Rozdział trzydziesty siódmy

3.5K 445 59
                                    

Aria

Całą drogę do warsztatu nie rozmawiamy. Znaczy Connor rzuca od czasu do czasu jakimś zabawnym tekstem, ale nie jestem w stanie zaangażować się w rozmowę o błahostkach. Czekam tylko na moment, aż dojdziemy na miejsce i będzie mógł wyjawić mi prawdę.

Mimo że wiem coś więcej, niż jeszcze kilka dni temu, ani trochę nie podoba mi się ta wiedza i chyba lepiej było mi bez niej. Szczególnie bez tej części o mnie samej. Aria z przeszłości w niektórych momentach wydawała mi się świetną osobą – jak wtedy, gdy Micah powiedział, że jako jedyna z nim rozmawiałam i pomagałam w algebrze, czy jak Asher wspomniał, że przeszkodziłam mu w samobójstwie i później pilnowałam, by nie robił głupot. Jednak tamta Aria okazała się również manipulantką. A zarzekanie się chłopaków, że tak nie było, jakoś nie wydaje mi się prawdą. Po prostu wewnętrznie czuję, że tamta Aria robiła dobre rzeczy z taką samą łatwością jak te złe.

I to cholernie mi się nie podoba. Bo jeżeli byłam zdolna manipulować osobami, które najwyraźniej były mi cholernie bliskie, to czy naprawdę nie byłabym zdolna zabić Olivii? Może Mężowie Chaosu tak usilnie chcą wierzyć w to, że nie zrobiłam im krzywdy, bo tak bardzo ich zmanipulowałam, że nie widzą we mnie nawet odrobiny zła?

Wypuszczam długi oddech, gdy wchodzimy na teren warsztatu. Zaraz znów się czegoś dowiem i chyba zaczynam się tego obawiać. Ręce mi się trzęsą, więc wciskam je głęboko do kieszeni, żeby ukryć ich drżenie.

– Muszę się przebrać – odzywa się nagle Connor.

– Okej – przytakuję i zatrzymuję się przy swoim nowym samochodzie, który ma zamiar dziś naprawiać.

– Idziesz ze mną. – Łapie mnie w pasie i ciągnie w stronę biura.

Chcę mu powiedzieć, że mogę poczekać na zewnątrz, ale w tej samej sekundzie uświadamiam sobie, że przecież musi mnie pilnować i zapewne właśnie o to mu chodzi.

Fogtown działa mi coraz bardziej na nerwy.

Ale wciąż nie żałuję, że tu przyjechałam, bo poczucie przynależności do jakiegoś miejsca, poczucie, że nie jest się samej na tym świecie, jest... Warte tych wszystkich nerwów, strachu, a nawet groźby śmierci wiszącej nad moją głową.

Jak tylko wchodzimy do pomieszczenia przypominającego małą – naprawdę małą i ciasną – szatnię, Connor ściąga z siebie bluzę i odrzuca ją na szafkę. Po chwili to samo robi z koszulką. Kompletnie nie krępuje go fakt, że stoję tuż obok. Ba, nie komentuje nawet tego, że gapię się na jego nagi, w całości pokryty tuszem tors. Nie ma na nim ani jednego skrawka wolnego miejsca. Setki wzorów rozrzuconych po jego ciele nie tworzą żadnej całości, wyglądają na kompletnie przypadkowe. Bo jaki związek ma diament na lewym żebrze z ćmą na mostku? Albo wąż wijący się na jego prawym boku, którego ogon znika za materiałem spodni?

Sapię cicho, gdy mężczyzna ściąga również dżinsy. Rozchylam wargi i otwieram szerzej oczy. O cholera. Connor jest cały w tatuażach. Cały. No, dobra, nie widzę jego penisa ani pośladków, ale wzory zdecydowanie nie kończą się przed materiałem.

– I jak? – Mężczyzna rozkłada ramiona na boki i posyła mi szelmowski uśmiech, a w jego oczach błyszczy figlarność. – Podobam ci się?

Zaciskam usta. Najwyraźniej od momentu, w którym zaczął się rozbierać, miałam je rozchylone.

– Emm... – mamroczę, zdając sobie sprawę, że chyba mam zwarcie w mózgu i poważne trudności z myśleniem. Trzeźwym myśleniem. – Jesteś... gorący. Cholera, mógłbyś prowadzić instagrama i zarabiać na pozowaniu. Serio – wyduszam z ledwością i w końcu odchrząkuję, starając się jakoś zapanować nad myślami.

Fogtown / 18+Where stories live. Discover now