Nie chcę tajskiego żarcia!

Krzyk Darcy'ego sprawił, że się roześmiałam cicho, ponowiłam pukanie i po chwili podskoczyłam, bo drzwi do pokoju Darcy'ego gwałtownie się otworzyły.

— Naprawdę... — Jego zielone oczy się rozszerzyły na mój widok.

Darcy stał przede mną z kompletnym bałaganem na głowie, na bosaka i z koszulką na której widniał napis: Nerdy napisany w tablicy Mendelejewa.

— Hej — powiedziałam niepewnie, a chłopak otworzył usta w szoku.

— Co ty tutaj robisz? — zapytał w końcu i zaczął nerwowo przeczesywać włosy dłonią.





Hej, hej hej!

Według angielskiego czasu wciąż mamy sobotę, więc się wyrobiłam, okej? 😅

Mamy lekko przechodni rozdział, złość Mac znika i pojawia się niepewność. Jak myślicie, jak pójdzie rozmowa Mackenzie i Darcy'ego? 😶

Ściskam Wam mocno, miłego weekendu i uważajcie na siebie!

Buziaki ♥️

M.

(Nie)idealni YA| ZAKOŃCZONE Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang