1.20. 𝐖𝐨𝐝𝐚 𝐤𝐨𝐥𝐨𝐧́𝐬𝐤𝐚

26 4 24
                                    

A/N
Sorki ziomy, że tylko mi to zajęło, ale może wrócę do częstszych aktualizacji.
Mam dużo nauki, surową matkę i problemy z psychiką, koncentracją, gadaniem z ludźmi i samoakceptacja ostatnio, przez co skupiam się bardziej na sobie... ALE PISANIE SPRAWIA MI TAKĄ PRZYJEMNOŚĆ, ŻE NIE MOGĘ WAS ZOSTAWIĆ TAK NA ZAWSZE

— 🪨 —

Po niezręcznej nocy spędzonej z Kai'em w Targowisku i przeraźliwym ataku złości wcześniej wspomnianego chłopca ze względu na fakt, że jego siostra została porwana, Cole bał się rozmawiać z nim w szkole. Z powodu tego strachu został w domu, okryty trzema kocami i bunkrem w poduszek.

Jego telefon równo o godzinie 15:45 zadzwonił, na wyswietlaczu pojawił się ciąg liter „Mistrz Gadki-szmatki" wraz ze zdjęciem Jay'a, gdy był ubrany na jego pierwszą w życiu imprezę, z niewiadomych przyczyn miał on niebieski garnitur, zlizane włosy i makijaż.

— Hm, co tam? — mruknął Brookstone do słuchawki, gdy odebrał telefon.

— Czemu cię dziś nie było? Musiałem cały dzień męczyć się z Kai'em i jego pytaniami! — Jay wrzasnął do słuchawki, z tego powodu drugi mężczyzna odsunął telefon od ucha.

— Muszę to wszystko przemyśleć, stary. Wiesz, z dnia na dzień osoba którą lubię jest zmieszana w całą sytuacje z tymi smokami, naraża nagle swoje życie i musi mi pomagać z tym całym szambem.

— Wyobraź sobie jak musi się czuć Kai w tym momencie, skoro ty się źle czujesz z jego powodu, to co czuje on?

Kruczowłosy tylko mruknął do telefonu, po kilku minutach rozmowy o lekcjach, zakończył połączenie.

Westchnął i opadł na łóżko ze zmęczeniem.

Łezka w spokojnej ciszy przez jakieś 20 minut, do czasu.

Jego spokój przerwał stuk za oknem.

— Kolejne szkieletory? — szepnął, podszedł do okna z już przygotowanym medalionem w dłoni, gdy miał je już otworzyć ktoś go wyprzedził.

— Hej Cole! — to był Kai, wyskoczył niczym pajacyk z pudełka i sprawił, że serce Cole'a zatrzymało się na chwile ze strachu.

— Kai! Co ty tu robisz?! — wrzasnął Brookstone, ale pomimo swojej złości pomógł szatynowi wdrapać się do pokoju. — Dostałem prawie zawału!

— Odwiedzam cię, tak się składa, że gdy rozmawiałeś z Jayson'em o tym jak się źle czujesz i jaką przykrość ci sprawia myśl, że jestem teraz w to wplątany to bylem obok i wszystko słyszałem... Więc... — pokazał swój czerwony plecak z milionem przypinek, tak, czerwony BYŁ jego kolorem. — Będziemy dzisiaj razem przez cały dzień i noc! Też jestem tu dlatego, że nie mogę znieść faktu, że moja siostra to teraz nie-moja siostra iiii boje się tam spać trochę... Booo, po tych obrazkach przedstawiających Oni i ich szponach... Ta, chce jeszcze mieć oczy.

— Spokojnie, nie mam nic przeciwko. Ale nie byłoby lepiej gdybym to ja przenocował u ciebie w domu? Skoro wiemy, że nie-Nya to Oni? Mógłbym ją powalić, pokonać, czy coś — Cole wziął plecak od przyjaciela i położył go na ziemi obok łóżka.

— Żartujesz? Moi rodzice cię nienawidzą! Dosłownie zdemolowałeś mój dom i oni byli tego świadkami — szatyn usiadł na posłaniu Cole'a by sprawdzić jego wygodność.

— Fakt... Przepraszam za to.

— Luz, było minęło, a teraz.... — Kai położył się na łóżku Cole'a, rozłożył się na całej szerokości i zamruczał z wygody. — Pójdę spać, jestem zmęczony... Możesz wziąć moje książki i się pouczyć, będziemy mieć test z hiszpańskiego za tydzień i ewentualną prezentacje.

Opowieści z Ninjago: Łowcy Oni Where stories live. Discover now