Rozdział dwudziesty trzeci (2/2)

2.8K 450 38
                                    

Aria

Przygryzam kciuk i z mocno bijącym sercem obserwuję, jak Connor przytyka dziwny przyrząd do poszczególnych elementów karoserii. Koleś, który wystawił forda, nie wygląda na zaskoczonego tym faktem. Zresztą wcześniej, gdy dojechaliśmy na miejsce, mężczyźni przywitali się ze sobą, jakby doskonale się znali. Może facet po prostu handluje autami?

– Wjedziesz nim na kanał? – prosi Connor, wrzucając na przednie siedzenie dodge'a miernik.

– Jasne – odpowiada mu mężczyzna i natychmiast wskakuje na miejsce kierowcy. Uruchamia silnik i rusza powoli fordem.

Connor nawet na sekundę nie odrywa spojrzenia od auta. Ściąga brwi w skupieniu i nawet kuca, gdy przednie koła wtaczają się na betonową podłogę w niewielkim garażu. W tym momencie zdecydowanie odczuwam ogromny niepokój. Co, jesli się okaże, że auto jednak nie jest sprawne? Przecież nie mogę utknąć w pieprzonym Fogtown. Muszę się z niego wyrwać, nawet na kilka dni. Muszę, po prostu muszę mieć możliwość ucieczki w każdej chwili.

Przebieram nogami w miejscu, coraz bardziej się niecierpliwiąc. Mina Connora nie daje mi żadnej podpowiedzi, czy auto jest na tyle sprawne, że opłaca się je kupić.

– Zaraz wrócę – rzuca przez ramię, jak tylko samochód gaśnie, a mężczyzna próbujący go nam sprzedać otwiera drzwi.

Connor wbiega do kanału, zgarnia z niewielkiej półki latarkę i zaczyna oświetlać sobie koła. A potem rurę wydechową. I części zawieszenia, jakkolwiek się nazywają. Stuka śrubokrętem i – ku mojemu zaskoczeniu – próbuje go również wbić w niektóre miejsca.

Wreszcie, po kilkunastu naprawdę długich sekundach, wyłącza latarkę i wspina się po schodach. Zerka na mnie z ukosa, ale zaledwie na krótki moment. Bardzo szybko skupia się bowiem na mężczyźnie.

– Nie ma szans, żebym kupił to auto od ciebie za dwa tysiące – oznajmia stanowczym, chłodnym tonem. – Rura ledwo trzyma się na spawach, klocki hamulcowe są do wymiany, a lewy próg zaczyna zżerać ruda.

Ręce mi się załamują i mam ochotę jęknąć żałośnie. Przecież znaleźć sprawne, tanie auto w tej pieprzonej dziurze graniczy z cudem! A nie mam co liczyć na komunikację publiczną, bo i tak ktoś musiałby mnie zawieźć do Atlanty, najbliższego dużego miasta.

Czemu wiecznie muszę mieć pecha?

– Ale jest na tyle sprawne, żebym dojechała nim do Pensylwanii? – pytam z jawną nadzieją w głosie.

Connor nie zwraca na mnie uwagi, podobnie jak handlarz. Obaj patrzą na siebie i chyba przeprowadzają męską rozmowę samymi spojrzeniami. Oczywiście, że żaden z nich nie zwraca uwagi na kobietę, bo po co. Przecież kobieta nie ma nic do powiedzenia.

– Dobra, zejdę ci do tysiąca ośmiuset.

– Tysiąc sześćset.

– Nie rób sobie jaj, Connor – warczy z irytacją facet. – Tysiąc siedemset pięćdziesiąt i ani centa niżej. To nie jest złom.

Twarz Connora natychmiast rozświetla zadowolony z siebie uśmiech. Wyciąga dłoń w stronę handlarza, a gdy ten ją ściska, od razu spogląda na mnie z zadowoleniem.

– Widzisz? – Wygina brew. – Mówiłem, że znajdę ci auto.

Gdy tylko do mojego umysłu dociera, że się udało, wydaję z siebie pisk ekscytacji i podbiegam do mężczyzny, po czym mocno obejmuję go ramionami.

– Dziękuję, dziękuję, dziękuję – mamroczę w jego koszulkę, nadal mocno trzymając go w uścisku.

Connor owija ramię wokół mojego pasa i śmieje się z rozbawieniem wprost do mojego ucha. Jego ciepły oddech łaskoczący nagą skórę mojej szyi jest zadziwiająco przyjemny i swojski.

Fogtown / 18+Where stories live. Discover now