13.

555 85 64
                                    

13.

🅓🅐🅡🅒🅨

Szlag!

Przeklinałem samego siebie w myślach. Nie miałem pojęcia po co poruszyłem przy Mackenzie temat matki. A ona oczywiście wszystko zrozumiała na opak. Widziałem oczami wyobraźni jej minę, gdybym przyznał się, że nie tęskniłem za matką, bo nie było za czym tęsknić.

Nie pamiętałem tej kobiety. Nie znałem jej i choć wiele razy się zmuszałem, nie potrafiłem tęsknić.

Czy to robiło ze mnie okropnego syna, człowieka? Podejrzewałem, że tak, a na pewno tak właśnie by było to odebrane przez tak miłą i słodką dziewczynę jak Mackenzie Pool. A ja, cóż, chciałem jeszcze chwilę poudawać przed nią, że wcale nie byłem pozbawionym serca zimnym draniem.

Otworzyłem drzwi od domu, a potem wszedłem do środka nie czekając na Mac. Rzuciłem klucze na szafkę i obejrzałem się przez ramię. Mackenzie stała w progu i wyglądała na zagubioną. Jej oczy były zaczerwienione, bawiła się nerwowo palcami i patrzyła pod nogi.

— Słuchaj — szepnęła. — Może rzeczywiście odwołajmy te korki.

Zacisnąłem szczękę czując złość. Tym razem byłem jednak zły wyłącznie na siebie. Czułem, że coś było nie tak z Mackenzie, a mimo to i tak jej dołożyłem swoim zachowaniem. Przecież nie mogłem jej winić, że opacznie zrozumiała moje słowa. To nie jej słowa pocieszenia były złe, tylko mój brak tęsknoty.

Coś było ze mną nie tak.

— Nie — powiedziałem z mocą. — Przepraszam. Temat mamy jest dla mnie drażliwy. Nie zrobiłaś nic złego. Proszę, wejdź.

Jej brązowe oczy spojrzały na mnie uważnie. Mackenzie przegryzła usta i w końcu skinęła głową. Weszliśmy do jak zwykle zatłoczonej kuchni. Ona została przy bladzie, a ja podszedłem do lodówki.

— Rozumiem — powiedziała, gdy otwierałem białe drzwi. — U mnie tym drażliwym tematem jest ojciec. To znaczy... on żyje, ale... wiesz — zaczęła plątać się w swojej wypowiedzi.

— Wiem — mruknąłem. — Rozumiem, Mac.

Rozejrzałem się po pustej lodówce, szukając w głowie jakiegoś lekkiego tematu.

— Chyba będziemy musieli zamówić coś na wynos, ojciec jak zwykle zapomniał o zakupach — powiedziałem odwracając się, a potem zamarłem.

Mackenzie stała przy blacie i płakała. Jej policzki pokryły się delikatnymi czerwonymi plamkami. Dziewczyna pokręciła głową i zaszlochała.

— Przepraszam. — Jej głos był schrypnięty. — Naprawdę przepraszam.

— Co się dzieje? — zapytałem.

Płaczące dziewczyny powodowały we mnie panikę, ale tym razem poczułem gdzieś w środku potrzebę, by jej pomóc. Nie chciałem się jednak narzucać i powodować jeszcze większych nerwów, dlatego podszedłem do blatu, ale zostawiłem pomiędzy nami lekką przestrzeń.

— Gorszy dzień — odparła, a ja pokiwałem głową, chcąc ją zachęcić do dalszego mówienia. — Albo raczej rok — szepnęła.

Staliśmy w milczeniu dobrych pięć minut. Nie poganiałem jej, nie ciągnąłem za język. Po prostu byłem. Jeśli chciała pogadać byłem gotowy by słuchać, a jeśli chciała pomilczeć i popłakać, to cóż... wyjątkowo też nie miałem nic przeciwko.

— Mój ojciec udaje, że nic się nie stało — mruknęła. — Że to normalne, że wdał się w romans, rozbił naszą i tej kobiety rodzinę. Że przez prawie osiem miesięcy miał nas w nosie.

(Nie)idealni YA| ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz