Peter Pov.
Dziś miałem dosyć spokojny patrol. Żadnych napadów, rabunków ani nic w tym stylu. Po prostu przechodziłem z budynku na budynek i strasznie się nudziłem.
-Karen… nie to, że chciałbym, aby stało się coś złego, ale naprawdę potrzebuje jakiejś akcji- powiedziałem znudzony.
-Masz szczęście Peter. Dwie ulice stąd doszło do napadu na bank- odparła moja sztuczna inteligencja.
W końcu coś się dzieje. Od razu wystrzeliłem sieci i skierowałem się w miejsce wyznaczone przez Karen. Stanąłem na budynku przed bankiem. Wyglądał jak ruina. Był otoczony przez kilka radiowozów, a obok policjanci gotowi użyć ognia. Już chciałem do nich zejść, kiedy nagle drzwi od banku zostały wyważone i wyszedł z niego Vulture'a trzymającego w swoich skrzydłach worki pieniędzy. Ekstra… chciałem akcji, ale nie aż takiej. Szybko zeskoczyłem z budynku na ziemię.
-Hejka Sępie, znów brakuje ci gotówki ?- zawołałem.
-Nie twoja sprawa insekcie !- warknął.
Odłożył worki i zaczął strzelać do mnie z jakiejś dziwnej broni. Unikałem pocisków
-Myślałem, że już nie masz broni Chitauri.
-Pozory mylą.
Było tu za dużo cywilów. Bałem się, że Toomes zrobi komuś krzywdę. Musiałem jakoś go stąd zabrać. Wystrzeliłem sieć prosto w jego twarz.
-Jeśli chcesz mnie dorwać, najpierw musisz mnie złapać !- sprowokowałem go.
-Ja ci zaraz pokażę.
Wystrzeliłem sieci w stronę najbliższego budynku i wzbiłem się w powietrze. Toomes, dzięki swoim skrzydłom podążył za mną. Cały czas strzelał we mnie tą dziwną bronią. Bez większego trudu udawało mi się robić uniki.
-Coś z wiekiem wzrok ci się psuje- zażartowałem.
Wiedziałem, że się na to wkurzył.
-Ja ci zaraz pokażę.
Wystrzelił kolejny pocisk, przed którym jednak pajęczy zmysł nie zdążył mnie ostrzec. Trafił mnie i wybuchł. Moja sieć pękła i zacząłem spadać. Chciałem puścić kolejną, ale na moje nieszczęście wyrzutnie mi się zacieły. Spadłem prosto na ziemię w jakąś alejkę. To był chyba najmocniejszy upadek jaki w życiu miałem. Gdy chciałem się podnieść, Toomes latał nade mną.
-Nigdy ze mnie tak nie żartuj Pedro- powiedział.
-Nic na to nie poradzę, że jesteś stary- odpowiedziałem.
Zachichotał ponuro.
-Wiesz co, mógłbym cię teraz spokojnie dobić, ale mam inny plan- mówił.
Odleciał. Chciałem iść za nim, ale gdy tylko wstałem, poczułem ogromny ból w prawej nodze. Natychmiast usiadłem. To nie możliwe. Jak mogłem złamać nogę ! Moje super leczenie powinno już ją wyleczyć po upadku.
Po chwili zdałem sobie sprawę, że nie wrócę do domu o własnych siłach i potrzebuje pomocy.
-Karen, możesz zadzwonić do taty ?- zapytałem moją SI.
-Oczywiście Peter- odpowiedziała.
Kilka sekund przed oczami zobaczyłem twarz taty.
-Hej synek. Co tam ?- spytał.
-Eee… wiesz tato mam problem…- mówiłem trochę zdenerwowany.
-Co znowu zrobiłeś ?- zapytał poważnym tonem.
YOU ARE READING
Irondad & Spiderson: One-Shots
FanfictionOdkąd Peter Parker został Spider-Manem potrzebował kogoś kto pokaże mu jak być superbohaterem. Tym kimś został jego mentor, Tony Stark.