14. Cios ostateczny.

Zacznij od początku
                                    

— Dobra, kończę właśnie przyjechał mój szofer — zaśmiałam się, zauważając czarny samochód Cartera parkujący na podjeździe, a następnie zakończyłam połączenie.

Wzięłam walizki w obie dłonie, ruszając w stronę pojazdu. Boże, one naprawdę były ciężkie nawę jeśli miałam je tylko ciągnąć za sobą. Vance wysiadł z auta, gdy zauważył, że powoli się do niego wlecze.

— Cześć, Steyn — przywitał się z neutralną miną, a następne podszedł otworzyć mi bagażnik.

— Cześć — odpowiedziałam, gdy brał ode mnie walizki.

Szybko wpakował je do środka, a za chwile oboje znaleźliśmy się wewnątrz auta. Zajmowałam miejsce kierowcy, więc odwróciłam się do tyłu witając się z szerokim uśmiechem z moją ulubioną parą, gdy brunet zaczął wjeżdżać na drogę. Ulubioną na razie, ponieważ Nate i Des nie byli jeszcze ze sobą oficjalnie.

— Gotowa na dwie godziny drogi? — zachichotała Howell.

- Totalnie nie, pewnie zasnę w ciągu najbliższych trzydziestu minut. Średnio dziś spałam - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Dzisiejsza noc nie należała do najprzyjemniejszych. Co chwilę się budziłam, a potem wierciłam się w łóżku przez kolejne piętnaście minut próbując zasnąć. I tak w kółko.

— Jeśli oślinisz mi fotel to zostawię Cię na drodze, nawet jeśli będziemy pięćdziesiąt mil od Moore Haven — rzekł śmiertelnie poważnie Carter, na co przewróciłam oczami.

— Chcesz powtórkę z rozrywki? — spytałam zadziornie, przez co tym razem on wywrócił oczami. Widziałam niezrozumiałe wyrazy twarzy dwójki z tyłu w lusterku, ale postanowiłam to zignorować. — A wiesz, że właśnie wtedy poznałam Rafe'a?

Nie wiedziałam czy o tym wie czy nie, ale średnio mnie to jakoś obchodziło. Chciałam zacząć byle jaką rozmowę, żeby przez następne godziny nie siedzieć w ciszy.

— Fascynujące — odparł z ironią.

Zdecydowanie nie był dziś w humorze na rozmowy, ale nie musiał być wredny. Ale w sumie czego ja się spodziewałam.

— Rafe coś opowiadał o tym jak się poznaliście. Jak widać świat jest mały, a Moore Haven jeszcze mniejsze — wtrącił się Wyatt ratując mnie tym samym od samotnej ciszy.

Ostatnie czterdzieści minut jazdy spędziłam na gadaniu z Maeve, głównie o kosmetykach i paznokciach. Dlatego Wyatt wyłączył się już w pierwszej sekundzie po usłyszeniu słowa "kosmetyczka". Szatynkę pokonała jedną chęć snu i w końcu odpadła. Zasnęła na ramieniu chłopaka, a on zrobił ta zaraz za nią. Byłam pewna, że to ja pierwsza odpadnę. Wtedy straciłam ostatnich kompanów do rozmowy.

Niestety w trakcie jazdy wypiłam za dużo coli, przez co mój pęcherz nie trzymał się już najlepiej. Na początku nie chciałam nic mówić, bo Vance jeszcze by na mnie nawrzeszczał, ale teraz już myślałam, że długo nie pociągnę. Albo zatrzymamy się na jakiejś stacji albo pocieknie mi po nogawkach. Trzeba było wybrać mądrze.

— Vance, muszę do łazienki — mruknęłam, spoglądając w jego stronę.

Jak zwykle był skupiony na drodze. Jedną ręką trzymał kierownicy, trzymając łokcia na drzwiach, a drugą zmieniał biegi. Chyba miałam słabość do facetów kierujących w ten sposób.

— Co? — spytał marszcząc brwi.
Gówno, czego nie zrozumiałeś?

— No muszę siku. Zatrzymamy się na jakieś stacji? — spytałam niemal błagalnie.

Widziałam jak przewraca oczami.

— W porównaniu z tobą nawet Adam nie jest tak irytujący, a myślałem, że jego nie da się przebić. — powiedział zdawkowo. — Za pięć minut jakaś będzie. Zajadę. — Popatrzył na mnie kątem oka. — I nie pij tyle tego gówna, bo nie będę się zatrzymał po raz drugi.

Let The Light InOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz