Tylko tego

650 38 10
                                    

,,Tylko tego" jest dokładnie 50-tym napisanym przeze mnie one-shotem Irondad i Spiderson, więc jest dla mnie szczególnie ważny

Mam nadzieję, że się spodoba...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Peter Pov.

-Peter. Szef prosił przekazać, że czas wstawać.

Mruknąłem w poduszkę na słowa sztucznej inteligencji mojego taty. Jak ja nie znoszę wstawać rano !

-Już wstaje Friday- powiedziałem wstając z łóżka.

Kiedy już miałem otworzyć drzwi, nagle poczułem się słabo. Zakręciło mi się w głowie i zrobiło mi się nie dobrze. Oparłem się o ścianę i przyłożyłem dłoń do ust. Znowu zaatakował mnie ten głupi kaszel. Od jakiś 2 tygodni codziennie kaszlę, chociaż nawet nie jestem przeziębiony. Tata chciał żeby wujek Bruce mnie zbadał, ale ja nie chciałem. Byłem pewny, że to mi z czasem przejdzie, ale dzisiaj jest o wiele gorzej. Po chwili poczułem się nieco lepiej, więc od razu wyszedłem ze swojego pokoju i skierowałem się do kuchni, gdzie była już moja rodzina.

-Cześć…- powiedziałem słabo.

-Oho, ktoś tu się nie wyspał- zaśmiał się wujek Clint.

Przewróciłem tylko oczami i usiadłem obok taty i cioci Nat przy kuchennej wyspie.

-Jak tam młody ? Jak się czujesz ?- zapytał.

-Nie najlepiej- odparłem łapiąc się za głowę.

-No i tak wyglądasz- stwierdziła Czarna Wdowa patrząc na mnie z zaniepokojeniem.

Wtedy znowu zacząłem kaszleć, a tata objął mnie ramieniem.

-Ten kaszel w ogóle nie przychodzi. Jak Bruce wróci do wieży to od razu cię zbada i nawet nie chcę słyszeć żadnego nie- powiedział.

-Nawet nie będę próbował- mówiłem.

Tata zaprowadził mnie z powrotem do mojego pokoju i od razu położyłem się do łóżka.

-Gorączki nie masz- stwierdził kładąc rękę na moim czole.

-To na pewno nic poważnego- powiedziałem.

Tata nie wyglądał na przekonanego.

-Mhm, wątpię w to. Dzisiaj nie idziesz do szkoły i nawet nie waż się wychodzić na patrol, rozumiesz ?- mówił bardzo poważnie.

-Rozumiem.

Po chwili tata wyszedł, a ja postanowiłem się trochę przespać. Jednak nie mogłem, ponieważ znowu zacząłem kaszleć. Kiedy mi przeszło, odsunąłem dłoń od ust i zobaczyłem coś czego w życiu bym się nie spodziewał.

Krew… na mojej dłoni były małe plamki krwi. Zupełnie odebrało mi mowę. Wiedziałem, że taki objaw jest bardzo poważny i może wróżyć różne złe choroby. Chyba jeszcze nigdy się tak nie bałem jak teraz…

~~~~~~~~~~~~~~

Jeszcze tego samego dnia trafiłem do centrum medycznego gdzie wujek Bruce przeprowadził różne badania, aby dowiedzieć się co mi jest.

Siedziałem w sali razem z tatą, ciocią Nat oraz wujkiem Steve'm i wujkiem Clintem. Czekaliśmy na moje wyniki. Wszyscy byli bardzo zaniepokojeni. Gdy powiedziałem im, że kaszlę krwią byli bardzo przestraszeni. O wiele bardziej niż ja. Widziałem, że bardzo się niecierpliwią i mimo, że sam chciałem się dowiedzieć co mi jest, starałem się uspokoić.

W końcu wujek Bruce wszedł do sali z moimi wynikami badań… jego twarz… był strasznie blady… wyglądał jakby zobaczył ducha…

-Bruce…- zaczął tata drżącym głosem. -Proszę cię… powiedz nam co wyszło…

Wujek Bruce spojrzał w dół. Jakby to co miał powiedzieć, nie chciało przejść mu przez gardło. I wtedy zacząłem się domyślać o co chodzi…

-Rak ?- zapytałem cicho.

Miałem ogromną nadzieję, że zaraz usłyszę słowo nie… jednak wujek Bruce tylko spojrzał na mnie i pokiwał głową.

-Złośliwy nowotwór płuc- odparł głosem jakby ledwo mógł powstrzymać płacz.

Do moich oczu napłynęły łzy. Spojrzałem po swoich bliskich. Ciocia Nat wybuchła płaczem. Wujek Steve i wujek Clint przytulili ją obaj, a w ich oczach również zobaczyłem łzy. Tata, który siedział obok mojego łóżka wyglądał jakby ledwo powstrzymywał strumień łez, które cisnęły mu się do oczu. Od razu wziąłem go za rękę, a on spojrzał na mnie, a potem mnie przytulił. I razem zaczęliśmy płakać…

