1.19. 𝐏𝐨𝐜𝐳𝐚̨𝐭𝐞𝐤 𝐳𝐚𝐠𝐫𝐨𝐳̇𝐞𝐧𝐢𝐚

21 3 17
                                    

— 🪨 —

Pisk Kai'a dostał się do ucha Cole'a, odrazu odwrócił wzrok, by zobaczyć smoka trzymającego w swoich szponach szatyna jak szmacianą lalkę.

— Patrzcie! Nasz, mały łowca przyniósł nam jedzenie! — wrzasnął radośnie gad i uniósł Kai'a ku górze jak, by pokazać innym stworzeniom dowód.

— Jedzenie? — szepnął przerażony szatyn i spojrzał na Cole'a. Ten wzrok zabił go wewnętrznie, było to jak uderzenie w klatkę piersiową, ten strach i żal. Okropność.

—Zostaw go! Jest ranny! — wrzasnął kruk, zacisnął pięść na swojej broni, gotów by zaatakować.

— Właśnie! Ałaaa! Krew! Krew się ze mnie leje! Blehhh — Kai zaczął mały teatr pokazu co się z nim stanie przez ranne na czole.

— Bo co? — burknął smok, a wokół już były tłumy.

— Bo to! — wrzasnął Kai, zanim Cole to zrobił.

Szatyn wyciągnął za pleców pół maski Vangelisa.

Zrobiło się cicho. Każde stworzenie wokół wbiło gały w białą połowę maski,
zielony dym nadal unosił się z maski, nadając jej tylko prawdziwość.

„VANGELIS POKONANY!" wrzeszczały tłumy. Zrobiło się zamieszanie, każdy zaczął podchodzić do Kai'a i wypytywać go skąd to ma i jak to zrobił.

Kruk wykorzystał sytuacje, wyciągnął szatyna z tłumu, by zaprowadzić go do jaskini swojego przyjaciela.

Tłum nie ucichł, ryczeli, krzyczeli i wiwatowali za Kai'em, nazywając go swoim nowym zbawcą, Łowcą i Bogiem.

— Powiemy im, że to ja go pokonałem? — mruknął Cole, patrząc na Kai'a udawanym bólem i zazdrością.

Szatyn uśmiechnął się do chłopca i zachichotał kiwając głową.

— 🪨 —

— Wielkie nieba! Co tak długo! — Errrt syknął, gdy Cole się pojawił w drzwiach. — I kto to je-sss-t?

Wąż wskazał na szatyna obok, któremu nadal ciekła krew.

— To mój przy- — Cole miał dokończyć, ale Jay wszedł niepostrzeżenie do kadru i dokończył za najlepszego przyjaciela.

— To jego chłopak, Kaiden Ash Smith! — odpowiedział piegowaty.

Twarz Kai'a stała się czerwona nie tylko w powodu rozlewu krwi. Za to serce Cole'a zaczęło bić tak szybko i głośno, że był pewien, że cały pokój to usłyszał.

— CCC-óż, nie igram w wa-sss-ze życie miło-sss-ne... Ale ty chodź — wskazał znowu na Kai'a. — Trzeba ccc-oś zrobić z tą raną.

— 🪨 —

— ZABILIŚCIE VANGELISA?! — Jay i Errt krzyknęli w tym samym czasie, patrząc na maskę, która leżała teraz na stole.

— Tak? — mruknął niepewnie szatyn, patrząc to na Jay'a, a to na węża.

Jego rana została opatrzona, nie była zbyt poważna i głęboka, więc przeszło bez bólu i krzyków agonii, których Cole chciał unikać.

— O nie... Znaczy s-sss-ię.. To w-sss-panie! Ale... — Errrt zrobił dramatyczną pauzę, spojrzał znowu na maskę i potem na pozostałych. — To dopiero początek najgor-sss-zego.

— 🪨 —

A/N

OMG ZGANIJCIE KTO WRÓCIŁ???

Sorry ziomy, ale mam chujowy plan lekcji rn i muszę sie postarać w tym roku by zdać.

Krótki rozdział, postaram sie jakoś by nowy miał elementy tego wątku z teatrzykiem i coś z planem balu maturalnego....

PAPAP!!!

Opowieści z Ninjago: Łowcy Oni Where stories live. Discover now