დ1დ

128 10 2
                                    

Promienie słońca rozświetlały moją blond grzywkę, kiedy uparcie wciskałem walizkę prosto do bagażnika, mrucząc przy tym jakieś pierwsze lepsze przekleństwa, które wpadły mi do głowy.

– Uspokój się nerwusie. – Hoseok podszedł do mnie, by poklepać mnie po ramieniu. – Daj, pomogę.

Już wtedy wiedziałem, że to będzie jedyna osoba, za którą będę tęsknić i było mi przez to cholernie przykro. Nie chciałem zostawiać najlepszego przyjaciela, ale nie byłem w stanie już mieszkać w Seulu. Nie, kiedy każdy jego zakątek przypominał mi to, co się wydarzyło.

– Przyślijcie policję, znaleźliśmy dwa ciała i małe dziecko!

Poczułem, jak przechodzą mnie ciarki na samo wspomnienie, dlatego od razu powędrowałem wzrokiem na Junga, żeby zejść na ziemię i przestać o tym myśleć. Tak bardzo nie potrafiłem tego zapomnieć, tonąc we wspomnieniach jak dziecko, które ktoś wrzucił do wody, kiedy ono nawet nie potrafiło pływać.

– Co za cholerna walizka! – wykrzyczał nagle, kopiąc rurę wydechową. – Nie mogłeś kupić mniejszej? W ogóle co ty za szpargały tam nosisz, bo nie sądzę, że wszystko jest ci potrzebne.

Przez to pytanie sam zacząłem rozmyślać, co ja właściwie spakowałem. Ubrania, środki czystości, jedzenie na drogę i pamiątki. Sam nie wiedziałem, dlaczego postanowiłem spakować coś, co przypomina mi o śmierci moich rodziców. Przecież miałem zacząć nowe życie, zostawiając wszelkie wspomnienia i całą tę sytuację w rodzinnym mieście. Jednak nie potrafiłem. Co noc oglądałem nasze wspólne zdjęcia, zanosząc się przy tym płaczem. Codziennie rozmyślałem, dlaczego musiałem stracić tak ważne osoby i większość czasu spędzić w domu dziecka, jako sierota, której odebrano wszystko, co kochała. Byłem jak wiecznie przerażone dziecko, które bało się, że spotka tego szaleńca, który był winien jego katuszy.

– Udało się! – Podekscytowany podszedł do mnie, pokazując mi palcem, jak dobrze poradził sobie z pakowaniem nieszczęsnego bagażu, a ja tylko uśmiechnąłem się sztucznie, bo przy każdym uderzeniu mojego serca, czułem, jakby ktoś wbijał mi w nie gwoździe.

Lekko poddenerwowany i zdruzgotany podszedłem do samochodu z myślą, że za chwilę opuszczę wszystko, co było z mi znane i zacznę życie od nowa, bez dobijających miejsc, rodzinnego domu i mojego ukochanego Hoseoka. Jedyną nadzieję, jaką miałem to ta, że mimo tej bolesnej rozłąki zawsze zostanę w sercu tego rudzielca, bo on mojego nie opuści nigdy.

– Nie bądź taki smutny! – Wyszczerzył swoje małe ząbki, przytulając mnie, jak pluszaka. – Chodź! Pobawimy się razem!

– Nie jestem smutny – odparłem. – Jestem martwy.

– Też kiedyś byłem martwy, grunt to mieć nadzieję, że jutro będzie się żywym.

On miał ją zawsze, dlatego wiele osób nazywało go „Hope", za to ja przez większość czasu żyłem po to, żeby umrzeć. To właśnie on nauczył mnie, że życie może odebrać ci wszystko, ale warto walczyć o to, czego ci nie odebrało. Dlatego starałem się zrobić wszystko, żeby znowu mieć o co walczyć.

Nawet nie zauważyłem, kiedy chłopak podszedł i przytulił mnie tak mocno, że aż miałem wrażenie, że zwymiotuje swoimi wszystkimi organami wewnętrznymi. Mimo tego pozwoliłem mu trzymać mnie w uścisku, napawając się jedyną bliskością, jaką dane było mi doświadczyć od dawna.

– Kocham Cię Tae – wymruczał, nadal wtulony we mnie, a z jego oczu zaczęły wypływać całe wodospady łez.

Bardzo chciałem móc mu powiedzieć to samo, ale serce mi na to nie pozwalało, a ja sam czułem jedynie strach przed stratą. Co do tego, że jego zamiary wobec mnie zawsze były szczere, nie miałem wątpliwości, ale bałem się, że wypowiadając te dwa słowa w jego stronę, życie znowu odbierze mi kogoś, kogo kocham. To tak, jakbym rzucał tymi słowami jakiś czar, który sprawia, że osoba, która je usłyszy, umiera.

Again and againWhere stories live. Discover now