დPrologდ

297 17 8
                                    




Nie płacz. Łzy to krew duszy, a ja nie pozwolę, się wykrwawił.

– Słuchasz mnie w ogóle? – Z transu wyrwał mnie niski, zachrypnięty głos siedzącego przede mną mężczyzny.

Facet na oko miał ponad czterdzieści lat, a mimo tego włosy na jego głowie, zaczęły przybierać siwy kolor. Oczy za to, niebieskie jak ocean wierciły we mnie dziurę, jakby ich właściciel chciał dostać się do mojej duszy i przejrzeć mnie na wylot. Nie mogłem niestety mu na to pozwolić, w końcu i tak nie zrozumiałby moich emocji i tego charakterystycznego ścisku w klatce piersiowej na samą myśl o tym, co się stało. 

Mamo! Tato!

Otrząsnąłem się, chcąc jak najszybciej pozbyć się tych głosów w mojej głowie. Nie chciałem tego pamiętać, śnić o tym, ani bać się, że mi stanie się coś podobnego. W tamtym momencie potrzebowałem tylko kogoś, kto dałby mi jakiekolwiek poczucie bezpieczeństwa, bo wspomnienia z tej sytuacji ciągnęły się za mną już od wielu lat. 

Przeniosłem wzrok na towarzyszącego mi człowieka i mruknąłem coś niezrozumiałego pod nosem, żeby jak najszybciej zakończył to spotkanie. Naprawdę nie potrzebowałem psychologa, a przynajmniej tak mi się wydawało. 

– Pytałem, czy chciałbyś powiedzieć coś o tamtym wydarzeniu. Jak się wtedy czułeś?

W tamtym momencie mnie zatkało, bo mimo że rozumiałem wiele, to nie potrafiłem uwierzyć, w to, że zadał tak głupie pytanie. No jak się mogłem czuć? Czułem się wtedy, jakby serce próbowało wyskoczyć mi z piersi, by ostatecznie pokruszyć się na malutkie kawałeczki, których nikt nigdy nie będzie w stanie poskładać. Straciłem dwie najważniejsze osoby w moim życiu, dlatego wiem, co to ból, strach i samotność. 

– Nie chcę o tym mówić – warknąłem niemiło, żeby w końcu się odczepił i dał mi święty spokój.

Mężczyzna westchnął, zapisując coś w swoim czarnym notesie i przeniósł wzrok na okno, z którego był widok prosto na park. Podążyłem wzrokiem prosto za nim, a moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. W końcu cała sytuacja stała się właśnie w tym miejscu. 

Wszędzie była krew, a ja poczułem, jak śmierć ociera się o moje ramię, sprawiając, że chłód opatulił całe moje ciało.

Nawet nie zauważyłem, jak pojedyncza łezka uciekła z mojego oka i zaczęła drążyć korytarze w moim policzku, a zaraz za nią następna i kolejna. Aż w końcu mój płacz zamienił się w szloch. Wyłem, łapałem się za głowę, trzęsąc się przy tym, jak chorągiewka na wietrze. Po chwili jednak udało mi się uspokoić, a mój pusty, przeraźliwie chłodny wzrok przeniósł się na psychologa. Widziałem, że patrzy na mnie ze smutkiem, ale i strachem w oczach, nie wiedząc, czy w ogóle powinien się odezwać. Dlatego długo nie czekałem i bez jakichkolwiek emocji zacząłem opowiadać swoją historię. 

Mamo! Tata mi kupił loda i to mojego ulubionego! wykrzyczałem, biegnąc prosto w ramiona mojej rodzicielki, która obecnie przyglądała się gwiazdom.

Odkąd pamiętam, kobieta uwielbiała te ciała niebieskie, bo zawsze bardzo ją inspirowały i sprawiały, że na jej ustach pojawiał się szeroki uśmiech, (ale nadal nie tak szeroki, jak w momencie, kiedy patrzyła na mnie). Wiedziałem, że kocha mnie najbardziej na świecie, w końcu byłem jej jedynym i ukochanym synem, dla którego była w stanie nawet skoczyć w ogień.

Cieszę się kochanie – odparła, czochrając przy tym moje ciemne loczki i łapiąc mnie za rączkę.

