Rozdział dwudziesty trzeci (1/2)

2.8K 435 35
                                    

Aria

W czwartek, punktualnie o dziesiątej, docieram pod warsztat samochodowy, ciągnąc za sobą walizkę. Wystarczyło mi niecałe siedem dni w Fogtown, żeby znienawidzić to miejsce i wręcz zacząć marzyć o powrocie do Ricka. Co za pieprzona ironia losu, że to właśnie on aktualnie zdaje się najbardziej bezpiecznym człowiekiem na kuli ziemskiej. 

Mogłam się domyślić, że z tego wyjazdu nie przyjdzie mi nic dobrego. Przecież powinnam się przyzwyczaić do samotności, a nie wierzyć w zapewnienia pieprzonego stalkera, że w Fogtown są ludzie, którym na mnie zależy.

Tak nie zachowują się bliscy. Takich rzeczy nie robią przyjaciele. Do cholery, tak popieprzonych wrogów nie mają zwykli ludzie!

– Cześć! – mówię głośniej, gdy zauważam Connora wychodzącego z biura. – Możemy już jechać? – dopytuję i próbuję przyciągnąć do siebie walizkę, ale ona ani drgnie.

Szarpię mocniej i niemal ryję kolanami o podjazd, bo cholerstwo utyka w betonowej szczelinie. Na szczęście udaje mi się utrzymać równowagę i zachować twarz, chociaż z niemałym trudem przychodzi mi odgonienie łez.

– Bałaś się zostawić swoje rzeczy bez nadzoru w pokoju? – Connor przygląda mi sie ze ściągniętymi brwiami, podrzucając bezmyślnie klucze.

– Nie. Jak tylko kupię samochód, wracam do domu – burczę mało przyjemnym tonem, ale wściekłość i zmęczenie nie pozwalają mi na udawanie miłej. Szczególnie teraz, gdy wciąż szarpię się z pieprzoną walizką.

– Daj mi to, kobieto – mruczy pod nosem, podchodząc bliżej. Kuca obok walizki, przechyla ją i uwalnia kółko ze szczeliny. – Chodź – rzuca przez ramię, ruszając w stronę starego chargera. Niemal idealnej kopii tego, którym jeździł Dominic Toretto z Szybkich i Wściekłych.

Mężczyzna wrzuca walizkę do bagażnika, po czym otwiera drzwi od strony pasażera i zaprasza mnie gestem dłoni do środka.

– Wskakuj. – Uśmiecha się nieznacznie. – Po drodze opowiesz mi, dlaczego chcesz już wracać.

Podchodzę do auta i ładuję się do środka, po czym od razu chwytam za pas. Zacina się; głównie dlatego, że ciągnę za niego mocno. Nadal nie potrafię uspokoić nerwów. Całe szczęście udaje mi się go zapiąć w momencie, w którym Connor wsiada za kierownicę. Przynajmniej nie wychodzę na jeszcze większą idiotkę niż dotychczas, chociaż fakt, że zajechałam własne auto chyba jednak już ją ze mnie zrobił.

– Więc...? – dopytuje, zerkając na mnie z ukosa, gdy wycofuje z podjazdu na nierówną drogę.

Silnik jego samochodu mruczy przyjemnie, a Connor bez wątpienia jest przykładem kierowcy, który dba o swój pojazd. Wnętrze jest czyste, jak na mechanika aż za nadto. Nie dostrzegam ani jednej drobinki kurzu, a drewniane elementy błyszczą się, jakby zostały świeżo wypolerowane.

– Uwierz, nie chcesz tego słuchać – odpowiadam z krzywym uśmiechem.

– Może właśnie chcę? Wierz mi, w Fogtown przez większą część roku nic się nie dzieje, a ja jestem głodny jakichś smaczków. Im bardziej porąbane i niecodzienne, tym lepiej.

Obracam głowę w jego stronę i lekko mrużę oczy.

– Okej, ale jak będziesz miał dość, to powiedz, żebym skończyła gadać, a nie wyrzucaj mnie z jadącego samochodu, dobra?

Parska śmiechem i spogląda na mnie znacząco.

– Skarbie... Jakbyś mi powiedziała, że pieprzyłaś się na cmentarzu, zapytałbym, w którym miejscu i czy nic cię w dupę nie ugryzło. – Puszcza mi oczko i wraca spojrzeniem do drogi. – Tak na przyszłość, jakbym chciał przetestować miejscówkę.

Fogtown / 18+Where stories live. Discover now