დ11დ

59 6 5
                                    

Nawet nie wiem, ile czasu uderzałem w drzwi, błagając go, żeby je otworzył. Próbowałem już wszystkiego, a jedyne, co dostałem w zamian, to dobijającą ciszę. Wiedziałem, że nie chciał mnie widzieć i słyszeć. Tak naprawdę to pewnie nawet nie chciał mnie znać i wcale mu się nie dziwiłem. Byłem potworem. Zwykłym potworem, który postanowił sam wymierzyć sprawiedliwość, nie patrząc na to, jakie będą tego ofiary.

Mamo! Ten las jest taki ciemny, boję się.

Spokojnie, jesteśmy w aucie. Nic się nie stanie szkrabie – powiedziała, odwracając się w moją stronę z uśmiechem.

Jej słowa trochę mnie uspokoiły, więc zamknąłem oczy, wsłuchując się w spokojną piosenkę, która leciała w radiu. Była to ulubiona piosenka mojej mamy, dlatego nie zdziwiło mnie, to gdy zaczęła cichutko ją śpiewać.

Łzy to krew duszy, a ja nie pozwolę, żebyś się wykrwawił.

Tekst tej piosenki to ostatnie, co usłyszałem. Potem było już tylko uderzenie, pisk opon i krzyk moich rodziców. Spojrzałem na nich, byli cali we krwi.

Jeon żyje – powiedziała moja mama, a z jej ust wypływała czerwona ciecz, spływając po brodzie i kapiąc prosto na fotel.

Wrzasnąłem tak głośno, że aż zdarłem sobie gardło. Zacząłem się rozglądać i wtedy zobaczyłem go, pijanego mężczyznę, który zabił moich rodziców. Jego twarz była czerwona i malowało się na niej zdenerwowanie pomieszane ze strachem.

Cholera! Muszę go zostawić – mruknął sam do siebie, wsiadając w zniszczone auto i odjeżdżając z miejsca zdarzenia.

Zostałem sam ze zakrwawionymi zwłokami moich rodziców i pijacką twarzą przed oczami, która miała śnić mi się po nocach.

Zagryzłem wargi, a w moich oczach zebrały się łzy, jednak to nie był koniec wspomnień.

Czaiłem się w parku, czekając na odpowiedni moment. Wiedziałem, że będą tędy wracać, zawsze tak było. Moje ręce drżały, a obraz rozmazywał się, przez ilość zażytych narkotyków. Oczy zapewne przypominały teraz czarną otchłań, jak zawsze po takiej ilości dragów, ale nie przejmowałem się tym, miałem teraz większy problem na głowie.

Usłyszałem szum i nucenie dziecka, to był ten moment. Wyłoniłem się z krzaków i uderzyłem dzieciaka tak, żeby go powalić, a chwilę później zaśmiałem się, targując jego życiem. W tamtym momencie zemsta była wyjątkowo zabawna, a nóż pod gardłem dziecka aż się prosił, żeby go użyć. Jednak to nie on był winny, tylko jego ojciec, więc to jemu musiałem odebrać życie. Matkę zabiłem, żeby było po równo. Dwa życia za dwa życia, chyba uczciwa cena.

Jeszcze zanim to zrobiłem, rzuciła się na mnie, ale wystarczył jeden ruch, żeby podciąć jej gardło. Strach w oczach jej męża był bezcenny. Ciekawe, czy pamiętał, jak zostawił mnie samego przy zwłokach moich rodziców. Zdenerwowała mnie ta myśl i ruszyłem w jego stronę, dźgając go parę razy nożem, aż jego ciało nie runęło obok ciała kobiety.

Chłopiec płakał, więc podszedłem do niego i powiedziałem tekst ulubionej piosenki mojej mamy, żeby raz na dobre zapamiętał te parę słów i zniknąłem w gęstwinach parku, zostawiając go tak samo, jak jego ojciec zostawił mnie.

Nienawidziłem siebie za to, co zrobiłem. Gdybym tylko wiedział, jakie konsekwencje to za sobą poniesie, w życiu nie zrobiłbym tego Tae. To jego ojciec był winny, nie on. Czemu wtedy tak bardzo pragnąłem zemsty, dlaczego byłem takim skończonym potworem? Zmieniłem się, odkąd przestałem ćpać, ale nic nie zmieniło tego, że byłem brutalnym mordercą. Byłem nikim.

Kolejny raz uderzyłem w drzwi i kolejny raz powitała mnie cisza. Martwiłem się o niego, a jednocześnie chciałem powiedzieć mu prawdę, bo myślał, że to Suga był winny, a przecież nie był. Postanowiłem wyważyć drzwi. Zacząłem kopać w nie z całej siły, dopóki zamek nie ustąpił. Uchyliły się lekko, a ja postanowiłem powoli je otworzyć. Już z początku widziałem, że panuje tam ciemność, a do tego grobowa cisza, dlatego jeszcze bardziej się przeraziłem i tak naprawdę miałem czym.

Jego ciało leżało bezwładnie na ziemi, był blady jak ściana, a z jego nadgarstków sączyła się krew. Podbiegłem do niego i łapiąc go za rękę, spojrzałem w jego oczy, które patrzyły się martwym wzrokiem przed siebie. Zacząłem krzyczeć, płakać i się trząść, a jego ciało lekko drgnęło, przez co podskoczyłem.

– Jeon? – wyszeptał. – Muszę już iść.

– Gdzie? – zapytałem, a łzy spływały po moich policzkach litrami.

Jego ręka lekko się uniosła, a palec wskazał ciemność.

– Tam jest moja mama, muszę z nią iść – odparł. – A mój tata jest w piek...

Nie, nie i nie. On nie mógł mnie teraz zostawić, tak bardzo go kochałem. Dlaczego to musiało się tak potoczyć? Dlaczego coś, co zrobiłem, będąc naćpanym śmieciem, uderzyło we mnie w taki sposób? Nie wiedziałem, co mam zrobić. On już umierał, więc nawet jakbym zadzwonił po pomoc, nie zdążyliby nic zrobić. Dlatego klęczałem przy jego ciele, zapłakany i załamany, że straciłem całe szczęście, jakie dało mi życie. W pewnym momencie jednak doszły do mnie jego słowa. Jego tata był w piekle? Czy ja naprawdę zemściłem się, mimo że ten mężczyzna już dostał karę od życia?

A Taeś? On poszedł z mamą i przez to zdałem sobie sprawę, że nawet po śmierci go już nie zobaczę. Ja będę w piekle, on w niebie, nasze drogi już nigdy się nie zejdą.

Ostatni raz spojrzałem w jego oczy i nadal trzymając jego rękę, wyszeptałem słowa, które rozwaliły moje serce.

– Nie umieraj. Miłość to krew serca, a ty nie możesz pozwolić, żebym się wykrwawił.

│I tym o to akcentem kończymy tę książkę. Rozdział bardzo krótki, ale też emocjonalny. Mam nadzieję, że dotrwaliście do końca, nie nudząc się. No i prawdopodobnie dzisiaj wieczorem wpadnie prolog nowej książki, pisanej zupełnie inaczej i w lekko innym stylu. Trzymajcie chusteczki i pamiętajcie, że was kocham!!!│

Again and againWhere stories live. Discover now