Rozdział pierwszy

5.1K 478 56
                                    

Aria

Nieznany: Wiem, co zrobiłaś pięć lat temu.

Nieznany: Im dłużej mnie będziesz ignorować, tym gorzej dla Ciebie.

Nieznany: <zdjęcie tabliczki miasteczka Fogtown>

Nieznany: Myślisz, że jak zablokujesz mój numer, to nie napiszę z innego?

Nieznany: Mała Aria Harper boi się prawdy?

Nieznany: Najwyraźniej wszyscy się co do Ciebie mylili.

Nieznany: Nie należysz do McKees Rocks w Pensylwanii.

Nieznany: Twoje miejsce jest w Fogtown.

Mam ochotę rzucić telefonem o ścianę, jakby mogło mi to w jakikolwiek sposób pomóc w pozbyciu się anonimowych wiadomości. Nie robię tego wyłącznie dlatego, że to nic nie da, a tylko naraziłabym się na niepotrzebne koszta. Wystarczy, że dwa razy rejestrowałam nowe numery, a i tak niczego to nie zmieniło. Nękający mnie pieprzony dupek mimo to je zdobył. Jakim cudem? Nie mam pojęcia. I nieziemsko wnerwia mnie ten brak wiedzy, bo jeśli istnieje coś, czego nienawidzę bardziej od zasnutych mgłą wspomnień z większej części mojego życia, to właśnie tego – cholernej niewiedzy.

Nerwowym ruchem kciuka zamykam aplikację z wiadomościami i wchodzę w przeglądarkę. Fogtown. Niezliczona ilość otwartych kart niemal ze mnie szydzi. Ostatnio większość czasu poświęcam właśnie temu miasteczku. Przeglądam zdjęcia i przekopuję się przez archiwalne artykuły z nadzieją, że mój zepsuty mózg wreszcie zacznie sobie coś przypominać. Na próżno. Odnoszę nieodparte wrażenie, że im więcej czytam, im głębiej szukam, tym mniej rozumiem. Jakbym wpadała w króliczą norę, z której na próżno szukać wyjścia.

Dlaczego nie potrafię sobie przypomnieć choćby jednego, krótkiego wspomnienia? Budynki, ulice i lasy, które oglądam na zdjęciach, zdają się mnie wołać, kusić odpowiedziami na pytania zadawane od pięciu lat. Kim byłam do szesnastego roku życia? Co się wydarzyło w Fogtown? I najważniejsze: Czy warto tam wrócić, nawet jeżeli nie czuję, że to miejsce, gdzie się wychowałam?

Wychodzę z przeglądarki i wpatruję się w zdjęcie na tapecie komórki przedstawiające uśmiechnięte twarzyczki małych pacjentów z mojego oddziału. Nie mam szansy zobaczyć się z nimi na żywo przez kilka najbliższych tygodni, więc może...

– Czy ty, do kurwy nędzy, możesz się w końcu wziąć za jakąś robotę?! – Wypełniony złością krzyk mojego opiekuna zastępczego dzwoni mi w uszach, jakby ktoś zamknął orkiestrę dętą w mojej małej sypialni.

Przewracam oczami i nawet się nie wzdrygam, gdy z impetem otwiera drzwi. Robi to na tyle mocno, że z hukiem odbijają się od ściany. Jeszcze kilka takich uderzeń i klamka przebije lichą konstrukcję na wylot.

– Od dwóch dni tylko leżysz i nawet nic nie ugotujesz! Nie sprzątasz! – kontynuuje wywód wrzaskiem, a jakżeby inaczej. – Pranie masz zrobić! To nie jest pieprzony hotel, a ty nie jesteś jebaną księżniczką.

Wdech i wydech. Tylko spokój może mnie uratować, choć cierpliwość do tego palanta powoli mi się kończy.

– Jakbyś zapomniał, miałam wypadek w pracy i zostałam wysłana na przymusowy urlop zdrowotny – cedzę przez zaciśnięte zęby, zaszczycając go jedynie chłodnym spojrzeniem. – Mam odpoczywać, a nie zapieprzać jak kura domowa.

Nawet mu się nie przyznałam, że wypadek nie był wypadkiem, a atakiem jakiegoś psychola. Wtedy sądziłam, że koleś zamierzał zaatakować jedno z dzieci i dlatego zagrodziłam mu drogę. Popełniłam błąd, jak się szybko okazało, skoro to w moim kierunku wyrzucił kilka słów: Wracaj tam, skąd przyszłaś. Szczęście w nieszczęściu, że tylko drasnął mnie ostrzem noża, a nie zadźgał na miejscu.

Fogtown / 18+Where stories live. Discover now