Zaraz po tym od razu ruszyliśmy w stronę naszego domu, od którego dzielił nas rynek i mały, zaniedbany park. Dreptałem moimi małymi nóżkami między rodzicami, śpiewając przy tym piosenkę ze szkoły i ochoczo zajadając się śmietankowym lodem. Bardzo lubiłem ten smak, był on dla mnie tak zwyczajny, że aż niezwykły i imponujący. Zresztą podobnie wyglądało to u mnie z ludźmi, bo nie trzeba było wyróżniać się z tłumu, żeby być kimś wartościowym i tego przekonania się trzymałem.

Przez całą drogę kopałem po kolei każdy kamyczek, rozglądając się wokół i napawając się pięknem, jakie przynosiła ze sobą jesień. Uwielbiałem te kolorowe liście, spadające z drzew, cichutki śpiew ptaków i krople deszczu, które spadały na ziemie, łącząc się w kałuże. To wszystko tworzyło tajemniczą, ale też i interesującą aurę, która po prostu uwielbiałem.

Uważaj słoneczko pod nogi – powiedziała moja mama, a w jej głosie jak zawsze usłyszałem troskę – tutaj jest bardzo nierówna droga.

Miała rację. Droga w parku, do którego właśnie wchodziliśmy, była tak samo zaniedbana, jak on sam. Liczne gałązki i chwasty sprawiały, że bardzo łatwo było się tam przewrócić i co gorsza zedrzeć kolano. Na szczęście nawet nie zwróciłem uwagi na to, że przeszliśmy połowę trasy i na krople deszczu, które zaczęły coraz mocniej uderzać o drzewa i ziemie. Co jak co, ale w tamtym momencie jeszcze nie zdawałem sobie sprawy, że owe drzewa zobaczą najgorszą ze zbrodni, a woda zmiesza się z krwią niewinnych ludzi.

To była dosłownie chwila. Wszystko zaczęło dziać się tak szybko. Poczułem silne uderzenie, które od razu powaliło mnie na ziemię, a zaraz po tym ten przerażający śmiech. Wiedziałem już wtedy, że zapamiętam go do końca życia, ale nie sądziłem, że stanie się coś tak złego. Oprawca przyłożył nóż do mojej krtani, szepcząc cicho, żebym nie wydawał z siebie dźwięków, bo nie tylko ja na tym ucierpię. Widziałem wtedy pierwszy raz, jak moja mama płaczę i błagalnym tonem, prosi go, żeby mnie wypuścił, obiecując, że odda za to wszystko, co mamy.

Życie – wymruczał rozbawiony – wasze życie za jego życie.

Właśnie wtedy mój los został przesądzony, bo doskonale wiedziałem jaką decyzję podejmą moi rodzice i choć zdawałem sobie sprawę, że sam na ich miejscu zrobiłbym to samo, to i tak czułem do nich żal. Dwa istnienia za jedno to bardzo niesprawiedliwa cena. 

Zamaskowany mężczyzna zbliżył się razem ze mną do mojej mamy i taty, a świat przed moimi oczami się spowolnił, sprawiając, że wszystko, co miałem zobaczyć, utknęło w mojej pamięci jeszcze bardziej. Krzyk, trzask, zwolnione ruchy mojej rodzicielki, która postanowiła rzucić się na tego psychopatę, próbując ratować tym moje życie. Wrzask, płacz, krew spływająca po jej bladym ciele i strach w oczach mojego taty, który od razu podbiegł do leżącej kobiety. A potem? Potem tylko więcej krwi, strachu i rozpaczy, kiedy patrzyłem, jak dwa ciała leżą obok siebie, dotrzymując obietnicy danej sobie nawzajem. „Dopóki śmierć nas nie rozłączy".

Przez moją głowę przewijały się przeróżne pytania, kiedy wyłem jak wilk, próbując złapać oddech, a z moich oczu wyciekały tony łez, które łączyły się ze sobą i spadały na mokrą od deszczu ziemię.

Nie płacz. Łzy to krew duszy, a ja nie pozwolę, żebyś się wykrwawił.

No i wleciał prolog, co prawda jest o wiele krótszy niż mają być rozdziały tej książki, ale i tak włożyłem w niego całe serducho! Mam nadzieje, że mój nowy pomysł wam się spodoba, a jeśli macie jakieś zastrzeżenia, to śmiało piszcie! Kocham was!!│

Again and againWhere stories live. Discover now