~~~~~~~~~~~~~~

I tak to było… Przez następne dwa miesiące moje życie było podporządkowane tylko leczeniu… dostawałem chemię za chemią, ale nic pomagało. Nie byłem aż tak głupi i wiedziałem, że nadzieja na to, że wyzdrowieje jest równa zeru. Moja rodzina o tym wiedziała, ale nie chciała nic mówić. Nie miałem im tego za złe. Rozumiałem, że im też jest ciężko. Byłem pewny, że gdyby mnie zabrakło, od razu by się załamali. Znałem ich aż za dobrze… Jeśli chodzi o mnie… ja nie bałem się śmierci… Dawno się z nią pogodziłem…

Teraz leżę w sali w centrum medycznym. Oczywiście nie sam. Moja rodzina była przy mnie. Odkąd zachorowałem wszyscy chcą spędzać ze mną jak najwięcej czasu. Nawet Strażnicy Galaktyki przylecieli na Ziemię chyba z 10 razy w ciągu tych dwóch miesięcy. Wiedziałem, że wszyscy robią tak, ponieważ chcą spędzić ze mną jak najwięcej czasu zanim… odejdę…

Mimo wszystko cieszyłem się, że wszyscy są przy mnie… rozmawiali ze mną tak jakbym nie był chory, jakby wszystko było ok. Wiedziałem, że chcą tym dodać mi otuchy i byłem im za to strasznie wdzięczny…

~~~~~~~~~~~~~~

Czas mijał dalej… i moje obawy się spełniły. Pewnego dnia wujek Bruce powiedział nam, że już niewiele mi zostało… Ta informacja załamała całą moją rodzinę. Wszyscy zebrali się w mojej sali medycznej, żeby być przy mnie…

Ja ledwo mogłem ruszyć palcem. Leżałem w łóżku podłączony do tych wszystkich maszyn, ledwie otwartymi oczami patrzyłem na moich bliskich. Tata i mama siedzieli obok mnie, a reszta była skupiona wokół mojego łóżka…

Nikt się nie odzywał. Wszyscy płakali, a najbardziej moi rodzice. Oboje wyraźnie chcieli coś powiedzieć, ale najwidoczniej nie mogli.

-Nie… martwcie się…- zacząłem słabo. -Wszystko… będzie… dobrze…

-Nic nie będzie dobrze- powiedział tata. -Nie bez ciebie…

-Wiem… że będzie… wam ciężko… ale… chcę żebyście… mi… obiecali, że… po moim odejściu… nie przestaniecie… być rodziną… idźcie dalej… obiecajcie mi to…

Tata zaczął głaskać moje włosy i pierwszy raz od dawna się uśmiechnął.

-Obiecujemy…- powiedział.

Popatrzyłem po swoich bliskich, a oni pokiwali głowami z małymi uśmiechami.

-Nigdy nie zapomnimy o tobie Peter…- mówiła mama.

-Zawsze pozostaniesz naszym synem. Światłem tej rodziny. Kochamy cię najbardziej na świecie. Będziemy za tobą tęsknić… ale będziemy silni…- powiedział tata.

-I tylko… tego chcę…- wyszeptałem.

Moje oczy same zaczęły się zamykać.

-Kocham was…

Potem… widziałem już tylko ciemność…

Kiedy Peter przestał oddychać… 
Avengers byli zrozpaczeni… 
Stracili go… 
Ale wiedzieli, że muszą mimo wszystko pozostać silni…

Bo on tego chciał… tylko tego…

Irondad & Spiderson: One-ShotsDonde viven las historias. Descúbrelo ahora