Rozdział 15

134 8 1
                                    

-Proszę wracać do domu i się położyć.- powiedziała z uśmiechem pielęgniarka, która właśnie wyszła, by poprawić Jankowi kroplówkę. Minęły 3 dni od tego koszmarnego wieczoru, a Jasiek stracił tak dużo krwi, że prócz przetaczania krwi, został wprowadzany w stan śpiączki farmakologicznej. Okazało się, że wziął też jakieś leki i dość mocno je przedawkował, więc na dodatek miał robione płukanie żołądka.- Jest tu Pani już siedemdziesiąt dwie godziny.

-Nigdzie nie idę.- powiedziałam wtulając się spowrotem w klatkę piersiową szatyna. Słuchając bicia jego serca.

-Jadła pani coś?- spytała?

-Tak, proszę się nie martwić.- skłamałam. Pielęgniarka odpuściła i wyszła. Całe szczęście, że szpital pozwala zostawać mi tu na noc. Nie chcę się stąd ruszać, chce być tylko przy nim.

-Chcę żebyś wiedział...- zaczęłam, ale zachłysnęłam się płaczem.- że siedzę tu, u ciebie, przy tobie, bo cię kocham, nie z litości. Boże to co wtedy powiedziałeś.- znowu zaniosłam się płaczem.- Że nie chcesz abym się litowała... Janek, przepraszam, że przeze mnie tak myślisz, ja cię tak przepraszam, ja się po prostu bałam, nigdy nie chciałam cię od siebie odsunąć, przysięgam. Tak bardzo żałuję, myslałam, że będzie Ci beze mnie lepiej. I dalej tak uważam, więc obiecuję, że jak już będziesz czuł się dobrze to zniknę, na zawsze. Nigdy więcej nie będziesz musiał przeze mnie cierpieć.- rozryczałam się całkowicie, wtulając się jeszcze mocniej w chłopaka. Nawet nie wiem czy mnie słyszy. Wiem tylko, że musiałam mu to powiedzieć.

-Nie płacz.- powiedział cichym głosem Janek. POWIEDZIAŁ JANEK. Zerwałam się gwałtownie, patrząc prosto w jego oczy.

-Boże, obudziłeś się...- odetchnęłam, chcąc znowu się przytulić, ale chłopak wyciągnął rękę na znak, że wcale tego nie chce.

-Prosiłem, żebyś nie spotykała się ze mną.- powiedział z bólem w głosie.- Słyszałem wszystko, co przed chwilą powiedziałeś, ale... masz rację. Lepiej będzie jak się więcej nie zobaczymy.- powiedział dosadnie.

-Proszę, Jasiu, przynajmniej dopóki nie wyzdrowiejesz, nie mogę cię zostawić.- wypłakałam.

-Gdzie Ania i reszta?- zapytał Janek podnosząc się do siadu, ale natychmiast go położyłam.

-Jest środek nocy, a poza tym wyjechali coś załatwiać. Wrócą dopiero za dwa tygodnie.

-Środek nocy?- zapytał marszcząc brwi.

-Dokładnie druga dwadzieścia cztery. Też nie wiem dlaczego mnie stąd nie wyrzucili.- uśmiechnęłam się smutno patrząc na zabandażowaną rękę chłopaka, chowając swoją własną jak najgłębiej w rękaw bluzy. Czułam potrzebę wyniszczenia siebie, ukarania siebie za to, że zniszczyłam tak cudownego człowieka. Chociaż wiem, że to co zrobiłam, było jedynie cegiełką w całej budowli jego problemów.

-Bardziej zastanawiam się dlaczego nie śpisz w domu. Spałaś w ogóle? Masz okropne cienie pod oczami.- powiedział przyglądając mi się dokładniej, a ja schowałam twarz w dłoniach, opadając na oparcie krzesełka, na którym siedziałam.- Victoria? Odpowiedz mi na pytanie.

-Spałam.

-Kiedy?

-Cztery dni temu.- powiedziałam cicho pod nosem.

-Natychmiast idź się położyć. Ja sobie dam radę. Odpocznij, zrelaksuj się...- przerwałam mu.

-Czy ty siebie słyszysz?- wybuchnęłam płaczem.- "Zrelaksuj się"? Ja pierdolę... naprawdę za taką mnie teraz masz? Oczywiście, że mnie za taką masz. Ja też tak uważam. Nie... tak, nie ja...- przerwał mi tym razem on.

-Idź. Się. Przespać. I przyjedź rano. Dobrze?- powiedział uśmiechając się delikatnie. On był za dobry... zaniosłam się płaczem ponownie i wybiegłam z sali. Tak bardzo chciałam zniknąć i już go więcej nie krzywdzić. Tak bardzo... nie zasługiwałam już na nic, nienawidziłam siebie. Tak bardzo mocno.

***

Zauważyłam, że pokój pielęgniarek jest otwarty, więc wykradłam najmocniejsze mi znane tabletki nasenne i udałam się na dach. Znajdowaliśmy się na dziesiątym, ostatnim piętrze szpitala, gdzie było wyjście na dach. Usiadłam przy krawędzi, lecz tak, by nie spaść i wysypałam tabletki na ręce.

-Nie... nie w ten sposób.- wyrzuciłam tabletki spowrotem do buteleczki i wzięłam żyletkę. Zdjęłam bluzę. Krew lała się jak szalona. Mi napewno poszła tętnica. Zakryłam usta dłonią drugiej ręki, by nie było słychać mojego krzyku i połknęłam... z dziesięć tabletek. Nagle usłyszałam głośny krzyk.

-DZIEWCZYNO CZY TY DO RESZTY ZWARIOWAŁAŚ?!- klęknął przy mnie Janek patrząc na mnie z największym zawodem wymalowanym na twarzy.

-Nie, nie, idź stąd!- krzyknęłam próbując wstać, ale tylko upadłam bliżej krawędzi dachu.- Jasiu, połóż się na sali, zaraz przyjdę.

-Gdzie przyjdziesz?! Gdzie niby przyjdziesz? Jak?!- krzyknął szarpiąc za moje ramiona, a następnie upadł na kolana obok mnie biorąc moją rękę w swoje dłonie.- Ja pierdolę tętnica, trafiłaś w tętnice.- przerażony cofnął się do tyłu, jak zahipnotyzowany. Uśmiechnęłam się delikatnie.

-Wiem. Przepraszam za wszystko, ale tak będzie lepiej. Dla ciebie, wszystko zawsze chciałam najlepiej dla ciebie, uwierz mi.- tak bardzo chciałam, by powiedział mi, że wszystko bedzie dobrze. Że chociaż mi wybaczy. Nagle rzucił się na mnie, z całej siły uciskając moje ramię, by zatamować krawienie. Łzy ciekły z jego oczu, spadając prosto na moją twarz. Leżałam, nie miałam już siły siedzieć.

-Jasiu...- połozyłam mu dłoń na policzku, by na mnie spojrzał, ale z jego oczu tylko trysnęła fala łez.- Puść.- zaczęłam szarpać ręką.

-Nie umrzesz, rozumiesz? Nie zgadzam się.- pokiwał głową.- Nie dziś. Nigdy.

-Janek...

-Przestań. Zamknij się, kurwa do cholery!- krzyknął wściekły łapiąc mnie wolną ręką za szczękę.- Czy ty kurwa myślisz, że cię nie kocham?

-Ja siebie nie.- uśmiechnęłam się blado tracąc siły. Nie czułam po mału żadnego bólu.- Janek?- cisza. Otworzyłam oczy, a jego nie było. To wszystko tylko mi się wydawało. To był tylko sen.

Przeciągnęłam się lekko, okazało się, że siedzę pod salą. A no tak, już pamiętam. Janek kazał mi się zdrzemnąć, więc właśnie to zrobiłam. Wstalam z cholernie niewygodnego krzesełka i skierowałam się do jego sali, jednak widok, który zastałam zadał kolejny cios w moje serce.

-Mam dość.- usłyszałam lament Janka, który siedział teraz na łóżku z twarzą ukrytą w dłoniach. Na rękach nie miał już bandaży, musiał je zdjąć.

-Mogę wejść?- zapytałam niepewnie.

-Wolałbym, żebyś się zdrzemnęła.- powiedział ocierając łzy, jak gdyby nigdy nic.

-Byłam, już się przespałam.- zapewniłam.

-Victoria. Minęło dziesięć minut.- powiedział patrzac na mnie z politowaniem na co ja po prostu usiadłam na krzesełku obok łóżka i oparłam głowę o swoje kolana w celu zdrzemnięcia się.

-To pośpię kolejne dziesięć.- wymamrotałam.- Kiedy wychodzisz?

-Jutro o dziesiątej.- powiedział po czym położył się i odwrócił tyłem do mnie.

-Możemy porozmawiać?- zapytałam cicho.

-Miałaś spać.- odrzekł.

-Płakałeś.- zmieniłam temat i wypuściłam drżące powietrze z płuc.- Powiedz mi, co się dzieje?- odpowiedział mi cisza.

***
Totalnie nie siedzi mi ten rozdział 😩😩 ale następne będą lepsze obiecuję

JUTRO START TRASYYYYY!!!

Would It Help If I Bled? // Jann (PL) |ZAWIESZONE(??)|Kde žijí příběhy. Začni objevovat